Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Balicki: pacjent odbija się od systemu

Piotr Brzózka
Marek Balicki, były minister zdrowia.
Marek Balicki, były minister zdrowia. Wojciech Barczyński/archiwum Polskapresse
Powinny być rejony obejmujące około dwudziestu tysięcy mieszkańców, w których wieczorami, w nocy i w święta, dyżurowałby lekarz Podstawowej Opieki Zdrowotnej. Na lekarza POZ przypadałyby dwa lub trzy dyżury miesięcznie. Tak jest w innych krajach - na przykład w Danii. I wtedy, jeżeli rodzice mieliby problem z dzieckiem o godzinie 22, mogliby zadzwonić po lekarza. Jeśli on widziałby, że stan jest ciężki - wzywałby pogotowie, żeby natychmiast przewieźć dziecko do szpitala. Gdyby takie rozwiązanie systemowe działało, najprawdopodobniej udałoby się dramatu w Skierniewicach uniknąć. Z Markiem Balickim, byłym ministrem zdrowia, rozmawia Piotr Brzózka.

Trwa szukanie winnych śmierci 2,5-letniej Dominiki ze Skierniewic, która mimo bardzo wysokiej gorączki, nie otrzymała należnej pomocy. A gdzie Pan widziałby winnych tej tragedii?

Jedna strona to błędy ludzkie. Każdy błąd powinien być oceniony indywidualnie i z każdym przypadku powinny być wyciągnięte konsekwencje. Ale kluczową sprawą jest odpowiedź na pytanie, czy wystąpiły błędy systemowe. I na ile błędy ludzkie wynikają z błędów systemowych. To jest główny problem.

Co w tym systemie nie działa?

Powiem, jak to powinno być wzorcowo rozwiązane. Powinny być rejony obejmujące około dwudziestu tysięcy mieszkańców, w których wieczorami, w nocy i w święta, dyżurowałby lekarz Podstawowej Opieki Zdrowotnej. Na lekarza POZ przypadałyby dwa lub trzy dyżury miesięcznie. Tak jest w innych krajach - na przykład w Danii. I wtedy, jeżeli rodzice mieliby problem z dzieckiem o godzinie 22, mogliby zadzwonić po lekarza. Jeśli on widziałby, że stan jest ciężki - wzywałby pogotowie, żeby natychmiast przewieźć dziecko do szpitala. Gdyby takie rozwiązanie systemowe działało, najprawdopodobniej udałoby się dramatu w Skierniewicach uniknąć. Tymczasem wizyty domowe lekarzy są u nas fikcją. A kiedy pogotowie ma przyjechać do zachorowania, do domu, to wysyła pielęgniarkę, albo ratownika, którzy nie są w stanie zastąpić lekarza, bo mają inne przygotowanie. Wiec muszą zawieźć chorego do szpitala. W ten sposób szpitalny oddział ratunkowy staje się miejscem zastępującym przychodnię i też staje się niewydolny. Pacjent jest w tym układzie odbijany, jak piłeczka ping pongowa. Każdy się broni, bronią się też dyspozytorzy, bo po prostu nie mają lekarza do wysłania. Błędy systemowe powodują, ze błędów ludzkich jest więcej, niż statystycznie powinno się wydarzyć

Ten system jest zły, bo brakuje pieniędzy, bo jest źle wymyślony, bo jest złe prawo?

Składa się na to kilka przyczyn. Są błędy organizacyjne - źle funkcjonuje POZ i źle jest dopasowany system ratownictwa medycznego do współpracy z POZ. Punkty nocnej pomocy lekarskiej nie spełniają swojej roli. Zła organizacja to większy problemem, niż brak pieniędzy.

Widzę, że w tej sprawie bardziej skupia się Pan na POZ-etach, niż na ratownictwie medycznym.

Ratownictwo też źle funkcjonuje, ja mam w swoim szpitalu problem z ratownictwem. Ale w przypadku ostatniej tragedii, zawiódł jeden i drugi system, zwracam też uwagę na ich złe dopasowanie. Jest też jedna sprawa, o której zawsze przypominam. W Polsce jest za mało lekarzy. 13 procent lekarzy ma ponad 65 lat. I mimo tego, że pracuje tak dużo emerytów, jest u nas o 50 proc. mniej lekarzy, niż w Europie Zachodniej. Gdyby odeszli z pracy emeryci, katastrofa byłaby niewyobrażalna.

Ludzie komentują po tragedii w Skierniewicach: lepiej dziesięć razy wysłać karetkę na próżno, niż raz miałby nie zostać wysłana do naprawdę potrzebującego.

Problem w tym, że z powodu złej organizacji systemu, nie stać nas na wysyłanie karetki do zachorowania, na wizytę domową. Natomiast stać nas na to, żeby do chorego, swoim samochodem, pojechał lekarz. Tak to jest rozwiązane w Niemczech i w innych bogatych krajach. W małych rejonach lekarz naprawdę jest w stanie obsłużyć wszystkich mieszkańców. I to lekarz powinien ewentualnie wzywać pogotowie, albo już telefonicznie ocenić, że chory musi trafić do szpitala. W takich przypadkach pogotowie wyjeżdżałoby do każdego wezwania, tak jak do wypadku.

I jest możliwe w Polsce?

Taka organizacja systemu działała jeszcze kilka lat temu w kilku województwach. Dziś jej wprowadzenie jest możliwe w ciągu roku.

Ale?

Ale trzeba mieć ministra, który ma wyobraźnię, zna funkcjonowanie systemu i który będzie potrafił pokierować działaniami przygotowującymi naprawę. Minister Arłukowicz przez półtora roku nie przedstawił niczego dotyczącego poprawy w tym zakresie.

Jak pan ocenia bardzo emocjonalne wystąpienie Jerzego Owsiaka po śmierci Dominiki ze Skierniewic?

Owsiakowi należy się medal za to, że wykorzystał swoją mocną pozycję publiczną do zasygnalizowania, że są problemy systemowe. To był akt rozpaczy, krzyk: ministrze, rządzie, zróbcie coś wreszcie. Za ratownictwo a także za POZ odpowiada państwo. A to oznacza, że państwo nie zdaje egzaminu. Ratownicy mają naprawdę wysokie kwalifikacje. Tylko one są źle wykorzystywane przez system. Ratownik nie powinien służyć do tego, by jeździć na wizyty domowe do chorych dzieci. To powinien robić lekarz.

A próbował Pan kiedyś wezwać lekarza do domu?

Przypadek małego Bolka z Białegostoku pokazał, że nawet kiedy rodzice sami przyjadą z dzieckiem do szpitala, czasem niewiele to daje. Organizacja systemu spowodowała, że stał się on nieprzyjazny dla pacjenta. Ministerstwo zdrowia chciało uszczelnić system. I to się udało. Pacjent nie może się przebić... Mam pretensje do Platformy i osobiście do premiera Tuska. Dziś ważniejsze są pieniądze, wynik finansowy szpitala , niż to, czy prawidłowo udzielają one pomocy chorym. To trzeba zmienić. Ludzie dali się nabrać kilkanaście la temu na slogan, że szpital jest jak przedsiębiorstwo - ma zarabiać pieniądze. Dziś coraz więcej osób dostrzega, że szpital to nie miejsce dla biznesu. To daje nadzieję na to, że zmiany w końcu będą.
Rozmawiał Piotr Brzózka

Zapisz się do newslettera

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki