Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Janiak, Marek Diehl: By Łódź nie skończyła jak Detroit

Piotr Brzózka
Grzegorz Gałasiński, Krzysztof Szymczak
Dlaczego tak ważne jest centrum Łodzi i rozwój miasta "do środka" przekonywali w łódzkim klubie "6. Dzielnica" architekt miasta Marek Janiak i jego kolega po fachu Marek Diehl.

Marek Janiak, autor strategii przestrzennego rozwoju Łodzi:
Konstruując strategię chciałem, aby to myślenie nie sięgało roku 2020, lecz żeby nie miało horyzontu. Żeby było obecne, aż się dokona spełniony, kompletny model miasta gęstego, wypełnionego jak należy. Wówczas dopiero Łódź będzie podobna do podobnej wielkości miast w Europie.

Szanse trudno oceniać. Ale nie ma innej drogi, nie ma żadnej alternatywy, jeśli chcemy, żeby to miasto w ogóle przetrwało. Już nie tylko jego struktura urbanistyczna, historyczna, ale w ogóle miasto. Jeżeli centrum Łodzi się rozpadnie, to pozostają nam pozbawione środka obrzeża. A to jest sytuacja patologiczna.

Podobny problem dotknął Detroit, gdzie są całe fragmenty miasta wyłączone z użytkowania, ogrodzone siatkami, bez wstępu. Stany Zjednoczone to bogate państwo i Detroit kiedyś sobie poradzi z tym problemem. Ale my żyjemy w biednym państwie, które dodatkowo nie lubi Łodzi, które okradało tę Łódź od II wojny światowej. Wcześniej miasto sobie nie pozwalało na okradanie, po wojnie już nie miało wyjścia.

Gdyby wszystkie pieniądze wypracowane w Łodzi od 1945 do 1990 roku zostawały w mieście, to bylibyśmy polską Barceloną. Ale my z dochodów naszego przemysłu budowaliśmy Hutę Katowice, zamek w Warszawie, całą Polskę. A u nas nic się nie działo, poza budową bloków z wielkiej płyty.

Zagrożenia dla strategii ratującej Łódź, jej historyczne centrum, są bardzo poważne. Największym jest to, że wszystkie środowiska - naród, władza, elity, architekci, urbaniści, deweloperzy nawet konserwatorzy zabytków - postępują tak, jakby misją ich życia było zniszczyć to miasto. Wszyscy walczą z Łodzią. Nienawidzą tego miasta, nic im się tu nie podoba.

Zrównoważone miasto kompaktowe to miasto gęste, wykorzystujące do maksimum powierzchnie, przy jednoczesnym dbaniu o pewne parametry - naświetlenia, stosunku zieleni do zabudowy. Spójrzmy na mapy Łodzi z 1935 i 2010 roku. Widzimy, jak przy niewielkim wzroście liczby ludności, wzrosło terytorium miasta. To pokazuje absurdalność sytuacji. Ten wzrost nie powoduje, że zwiększa się bardzo komfort życia. Albo, że miasto z upiornego, kapitalistycznego molocha zmieniło się w zielony ogród. Standard życia w zurbanizowanych ostatnio obszarach jest w wielu parametrach gorszy, niż w centrum. Niekontrolowana urbanizacja jest patologicznym zjawiskiem. Ta sama liczba ludności musi utrzymać większych rozmiarów miasto. To jest kwestia długości rur, kabli przesyłowych, komunikacji miejskiej, czasu na dojazdy. To jest drogie miasto.

Najważniejsza rzecz w tej strategii - po raz pierwszy jest nazwana "strefa wielkomiejska". To jest to gęste miasto XIX-wieczne. Ono w w pewnych fragmentach nie zostało skończone, a wiele fragmentów się rozpadło i to po 1990 roku. Ale i tak jest to największa tego typu strefa w kraju. Dotąd mieliśmy do czynienia z oszustwami znaczeniowymi: historyczne centrum było opisane jako obszary centralne, a osiedla były nazwane miejskimi jednostkami osiedlowymi. Już w samym nazewnictwie widać stosunek autorów. Miejskie dla nich były osiedla, zaś centrum było tylko punktem umiejscowienia w środku. Ból istnienia polega na tym, że trzeba wartościować. Nie wszystko jest tak samo ważne. Odwaga wartościowania jest obowiązkiem rządzących i każdego poważnego człowieka. Ja miałem odwagę to stwierdzić i bronię tego stwierdzenia - najważniejsze jest centrum. Gdybym miał boską władzę i mógł decydować, co ma rozkwitać, a co się rozpadać, to bym powiedział, że rozkwitać ma centrum, a rozpadać się reszta. Bo to i tak, suma sumarum, wychodzi z korzyścią dla całej społeczności.

Marek Diehl, łódzki architekt:
Często mówi nam się, ze Łódź powinna zadbać o miejsca pracy. Że powinna się rozwijać komunikacyjnie. Że powinna zrobić jeszcze coś innego. A nie mówi się o tym, po co właściwie mieszkamy w mieście. Nie mówi się, ze najważniejszą rzeczą jest komfort życia w mieście. Zamiast tego dotąd mówiono tylko o pochodnych. Na szczęście biuro architekta miasta stworzyło strategię, która odwraca tę sytuację. Mamy jakiś cel. Ostatnie pomysły, takie jak trolejbus, czy rozbudowa ZOO nie były działaniami zgodnymi z jakąś strategią, lecz garścią pomysłów. Każdy z polityków chce się wykazać, i im ma ciekawszy pomysł, tym ten polityk wydaje się sobie fajniejszy.

Dziś wiemy, ze głównym zadaniem jest pilnowąć władz, aby przestrzegały zapisów strategii, które same sobie ustaliły.

Weźmy te wszystkie wywody dotyczące miejsc pracy. Rozmawiałem z inwestorem. Duża firma potrzebowała fachowców, musiała ich szukać po całej Polsce. Przedsiębiorca jest lokalnym patriotą, więc proponował tym ludziom mieszkanie w Łodzi. Okazało się, że oni nie chcą tu mieszkać.

Zadaję pytanie: po co mieszkamy w mieście? Tak w ogóle, nie chodzi o Łódź. Mieszkamy, bo tylko miasto oferuje usługi na wysokim poziomie. Kultura, opieka zdrowotna, szkolnictwo wyższe, zakupy, rozrywka. Bez miasta nie istniejemy. A po co mieszkać w centrum miasta? Po to, żeby mieć jeszcze bliżej do tych usług. Żeby za każdym razem, kiedy chcemy iść do kina, restauracji, można to było zrobić pieszo, nie wsiadając do samochodu, nie generując ruchu.

not. Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki