Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Mama", czyli dlaczego Xavier Dolan dostał tytuł największego hipstera kina

Lucjan Strzyga
Anne Dorval
Anne Dorval Materiały prasowe
To proste: Kanadyjczyk spełnia wszelkie kryteria bycia filmowym guru dla młodych, modnych i bogatych. Jego najnowszy film - "Mama" - pokazuje, że własne traumy i zblazowanie można skutecznie przenieść na ekran.

Oczym jest "Mama"? O trudnych relacjach na linii matka - syn, relacjach wzajemnie obciążających, dusznych i krzywdzących. Ona jest mądra, ale jednocześnie zaborcza i wymagająca i aż kipi w niej macierzyńska chęć zbawienia syna. On stara się od niej uwolnić, ale od początku wiadomo, że mu się nie uda. Ma dopiero 16 lat, jest agresywny, jeździ na deskorolce i postrzega świat jak wideoklip.

Słowem, schemat, jaki można oglądać w tysiącach filmów. Psychologiczny banał ciągnący się przez dwie i pół godziny.

Co zatem sprawia, że "Mamę" okrzyknięto filmem genialnym i rewolucjonizującym współczesne kino? To o nim dyskutują krytycy na filmowych festiwalach, brodaci hipsterzy w modnych knajpach, uniwersyteccy intelektualiści nad kubkiem latte. Odpowiedzi trzeba szukać u dwóch źródeł: pierwsze to Dolanowska filozofia kręcenia filmów, drugie - on sam.

Zacznijmy od tego, że "Mama" podana jest w sosie politycznej poprawności. Filmowa matka jest ekstrawertyczką, która nie może się pogodzić z tradycyjną moralnością. Wychowuje, a raczej próbuje wychowywać syna, ale to tylko pretekst, bo jeszcze większe problemy niż z nim ma z samą sobą. Pokazując matkę uwikłaną w wojenkę z synem, Dolan sprytnie podsuwa nam własne autobiograficzne obsesje i domagające się przezwyciężenia tabu. Nie bez powodu do bliskiej kazirodztwa relacji matka - syn dokooptowuje sąsiadkę. Sąsiadka jest autystyczna, a zatem spełnia wymogi dyskryminowanej przez społeczeństwo ofiary.

Syn z kolei ma ADHD, czyli odstaje od reszty nadpobudliwością, sprawiającą, że trudno skupić na nim wzrok. W ogóle trudno się zorientować, co właściwie siedzi mu w głowie, bo jego życie to huśtawka między miłością a nienawiścią. Brak tu stałych wartości, chyba że za taką uznamy wyjątkowo nieprzychylny stosunek do otaczającego go świata. "Od matki nigdy nie można się uwolnić, nie można jej w sobie zabić" - mówi Dolan językiem Freuda, popkulturowym kodem językowym natychmiast rozpoznawalnym przez pokolenia kampu. Te słowa nic tak naprawdę nie znaczą, ale doskonale nadają się do wielogodzinnych wiwisekcji przy kawiarnianym stoliku.

Emocjonalno-fizyczna szamotanina matki i syna trwa na ekranie blisko 140 min. Warto zwrócić więc uwagę na jej formalną stronę.

Dolan pokazuje nam świat w postaci kolorowych klisz, wychodząc ze słusznego założenia, że pokolenia komiksu podchwyci taki sposób narracji. Jest kolorowo, szybko, bez patosu i zbędnej refleksji. Od strony technicznej też jest ciekawie: film nakręcony jest w formacie 4x4, a cała opowieść mieści się w "kwadracie" na środku ekranu. "Mamę" poprzedza prolog w postaci plansz, z których dowiadujemy się, że akcja rozgrywa się w Quebecu, gdzieś w niedalekiej przyszłości, a kanadyjski rząd wprowadził właśnie w życie ustawę, na mocy której zagrażające zdrowiu bądź życiu bliskich dziecko może trafić pod dożywotnią kuratelę państwa. Ta wiadomość przez cały czas ciąży nad bohaterami niczym miecz Damoklesa. Muzycznym tłem jest piosenka "Blue" zespołu Eiffel 65, postmodernistycznie zmiksowana z evergreenami Celine Dion, Andrei Bocellego i Dido.

Takie nagromadzenie modnych wątków, skojarzeń, tropów i symboli charakterystyczne jest właściwie dla całej filmowej twórczości Dolana. Ma dopiero 25 lat, a na koncie już pięć uznanych za przełomowe filmów. Przeskoczył do reżyserowania niejako naturalnie, z planu filmowego - występował przed kamerą już jako dziecko. Wszystkie jego reżyserskie dokonania są o tym samym, można nawet powiedzieć, że kręci wciąż ten sam film, opowiadający o traumach i kompleksach wyniesionych z rodzinnego domu.
Dlaczego jednak to on trafił na hipsterski piedestał? Najkrócej mówiąc - było na niego zapotrzebowanie. Gdyby nie Dolan, dalej zachwycano by się Almodóvarem, Fassbinderem czy Ozonem. Dolan ma nad nimi przewagę - jest młodszy, lepiej ubrany, bardziej pewny siebie, skuteczniej artykułuje potrzeby, nie kryje się ze swoim homoseksualizmem i niechęcią do konserwatywnych bliźnich. Jego filmy są o nim samym, dzięki czemu unika Dolan trudnego metodologicznie problemu rozdzielenia tego co prywatne i zawodowe. Można powiedzieć, że jego życie i kariera są tym samym.

Można się spierać o to, czy ten ekshibicjonistyczny Dolanowski styl odzwierciedla jego naturę, czy to tylko poza mająca przysporzyć mu popularności w opiniotwórczych środowiskach. Ale tak naprawdę nie ma to żadnego znaczenia. Dolan już dawno przestał być tylko dobrze zarabiajacym reżyserem, dziś to aktywista realizujący światopoglądową misję. On sam nieraz mówi w wywiadach, że daleko mu do prób "przebudowania tradycyjnego społeczeństwa", ale jednocześnie aktywnie wspiera prawa mniejszości, głównie seksualnych, ale też każdych innych. Jako Kanadyjczyk bronił już zagrożonych gatunków zwierząt, chronił lasy przed wycinką, protestował przeciw ograniczaniu praw Indian.

Narzędziem jest dla niego kino. Każdy jego film to manifest seksualnych pragnień. Niemal w każdym jednym z dominujących wątków jest homoseksualizm. Począwszy od "Zabiłem moją matkę" z 2009 r., Dolan udowadnia, że kino nie może być obojętne wobec obyczajowych wyzwań. To nic innego jak realizacja klasycznego lewicowego postulatu wprzęgnięcia kina w walkę o przełamywanie kolejnych kulturowych tabu.

Dziś Dolan to gwiazda, którą przyjmuje się na prestiżowych festiwalach filmowych owacjami na stojąco. Gdy dwa lata temu pokazał w Cannes "Laurence Anyways", rzecz o mężczyźnie, który najbardziej marzy o staniu się kobietą, oficjalnie uznano go za przyszłość kina. I nią jest, przynajmniej do czasu, gdy kawiarnianym krytykom znudzi się jego przewidywalność i kręcenie się wokół freudowskich obsesji. Wtedy trzeba będzie szybko poszukać innego Dolana.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: "Mama", czyli dlaczego Xavier Dolan dostał tytuł największego hipstera kina - Portal i.pl

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki