Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marzec 1968 w Łodzi. Z żalem opuszczali miejsce, w którym się urodzili i wychowali...

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Marzec 1968 roku to czarna karta w historii naszego kraju. Polskę musiały opuścił tysiące obywateli polskich pochodzenia żydowskiego.

Po marcu 1968 roku musieli opuścić Polskę, Łódź, miasto, w którym się urodzili. Sławek Brandel, jego siostra Ester, Beni Chencinski, Szymon Szuchman to tylko nieliczni z Żydów, którzy blisko pięćdziesiąt lat temu musieli emigrować z kraju. Z kraju, w którym czuli się szczęśliwi, chodzili do szkoły im. Pereca...

Sławek i Estera są bliźniakami. Urodzili się w 1950 roku w Łodzi, w kamienicy przy ul. Więckowskiego 30. Sławek, a w zasadzie Shlomo, opowiadał nam kilka lat temu podczas wizyty w rodzinnym mieście, że jego tata Leon sprzedawał w sklepie „Mięsna jatka” przy ul. Zachodniej 78, który prowadziła Gmina Żydowska. Mama Bronisława pracowała w bufecie w klubie żydowskim. Sławek i Estera skończyli podstawówkę w szkole Pereca. Potem Sławek zaczął się uczyć w technikum elektrycznym, a Estera w liceum plastycznym. Ale nie skończyli tych szkół. Po pierwszej klasie wyjechali do Izraela. Był rok 1967. Tak postanowili rodzice. On i jego siostra Estera nie chcieli nigdzie jechać. Rodzice już jednak wiedzieli, że w Polsce nadchodzi dla Żydów zły czas...

Sławek nie chciał zostawiać Łodzi, swoich kolegów z technikum, polskiej dziewczyny... Ale przed wyjazdem zobaczył scenę, której do tej pory nie zapomniał. Na balkon wyszedł jeden z sąsiadów i zaczął uderzać w pokrywki od garnków. Tak cieszył się, że Żydzi jadą do Palestyny...

Mimo tego Sławek i Estera nie chcieli opuszczać miasta, w którym się urodzili. Pamiętają, że rodzice wzięli ich siłą na milicję, by podpisali dokument podróży. Brandelowie pojechali pociągiem do Wiednia, stamtąd do Wenecji, a z Wenecji statkiem do Izraela. Sławek wspomina, że gdy płynęli tym statkiem, to siedział przy basenie i pisał listy do swojej polskiej dziewczyny. Do dziś pamięta, że nazywała się Antonina Borowska i mieszkała w Warszawie. Poznali się na kolonii.

- Pisałem wtedy najpiękniejsze listy w swoim życiu! - wspominał Sławek.

Dla Estery najgorsze było to, że musiała zostawić w Łodzi swoich przyjaciół, że wyjeżdża na zawsze. Cały czas wiedziała, że jest obywatelką Polski. Uczyła się wierszy o miłości do ojczyzny, polskiej ojczyzny.

- A tu nagle okazywało się, że nie masz ojczyzny! - żaliła się nam Estera.

Wyjeżdżając z Polski nie miała uczucia, że jedzie do innej ojczyzny.

- Wiedziałam tylko, że nie mam gdzie wracać... - mówiła. - Mało pamiętam z dzieciństwa, bo zablokowałam swoje wspomnienia. Trudno wspominać to, czego nie możesz...

Oblicza się, że w sumie, po wydarzeniach marcowych 1968 roku z kraju wyjechało około 15 tysięcy obywateli polskich żydowskiego pochodzenia. Około dwa tysiące z nich miało wyższe wykształcenie, a blisko tysiąc studiowało. Trzeba pamiętać, że dyplomem wyższej uczelni mogło się wtedy pochwalić około dwa procent polskiego społeczeństwa. Podaje się, że tym czasie Łódź opuściło około 1200 osób żydowskiego pochodzenia, ale według Pawła Spodenkiewicza z łódzkiego oddziału IPN ta liczba jest zaniżona.

- Sądzę, że Łódź opuściło wtedy od dwóch do trzech tysięcy osób - twierdzi Paweł Spodenkiewicz.

Pretekstem do rozpętania kampanii antyżydowskiej była sześciodniowa wojna izraelsko-arabska. Mówi się też, że rok 1968 był zemstą Władysława Gomułki i środowiska tzw. partyzantów za to, jak potraktowały ich nowe władze w 1948 roku.

- To wszystko się ze sobą łączy - mówił nam w wywiadzie prof. Jerzy Eisler, znany historyk, autor książki „Marzec 1968. Geneza-przebieg-konsekwencje”. - Nie potrafimy powiedzieć, które czynniki były silniejsze. W 1968 roku już dawno zapomniano o nadziejach z Października 1956. Gomułka był nie tylko starszy, ale stał się zupełnie innym człowiekiem. Przecież za chwilę ten sam Gomułka będzie głównym zachęcającym Leonida Breżniewa do tłumienia Praskiej Wiosny. A za dwa i pół roku nie będzie się wahał, by posłać wojsko i milicję na Wybrzeże, by strzelali do robotników. Pamięć roku 1948 dla części działaczy, w tym dla Gomułki, była bardzo ważna. Nie zapomniał, że zarzucano mu odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne, odsunięto ze stanowiska, a potem aresztowali go dawni współtowarzysze.
Hasłem tamtych czasów było „Syjoniści do Syjonu”. Ludzie skandowali je na organizowanych przez władzę wiecach, choć go nie rozumieli...

- Syjonizm był rozumiany jako synonim słowa Żyd - wyjaśniał prof. Eisler. - Ówczesnej propagandzie udało się wytworzyć w moim pokoleniu, ale też następnym, problem z używaniem tego słowa. Nie wiedziałem, czy można o kimś powiedzieć: Żyd. Dziś wiem, że można, Tak jak mówi się o kimś Polak, Rosjanin, Niemiec. Nie ma w tym nic lepszego, ani gorszego.

Wobec obywateli polskich narodowości żydowskiej stosowano różne szykany. Wyrzucano ich z partii, zwalniano z pracy. W zasadzie nie przymuszano ich do emigracji, choć podejmowano kroki, które wielu ludziom ułatwiały taką decyzję. Zaczynali się oni bać. Ludzie, którzy przeżyli hitlerowską zagładę mieli wtedy po trzydzieści kilka - czterdzieści lat.

- Ich lęki są zrozumiałe - mówi Jerzy Eisler. - Jeśli ktoś w młodości czy dzieciństwie bał się panicznie, a miał ku temu powody, to gdy to powróciło po dwudziestu kilku latach, wierzyli w najbardziej nieprawdopodobne historie. To, że będą zakładane znów obozy, że Żydów będzie się znów izolować. Gdyby takie plotki pojawiły się dziś, to nikt by nie uwierzył. Wtedy budziły lęk. Poza tym jeśli doświadczało się takich nieprzyjemnych gestów jak siusianie w butelki wystawione na mleko, mazanie kałem klamki w mieszkaniu, to człowiek mógł mieć poczucie, że chce się go za wszelką cenę usunąć z Polski.

Magdalena Zapolska-Downar z łódzkiego oddziału IPN w swej pracy poświęconej Marcowiu 68 zauważa, że za kampanię antysemicką w Łodzi były odpowiedzialne zarówno władze partyjne miasta, z I sekretarzem KŁ PZPR Józefem Spychalskim i głównymi wykonawcami z ramienia KŁ: Hieronimem Rejniakiem, szefem Wydziału Propagandy i Stanisławem Jóźwiakiem, który stał na czele Wydziału Organizacyjnego, jak i Służba Bezpieczeństwa.

Akcja zwolnień z pracy, wyrzucanie z partii osób pochodzenia żydowskiego zaczęła się w kwietniu 1968 roku. W Komitecie Łódzkim PZPR powołano specjalny zespół dla przygotowania listy ludzi o żydowskich korzeniach, zajmujących wysokie stanowiska w gospodarce, nauce i kulturze w Łodzi. W artykule, który ukazał się wtedy w łódzkiej prasie przekonywano, że syjonistami są zwykle ludzie zajmujący odpowiedzialne stanowiska, a nie reprezentanci klasy robotniczej. Korzystając z pomocy SB zbierano szczegółowe informacje na temat osób z „czarnej listy”. Chodziło głównie o tzw. haki świadczące m.in. o prowadzeniu niemoralnego trybu życia, nadużyciach finansowych.

Pracę straciło wtedy wielu wykładowców łódzkich uczelni. Z Uniwersytetu Łódzkiego wyrzucono na przykład Stefana Amsterdamskiego, Pawła Korca, Leona Błaszczyka. Na Akademii Medycznej pracę stracili np. prof. Jerzy Szapiro, prof. Ludwik Mazurek, prof. Mieczysław Fuks oraz wicedyrektor ds. administracyjnych Leon Lichtszajn. Z Wojskowej Akademii Medycznej usunięto płk prof. Andrzeja Himmela, płk prof. Pawła Segała oraz ppłk dr Jerzego Hausera. Władzom szkoły filmowej zarzucono bezideowość w wychowywaniu studentów, ich nadmierny kosmopolityzm i zwolniono rektora prof. Jerzego Toeplitza, prorektorów doc. Romana Wajdowicza i prof. Stanisława Wohla oraz dziekana jednego z wydziałów, prof. Jerzego Bossaka.

Szymon Szuchman przyjechał do Łodzi z mamą, z Wilna, w połowie lat pięćdziesiątych. Chodził do szkoły im. Pereca. Przeżył w niej piękne chwile. Spędzał w niej mnóstwo czasu. Na trzecim piętrze był klub. Tam zbierali się wszyscy. Śpiewało się, grało w szachy. Latem wyjeżdżali na kolonie do Dziwnowa, na obozy harcerskie do Pleniewa, Poronina. W szkole im. Pereca Szymon nie zdążył zrobić matury. Już w 1965 roku Szymon postanowił wyjechać do Izraela. Miał wtedy 17 lat. Mama była przeciwna, ale w końcu wymógł na niej zgodę, którą musiała wyrazić notarialnie. Wyjechał, bo poczuł, że Polska to nie jego kraj. Myślał: Jestem Żydem, a przecież Żydzi mają swoją ojczyznę. Każdy ma swój kraj. Żyd też... Wyjechał, choć w Polsce nikt go nie pobił, miał przyjaciół wśród Polaków. Ale czuł, że musi jechać do Izraela.

- Czułem, że nie należę ani do Polski, ani do Litwy, gdzie się urodziłem - mówi. - Coś mi podpowiadało, że muszę pojechać do Izraela, bo tam jest moje miejsce...

Ale Łódź do dziś pozostaje dla niego szczególnym miejscem. Miał tu dziewczynę, którą kochał. Nie chce wyjawiać jej imienia, ale chodzili razem do szkoły. Była to pierwsza, najprawdziwsza miłość. Jego dziewczyna była w szoku kiedy dowiedziała się, że jedzie do Izraela. Długo pisali do siebie listy, ale kontakt się urwał. Ona też wyjechała z Polski. Najpierw do Danii, potem do USA. Odnaleźli się po latach, było to piękne spotkanie...
Beni Chencinski wyjechał z Łodzi w 1968 roku. Miał 15 lat. Ten wyjazd zmienił całe jego życie, Nie dochodziło do jego świadomości, że może tu nie wrócić.

- Tata już do Polski nigdy nie wrócił - mówi Beni Chencinski. - Uznał, że są pewne rozdziały w życiu, które zamyka się na zawsze.

On tu wracał. Pierwszy raz w 2001 roku. Od tej pory był tu kilka razy. W Łodzi wracał zawsze do miejsc swojego dzieciństwa, odwiedzał ulice, na których się bawił i cmentarz komunalny na Dołach, gdzie przed pięćdziesięciu laty spoczęła jego matka. Pojechał zobaczyć swoją kamienicę przy ul. Legionów 71, dawniej Obrońców Stalingradu. Nie dano mu wejść do miejsca, gdzie spędził tyle lat. Ale popatrzył na podwórko z którego ma miłe, ale też przykre wspomnienia.

- Mieszkał tam taki pan - opowiadał nam Ben. - Gdy jakieś dziecko nie zamknęło drzwi, to się denerwował. Ale jak ja tego nie zrobiłem, to krzyczał: Ty parszywy Żydzie, znowu nie zamknąłeś drzwi!

Marian Lichtman, jeden z „Trubadurów” też wyjechał z kraju po Marcu 1968. Najpierw nasz kraj opuścili jego rodzice. Pojechali do Danii. Jego tata Stanisław miał sklep przy ul. Wschodniej, gdzie sprzedawał uszyte przez siebie damskie i męskie torby.

- Rodzina wyjechała na skutek antysyjonistycznej nagonki - mówi Marian Lichtman. - Ja byłem wtedy znanym człowiekiem, „Trubadurzy” znajdowali się u szczytu popularności, więc nie miałem nieprzyjemności. Choć widziałem bojówki biegające ulicą Wschodnią... Rodzice bardzo chcieli, bym jechał razem z nimi. Początkowo nie chciałem. Jednak widziałem, że nie dzieje się najlepiej. W 1972 roku do Danii pojechała moja żona Bożena, na świecie była już nasza córka Roksanka. Ja dołączyłem do niej. Złożyłem wniosek na paszport. I dostałem bilet w jedną stronę. W 1974 roku zamieszkałem na stałe w Danii.

Marian Lichtman nie może zapomnieć o jednym. Gdy zdecydowali się wyjechać za granicę, jego rodzinie zabrano polskie obywatelstwo. Sami musieli się go zrzec. Także Bożena, która była Polką. Zastanawiali się, co zrobili złego, że muszą przestać być obywatelami kraju, w którym się urodzili. Żona muzyka nie zapomni, gdy podsunięto jej kartkę: Ja Bożena Lichtman dobrowolnie zrzekam się polskiego obywatelstwa... Gdy powiedziała, że tego nie podpisze, usłyszała, że nigdzie nie wyjedzie.

- Wtedy poczułem obrzydzenie do tamtego systemu- wspomina Marian Lichtman. - Dotknęło nas to bardzo. Gdybyśmy nie wyjechali, to pewnie tego byśmy nie poczuli.

Żydzi, którzy w latach sześćdziesiątych opuścili Łódź, rozjechali się po całym świecie. Szymon Szuchman mieszka w Izraelu. Kiedy przyjechał do tego kraju, przez pół roku żył w kibucu. Pracował, uczył się języka. Potem poszedł do wojska. Gdy w Polsce nastał rok 1968, od roku miał już swoje problemy. W 1967 roku walczył w Jerozolimie w wojnie sześciodniowej.

- Nie bardzo wiedziałem, co działo się wtedy w Polsce, stosunki z Izraelem były zerwane - wspominał nam. - Ja już wtedy czułem się obywatelem Izraela, izraelskim patriotą.

Po wyjściu z wojska zamieszkał pod Tel Awiwem. Dziś jest emerytem. Wcześniej wiele lat pracował jako kierowca autobusów turystycznych. Ma trójkę dzieci, sześcioro wnuków - trzy dziewczynki i trzech chłopców. Estera i Sławek mieszkali w Izraelu. Potem się rozjechali. Sławek przez piętnaście lat żył we Frankfurcie nad Menem, trzynaście lat w Denver w Kolorado, a dziś żyje w Los Angeles. Pracuje na budowach. Estera nazywa się teraz Ester Segalis i mieszka w Kolorado. Beni Chęciński wiele lat był w izraelskim wojsku, w lotnictwie. Teraz mieszka w Kanadzie, jest inżynierem elektronikiem, prowadzi własną firmę. Choć los rozrzucił ich po świecie, to wszyscy mówią, że Łódź na zawsze będą mieli w swoim sercu...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki