Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Markety nie rywalizują z kościołami o wiernych

Błażej Lenkowski
Błażej Lenkowski jest politologiem, prezesem Fundacji Industrial (Liberte, Szósta Dzielnica, 4liberty.eu)
Błażej Lenkowski jest politologiem, prezesem Fundacji Industrial (Liberte, Szósta Dzielnica, 4liberty.eu) DziennikŁódzki/archiwum
W minionym tygodniu wróciła jak bumerang ogólnopolska dyskusja o handlu w niedzielę. Tym razem o tyle, moim zdaniem, tragiczna, bo wywołana również przez część posłów PO.

Trudno jest mi zrozumieć sytuację, gdy część partii rządzącej państwem, w czasach ogólnoświatowego kryzysu, który wyraźnie puka do drzwi, gdy tyle ludzi szuka pracy, popiera rozwiązanie, które niezależnie od podejścia ideologicznego doprowadzi po prostu do zwiększania bezrobocia. Partia rządząca zaczyna pędzić w kierunku autodestrukcji. Tezy o tym, że w PO jest jednowładztwo zaczynają wyglądać jak farsa. To dziś raczej kompletna anarchia. Nie dziwią mnie przerażone miny rozsądnych posłów: Szejnfelda czy Halickiego, którzy muszą tłumaczyć się z poczynań swoich kolegów z partii, które generować będą rzecz najgorszą z możliwych, czyli bezrobocie.

Zniknie 25 tysięcy miejsc pracy

Eksperci ostrożnie oceniają, że zabronienie handlu wielkopowierzchniowego w niedzielę spowoduje likwidację około 25.000 miejsc pracy. Miejsc pracy również w Łodzi, w której jak wszyscy wiemy nie ma ich nadmiaru. To logiczne, wystarczy przejść się w weekend do któregokolwiek wielkiego marketu, aby zobaczyć ile jest tam wówczas klientów i ilu pracowników ich obsługuje. Takie miejsca jak Manufaktura tętnią wówczas życiem, wypełnione również rozrywkami, akcjami społecznymi, konkursami.

Kompletnie nie rozumiem tej chęci uszczęśliwiania ludzi na siłę. Jeśli tyle osób, chce korzystać z wielkopowierzchniowych sklepów, biznes na tym korzysta, zatrudnia ludzi, generuje przyrost PKB - to dlaczego do diabła to psuć? Religia? W rzeczywistości religia powinna być prywatną sprawą każdego człowieka, a nie regulacji państwowych. To jest jakaś idiotyczna wizja, według której markety rywalizują o wiernych z kościołami. Jeśli ktoś wierzy, będzie chciał chodzić do kościoła niezależnie od otwartego marketu. A jeśli ktoś nie wierzy i nie chodzi do kościoła to czy zamknięcie marketu go do tego przekona? Oczywiście, że nie. Natomiast włos mi się na głowie jeży, kiedy słyszę posłankę PO, która argumentuje, że realizuje postulaty zgłaszane podczas jednej z niedawnych pielgrzymek... Nie żyjemy w państwie religijnym.

Co więcej, argumenty, które mówią, że ludzie zaczną uczestniczyć wówczas szerzej w wydarzeniach kulturalnych jest równie absurdalny. Jeśli dla kogoś ulubioną rozrywką jest przesiadywanie w markecie, to raczej nie stanie się on nagle pod wpływem zamknięcia owego marketu fanem wysublimowanego teatru, konsumentem kultury wyższej. A poza wszystkim w imię, czego państwo miałoby zmuszać ludzi do religii czy kultury wyższej? Uwielbiam chodzić do teatru, ale to mój wybór, a nie jakiejś posłanki!

Może teatry też w niedzielę zamknąć?

Niezwykle wkurza mnie, jeśli ktoś koniecznie chce decydować za mnie, jak mam żyć, chce decydować, kiedy mam chodzić na zakupy, kiedy odpoczywać, a kiedy pracować, kiedy otwierać swoją firmę, (jeśli mam klientów i pracowników). Niezwykle wkurza mnie, kiedy ktoś z powodów ideologicznych, przyczynia się do bezrobocia i nieszczęścia tysięcy osób, które i tak pracując w nie najlepszych często warunkach w marketach, staną w obliczu jeszcze gorszej sytuacji.

A może idąc za tą logiką powinniśmy zrobić kolejny krok? Dlaczego w niedzielę miałyby być otwarte muzea, teatry, kina czy restauracje, stacje benzynowe, media albo dlaczego miałaby funkcjonować komunikacja miejska? Przecież tam też pracują ludzie, nie tylko właściciele firm i też można byłoby ich "uszczęśliwić" i umożliwić celebrowanie "świętej" niedzieli.

W przypadku tego typu postulatów, w których ważą się ogromne zyski oraz tysiące miejsc pracy, warto patrzeć szerzej, niż tylko na retorykę, ale też na interesy. Na początku kwietnia gościł u nas w Łodzi Csaba Toth z węgierskiego think tanku Republikon, który przytoczył bliźniaczą historię. Otóż niedawno handel w niedziele w sklepach wielkopowierzchniowych został zabroniony przez rząd Victora Orbana na Węgrzech. Dziwnym trafem okazało się wkrótce, że zakaz nie objął wielkiej sieci sklepów średnio-powierzchniowych, których właścicielem był przedsiębiorca finansujący ostatnie kampanie wyborcze Orbana.

Dlatego warto śledzić szczegóły propozycji ingerujących w wolny rynek i uczciwą konkurencję w Polsce, być może wkrótce okaże się, iż za religijnymi frazesami stoi czyiś czysty interes.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Markety nie rywalizują z kościołami o wiernych - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki