Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Marat/Sade” w Teatrze Studyjnym w Łodzi [ZDJĘCIA, RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
fot. Mikołaj Zacharow / Szkoła Filmowa w Łodzi
Gdy w sobotni wieczór na kijowskim Majdanie i w parlamencie ukraińska rewolucja wchodziła w nowy etap, w łódzkim Teatrze Studyjnym studenci "filmówki" w przedstawieniu "Marat/Sade" prowadzili intelektualny spór o sens i charakter rewolucji jako takiej. Ale dramat Petera Weissa "Męczeństwo i śmierć Jean-Paul Marata przedstawione przez zespół aktorski przytułku w Charenton pod kierownictwem pana de Sade" nie miał na scenie nic z biadolenia "kuchennych filozofów", jak kąśliwie określano niegdyś bierne elity.

Inna rzecz niezwykła: po pierwszym dyplomowym przedstawieniu ("Poskromieniu złośnicy" Szekspira przygotowanym z młodą adeptką reżyserii) dopiero "Marat/Sade" w reż. Rudolfa Zioło pokazał jak zdolny jest rocznik. Oto co znaczy pedagogiczne doświadczenie reżysera, który umie pohamować swoje artystyczne "ja". Ale i od strony reżyserskiej jest to spektakl gęsty, wydobywający wielopłaszczyznowe sensy. Daleki od publicystycznej doraźności, a jednak uczący krytycznie myśleć o różnych "społecznych" zrywach.

Jakże trafnej obsady dokonał Zioło. Paweł Dobek (de Sade) i Patryk Palusiński (Marat) nie muszą się nawet poruszać i mówić, by tworzyć pełnokrwiste role. To duża rzecz, gdy z gry ciałem i mimiki czyta się jak z otwartej księgi właściwe ich postaciom charaktery i postawy. Choć, zgoda, czasem gdy de Sade chce wejść w spór z Maratem, Dobek potrzebuje niewielkiej chwili, by "wejść" w rolę - i nadać jej wyraz.

A gdy już "w niej" jest, to w jakim stylu! Gdy Marat (dziennikarz i lekarz, teoretyk, jeden z ideowych przywódców rewolucji) burzy się przeciw niesprawiedliwości, trudno mu odmówić racji. Ale teorie te skruszyć chce de Sade (libertyn i hedonista, ale głównie przenikliwy myśliciel, którego pisma, tak jak artykuły Marata, były policzkiem dla klasy rządzącej). Umasowienie śmierci przez rewolucję i pozbawienie jej jednostkowego wymiaru, de Sade odbiera jako nieodwracalne zubożenie ludzkiego życia, ograniczenie je do tego, co społeczne - i fałszywe, bo jedność stanów jawi się jako utopia.

Czytaj dalej na drugiej stronie

O ile swymi rolami Dobek i Palusiński zdają na scenie egzamin z metody Stanisławskiego, cały spektakl poprowadzony jest raczej w duchu Brechta. Iście Brechtowski jest już język sztuki Weissa, a do tego dochodzi rama "teatru w teatrze" i ciągłe rozbijanie iluzji scenicznej przez zderzenie kilku planów. W końcu to gra amatorska grupa wariatów.

Grają więc jak w kabarecie (tym spod znaku Maxa Reinhardta i Kurta Weilla), frontem do widza. Takie w charakterze są też wplatane w akcję przez prześmiewczy kwartet songi. Anna Fatyga, Zuzanna Zazulin, Rafał Łysak, Mateusz Mosiewicz śpiewają do świetnej muzyki (autorstwa Anny Steli) granej na żywo i mającej siłę, jakiej nie powstydziłby się Roger Waters. W swych scenkach-komentarzach, trupa mimów pokazuje też konteksty dla rozważań markiza i Marata.

"Marat/Sade" toczy się na wielu planach i dyplomanci mogą pokazać się w niebagatelnych dla przedstawienia rolach. Jako Wywoływacz popis ekspresji, także słownej, daje niezwykle plastyczny Michał Barczak. W drugim planie, o którym Zioło nie zapomina, perełką są sceny z autystyczną Pacjentką (Aleksandra Przybył), np. gdy próbuje sił jako... dyrygentka. Postać Pacjentki rozwija się po sam finał.

Radosne to, bo grane z pasją i frajdą przedstawienie. I bardzo mądre. Doprawdy rzadkie połączenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki