Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragiczna historia życia łodzianki! Aktorka Maria Probosz mogła zostać wielką gwiazdą filmową

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Maria Probosz w latach osiemdziesiątych uchodziła za najpopularniejszą i najładniejszą polską aktorkę. Niedawno obchodziliśmy 11 rocznicę jej śmierci. Była łodzianką. Z Łodzią związała się do końca swych dni.

Tragiczna historia łodzianki, która mogła zostać wielką gwiazdą

Miała 24-lata, a na koncie udział już w 22 filmach. Była niezwykle popularna, a że często pojawiała się w rozbieranych scenach, szybko nazwano ją polską sexbombą. Podobno o tym, by zostać aktorką marzyła od dziecka. Urodziła się 7 lutego 1961 roku w Łodzi. Nazywała się wtedy Maria Zydorek i mieszkała na łódzkich Bałutach. Lubiła podkreślać, że jest córką prządki z Łodzi. Mama wychowywała ją sama, bo rodzice rozwiedli się, gdy była dziewczynką.

- Bardzo to przeżyłam – mówiła w wywiadzie dla „Angory” znanemu łódzkiemu dziennikarzowi Bogdanowi Gadomskiemu. - Trułam się i wylądowałam w szpitalu, gdzie zrobiono mi sondowanie żołądka, czego drugi raz nie chciałabym już przeżyć.
Ale matka zadbała o to, by spełniać marzenia córki. Marysia uczyła się grać na fortepianie, tańczyła, brała lekcje śpiewu.

Wychowywała się na ul. Gandhiego.

- Mieszkałam obok Marysi i pamiętam, że jako mała dziewczynka zwracała uwagę wszystkich – już po śmierci aktorki wspominała jedna z jej koleżanek. - Była samotna. Dziewczyny jej zazdrościły. Miała piękną twarz,delikatną, jakby bajkową. Widziała ją potem, gdy związała się z Czesiem. Przy Czesiu zmieniła się w opuchniętą,zmęczoną kobietę ale nadal miała w sobie coś szlachetnego, ulotnego. Jakiś łabędzi sposób noszenia głowy, grację...

Pierwsze filmy Marii Probosz i miłości

Po podstawówce Maria zaczęła się uczyć w XXX LO w Łodzi. Miała 15 lat, gdy jeden z jej przyjaciół, dużo starszy poeta, wysłał jej zdjęcie na konkurs organizowany przez „Szpilki”. Marysia wygrała i w nagrodę zagrała w filmie Janusza Kondratiuka „Czy jest tu panna na wydaniu” u boku Zbigniewa Buczkowskiego i Romana Kłosowskiego. Tak zaczęła się jej aktorska przygoda. Niedługo po swym filmowym debiucie wygrała kolejny konkurs „Kto nas zatrudni w filmie?”.

Po maturze, podobno z pierwszym wynikiem, dostała się na wydział aktorski Szkoły Filmowej w Łodzi. Już na pierwszym roku zagrała Julkę w filmie Franciszka Trzeciaka „Punkty za pochodzenie”. Potem wystąpiła w filmie Andrzeja Barańskiego „Niech cię odleci mara”. Na planie poznała swego pierwszego męża Marka Probosza, który grał główną rolę.

Potem przychodziły kolejne role. Często rozbierane. O Marii Probosz zrobiło się głośno. Grała m.in. główne role w „Alabamie” czy „Czasie dojrzewania”. Jej bohaterki były wrażliwymi, nie radzącymi sobie w życiu dziewczynami, które w końcu sięgały po narkotyki. Nie brakowało też w nich odważnych scen.

- W filmie są takie sceny, które wymagają odkrycia się – przekonywała w wywiadzie dla „Angory”.. - Jest to pewnego rodzaju ekshibicjonizm wnętrza i zewnętrzności aktorki. Jeżeli takie sceny są potrzebne i zgadzam się z myślą reżysera, wtedy brałam w nich udział. W końcu Brigitte Bardot też nie zrobiła kariery w habicie zakonnym.

W sumie zagrała w ponad 40 filmach. Także w zagranicznych produkcjach. W 1989 roku pojawiła się między innymi w brytyjskim filmie „Tryumf ducha” z Willemem Dafoe w roli głównej.

Ale to był już schyłek jej kariery. Dziś można powiedzieć, że doprowadziły do tego nieszczęśliwe zbiegi okoliczności.

Miała 15 lat, gdy związała się z mężczyzną, który mógłby być jej ojcem. Krążyły plotki, że zapłacił za nią rodzicom wielkie pieniądze. Nie była to prawda. Ale swojej dziewczynie wynajął mieszkanie Andrzej Hasik, który po latach został mężem Marii, opowiadał nam, że znał historię człowieka, który miał ją rzekomo wykupić, jak czasem podają media.

To nie był żaden biznesmen, choć prowadził jakieś interesy – tłumaczył. - On był dużo starszy od Marii i jej pomagał. Stał się takim jej przyjacielem.

Wydawało się, że największą miłością życia Marii był aktor Marek Probosz. Ale i ten związek się rozpadł.

- Nie dawał mi tyle szczęścia i emocji cielesnych jakich oczekiwałam – wyjaśniała.

Kolejnym jej partnerem został Zbigniew, artysta plastyk, operator filmowy.

- Był ode mnie starszy o 11 lat i wydawało się, że mnie rozumie – zdradzała Bogdanowi Gadomskiemu. - Ale potem przekonałam się, że nie mnie, a swoje obrazy, wideokamerę i wtedy poczułam się sama, bezsilna i bardzo samotna. Wkrótce złapałam go z panienką w naszym łóżku,.

Chora miłość Marii Probosz

Aż naszedł rok 1989 rok. Na planie „Powrót wabiszczura” Zbigniewa Rebzdy poznała Czesława, który był aktorem. Wiele osób jest przekonanych, że ten związek zniszczył życie i karierę Marii Probosz. Pojawił się alkohol, sceny zazdrości, a nawet więzienie. W wywiadzie dla „Angory” opowiadała o tym trudnym okresie w swoim życiu. Żyła bez światła. Elektrownia odcięła jej prąd.

- Tyle, że nie przeze mnie, a sąsiadkę – tłumaczyła . Wyłączono jej telefon.

- Wyłączono mi telefon, bo konkubent wydzwaniał na przykład do Wiednia i rachunek stał się astronomiczny – opowiadała Bogdanowi Gadomskiemu

. Odnosiła się też do zarzutów, że jej życie zdominował alkohol, a jej mieszkanie na Bałutach, przy ul. Gandhiego, które odziedziczyła po mamie, zamieniła w melinę.

Proszę nie słuchać plotek na klatce schodowej! - mówiła. - Kiedyś kogoś kochałam i nie chciałam, żeby pił. Postanowiłam wziąć o dwa kieliszki więcej niż on...

Przyznawała, że alkohol niszczy nie tylko urodę. Ale dopiero po czasie to zrozumiała.

Przeżyłam piekło żeby żyć! - twierdziła. Tłumaczyła też dlaczego tak długo żyła z Czesławem, człowiekiem, który miał fatalną opinie w środowisku aktorskim.

Pociągał mnie jego dowcip, inteligencja i to, że razem zagraliśmy w filmie „Powrót wabiszczura” - opowiadała. - Poznaliśmy się na planie tego filmu i nasz burzliwy związek trwał sześć lat. On był bardzo silną osobowością, a jeszcze bardziej był o mnie zazdrosny. Kiedyś grałam w serialu „Pogranicze w ogniu” i przedłużyłam sobie pobyt w Mariańskich Łaźniach. Konkubent zrobił mi wielka awanturę z zazdrości o Cezarego Pazurę z którym tam byłam. Zresztą każdy mój kolega z planu filmowego był przedmiotem ataku. Bił mnie po twarzy tak mocno, że aż w ogóle przestałam ją mieć.

Pojawiały się informacje, że trafiła do aresztu. Maria Probosz wyjaśniała, że chodziło kradzież jej własnego telewizora i magnetowidu. Nie stawiła się na sprawę sądową i wylądowała w areszcie.

Nie zgłosiłam się, tylko dlatego, bo zostałam pobita – wyjaśniała Bogdanowi Gadomskiemu. - W takim stanie mogłam się nikomu pokazać, nawet sądowi. Nie miałam połowy twarzy i oko w rozpaczliwym stanie. Przez sześć dni przebywałam w szpitalu na obserwacji.

Trafiła do celi z morderczyniami. Jedna zabiła nożyczkami męża, druga nożem kochanka.

- Rozpoznały mnie, bo w telewizji oglądały serial „Tulipan” - dodawała

W areszcie nie przebywała długo, tylko dziesięć dni. Napisała do sądu pismo i została zwolniona.

- Byłam umierająca, bo pozostawałam w związku z człowiekiem, który również był umierających – mówiła w wywiadzie, który udzieliła „Angorze”. - Ale teraz jestem z kimś innym, już nie aktorem. Mój obecny mąż zajmuje się czymś bardziej poważnym, bo ochroną cielesną i osobistą różnych ludzi.

W wywiadzie dla „Angory” mówiła, że uciekała od swego partnera. Chowała się u Andrzeja, który był jej młodzieńczą miłością, a potem został mężem aktorki.

- Andrzej stanął w mojej obronie i od tego czasu nie musiałam się bać! - dodawała Maria Probosz. Przy swoim mężu Andrzeju Hasiku poczuła się znów szczęśliwa.

- Nareszcie mam mężczyznę, który mnie kocha i robi wszystko, by odzyskała to co straciłam! - zapewniała.

Jej mąż Andrzej mówił nam w wywiadzie, że była to kobieta – dziecko. Bardzo wrażliwa na niesprawiedliwość.

Wrażliwa artystka o duszy dziecka

- Potrafiła kochać i rozumieć drugą osobę – opowiadał o swojej żonie. - Zgubiła ją kariera, popularność i środowisko w którym przebywała. Ja nie jestem człowiekiem z Bohemy...15 lat byliśmy małżeństwem. Jak pisano o Marii to zwykle podawano tylko nazwisko Probosz. A ona nazywała się Probosz – Hasik..

Poznali się wiele lat wcześniej. Byli dziećmi. Ona miała 12 lat, on był rok starszy.

- Byliśmy kolegami z osiedla Dąbrowa – opowiadał nam Andrzej Hasik. - Tam znajduje się park w którym stoi dziś kościół. Tam spotykaliśmy się z kumplami. Starsi koledzy uczyli mnie grać na gitarze. Któregoś dnia zobaczyłem dziewczynę, która szła z koleżanką...Coś we mnie uderzyło...Zakochałem się. Zacząłem ją śledzić, obserwować. Tak jak to bywa podczas takiej młodzieńczej miłości. Poznałem ją i zaczęliśmy chodzić ze sobą. Ona stylizowała się wtedy na Kariokę z serialu o Tolku Bananie. Wyglądała tak jak ona! Zrobiłem jej nawet taką koszulę z pajęczynami.. Jako nastolatek organizowałem zabawy szkolne, amatorsko prowadziłem dyskoteki. Jej to też się podobało. Moja mama z zawodu jest szwaczką. Trudno było wtedy o ubrania z dżinsu. Mama uszyła jej dźinsową mini – spódniczkę. Jeszcze jak uczyła się w liceum to kilka razy się spotkaliśmy. Ja byłem chłopakiem z zawodówki, ona licealistka. Czuła nade mną taką wyższość. Zaczęła się pojawiać z programach telewizyjnych Aleksandra Bardiniego, dostała angaż do filmu. Wysyłała listy do reżysera Janusza Nasfetera. Interesował ją film

Andrzej i Maria rozstali się, gdy aktorka uczyła się w liceum. On potem śledził jej karierę. Kilka razy był w kinie na „Czasie dojrzewania”, „Alabamie”. W końcu ją spotkał.... Ona była już znaną aktorką, a on pracował w łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych. Maria miała zdjęcia do filmu „Łabędzi śpiew”. Po 16 latach zobaczył ją na korytarzu wytwórni....Potem znów się spotkali.

- Mój znajomy załatwiał coś na komendzie przy ul. Lutomierskiej – opowiadał nam Andrzej Hasik. - Potem jechał z policjantami samochodem. Jeden z nich zauważył, że znów stoi ta gwiazdka, Proboszowa, a tamten ją szarpie.. Kolega przyszedł do mnie i powiedział, że widział jak jakiś chudy typ szarpał na przystanku Marię, tę twoją miłość...Zacząłem się zastanawiać czy to ona...Przecież była z Markiem...Pojechałem do niej na ul. Gandhiego. Jednak nikt mi nie otworzył. Okazało się, że pomyliłem klatki. Wróciłem do domu i zacząłem do niej dzwonić. Nikt nie odbierał. Pojechałem jeszcze raz na ul. Gandhiego. Teraz dobrze trafiłem. Maria otworzyła mi drzwi, ale była taka inna...Zauważyłem, że coś jest nie tak. Wszedłem do środka. Ten typ, bo inaczej nie mogę o nim mówić, siedział w drugim pokoju. Zobaczyłem nieład, ściany pomazane szminką, napisy typu love...Zapytałem ją czy możemy porozmawiać. Poprosiła, bym przyszedł innym razem. Dałem jej numer telefonu. Miała dzwonić, gdy coś się będzie działo....I kiedyś zadzwoniła. Zaczęła mi opowiadać...Mówiła, że jest bita, nie raz jej mieszkanie odwiedzała policja. On zrobił melinę z jej mieszkania. Gdy wyjeżdża na zdjęcia to on pije, zaprasza ludzi z osiedla. Bierze pieniądze na jej konto... Potem znów zadzwoniła. Skarżyła się, że go wyrzuciła, a on kamieniami rzuca w okno, kopał w drzwi. Przyjechałem jej pomóc...Pracowałem wtedy w ochronie...Zainterweniowałem. Powiedziałem, że ma wziąć torbę, wsiąść w pociąg i nigdy już tu nie wróci.

Z tym partnerem Maria przeżyła piekło.

- On ją dołował – opowiadał nam w wywiadzie Andrzej Hasik. - Pojawiał się planach filmów w których grała. Robił awantury. Przyznawała, że była to chora miłość. Piła, by on mnie pił...Z czasem pracy było coraz mniej, telefony zaczęły milczeć. Przez niego. Nie zatrudniano jej, bo nie chcieli jego awantur. On przyjeżdżał na plany pijany. Jak miała plany erotyczne to się wściekał, wyzywał, zabierał ją z planu. Przerywano zdjęcia....Nikt potem nie chciał mieć kłopotów. Marię zaszufladkowano jako aktorkę grającą takie sceny. Niesłusznie...Przecież w filmie Wandy Jakubowskiej zagrała więźniarkę obozu koncentracyjnego. Dzięki roli w tej roli wyjechała do Japonii..

Szczęście u boku Andrzeja

W 1995 roku wzięła ślub z Andrzejem. Zaczął się nowy etap w życiu Marii. Zamieszkali przy ul. Pogonowskiego. Andrzej zaczął prostować jej życie.

- Kiedyś powiedziała w wywiadzie o mnie, że stałem się jej ostoją, gwiazdką spadającą z nieba – mówił nam pan Andrzej. - Mieszkanie było opłacone, potrafiłem gotować. Miała zapewnione wszystko. Myśleliśmy nawet o dziecku. Ale miała problemy...Musiała mieć zabieg, ale z niego zrezygnowała. Wychodziła na prostą. Zaczęła grać w łódzkim Teatrze Nowym. Grała w „Fauście” w reżyserii Zdzisława Jaskuły. Pan Jaskuła proponował jej monodram. Tylko, że teatr zaczął mieć problemy. Szukano oszczędności, zwolniono tych zatrudnionych na pół etatu. Maria straciła pracę... Pojawiły się propozycje filmowe, ale ciążyło nad nią piętno aktora z którym była związana..

Tym bardziej, że on znów pojawił się w jej życiu. Maria zniknęła z domu.
-Nie było telefonów komórkowych, nie wiedziałem co się z nią dzieje - wspominał tamto wydarzenie Andrzej Hasik. - A on wywiózł ją do Gdańska. Tam miała zagrać w jakimś filmie...On potrafił dobrze obiecywać i w głowie mieszać...Nic z tego filmu nie wyszło. Maria wróciła do domu, przeprosiła.

Przeprowadzili się z ul. Pogonowskiego na ul. Kosmonautów.
- Ale Maria miała problemy z pracą – wyjaśniał mąż aktorki. - W końcu zaczęła grać w teatrze „Kometa”. Było dobrze..W pewnym momencie znów się załamało. Zginął właściciel „Komety”, umarła para aktorska, która z nią grała. Umarli jej rodzice. Przeżyła bardzo śmierć matki, jeszcze gorzej ojca..Maria znów zaczęła sięgać po alkohol. Mnie często nie było w domu, pracowałem na zmiany. Wpadła w depresję. Mówiła, że nie ma dla kogo żyć. Nie chciała się leczyć...Uspakajała się alkoholem..Zachorowała na raka trzustki..

Maria Probosz zmarła 14 września 2010 roku. Pochowano ją na łódzkim cmentarzu Zarzew. Jedna z jej licealnych koleżanek twierdziła Maryśkę trzeba pamiętać taką jaką ona była.

- Ci co ją znali wiedzieli, że za nieco rozrywkowym charakterem i trybem życia kryła się strasznie fajna, poczciwa i w gruncie rzeczy bardzo nieszczęśliwa, z powodu właśnie swej, tak tutaj podkreślanej urody – dziewczyna – zapewniała.

Andrzej Hasik mówił w wywiadzie, że jego żonę zgubiła ją wrażliwość i dobroć, łatwowierność. Wykorzystywano jej urodę, to że grała w rozbieranych scenach.

- Dawano jej różne propozycje – dodawał. - A ona do końca pozostała dzieckiem. Na imieniny przygotowywała mi różne plakaty, balony. Sama chciała, by ją tak witać. Cieszyła się z tego jak dziecko.

Zapewniał, że nie żałuje żadnej chwili przeżytej z Marią, choć ostatnie pięć lat było ciężkich. Miała jednak wreszcie przy sobie normalnego mężczyznę, nie pijaka.

- Ona nie miała długo szczęścia w miłości – mówił nam Andrzej Hasik, mąż Marii. - Nie trafiała na tych partnerów. Ona potrafiła zaufać, uwierzyć i zakochać się. To było często zgubne. Ta miłość ją oślepiała. Jeszcze raz powtórzę, że nie żałuje nawet tych ostatnich chwil, gdy byłem dla nie tylko mężem, ale i sanitariuszem. Byłem z nią do końca!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki