Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mateczka anioł z Auschwitz. W obozie przyjęła blisko trzy tysiące porodów

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Nazywana jest matką matek. W obozie w Auschwitz przyjęła blisko trzy tysiące porodów. Łodzianka Stanisława Leszczyńska to dziś kandydatka na ołtarze. Niedawno ukazała się książka „Położna”, w której życie Stanisławy Leszczyńskiej opisuje Maria Stachurska, matka Anny Lewandowskiej. Kandydatka na ołtarze jest jej cioteczną babcią.

– Miałam 16 lat, kiedy odeszła – tak wspomina swoją ciocię teściowa Roberta Lewandowskiego. – Pamiętam wiele, ale moje wspomnienia były zbyt ubogie, by mogła powstać z nich książka. Kiedy po śmierci jej synów zostałam zasypana dokumentami, wspomnieniami i zapiskami o cioci Stasi – poczułam, że jest to swoistego rodzaju Testament, który należy wypełnić, że to moja powinność.

Powinnam pokazać światu, kim naprawdę była słynna położna z Auschwitz-Birkenau. Nie opisywać kolejnych krwawych historii z Mengelem w tle. Przynajmniej nie tylko. Napisać nie o ikonie tylko o prostej kobiecie, bo taką była. Prosta, pełna ciepła i zrozumienia dla drugiego człowieka, nawet tego najbardziej odczłowieczonego. Potrafiła się bawić, śmiać, kiedy trzeba karcić dzieci, mieć wątpliwości, a nawet złościć...

Stanisława Leszczyńska, z domu Zambrzycka, była łodzianką. Na świat przyszła w 1896 roku. Jej tata Jan pracował w zakładzie stolarskim. Mama Henryka była zatrudniona w fabryce Izraela Poznańskiego. Stasia miała 12 lat, gdy z rodziną wyjechała do Brazylii. Wybrali Rio de Janeiro, bo tam mieszkała bliska kuzynka Henryki, Stasia chodziła do niemieckiej szkoły. Nauczyła się języka niemieckiego. Jeszcze wtedy nie wiedziała, jak bardzo się to jej przyda.

Rodzina Zambrzyckich nie przebywała długo w Brazylii. Tylko dwa lata. Po powrocie do kraju Stasia dokończyła gimnazjum. Gdy wybuchła I wojna światowa, Stasia zaangażowała się w działalność Komitetu Niesienia Pomocy Biednym. W 1916 roku wyszła za mąż za Bronisława Leszczyńskiego, drukarza z zawodu.

Cztery lata później opuścili Łódź i przenieśli się do Warszawy. Tam Stanisława ukończyła z wyróżnieniem Szkołę Położniczą przy ul. Karowej.

Stanisława i Bronisław Leszczyńscy mieli czwórkę dzieci. To Bronisław, Sylwia, Stanisław i Henryk. Rodzina Stanisławy była bardzo religijna, ale ona też wiele czasu poświęcała swojej pracy jako położna.

- Wybrałyśmy się z mamą do teatru na sztukę „Krysia leśniczanka” - wspominała po latach Sylwia Leszczyńska-Gross, jedna z córek Stanisławy, która została lekarzem. – Mama prezentowała się pięknie w długiej sukni, miała na sobie błękitną chustę z naturalnego jedwabiu, zdobną w ręcznie haftowane kwiaty. W czasie przedstawienia na widowni rozległ się donośny głos: „Pani Leszczyńska jest wzywana do porodu!”. Mama wstała, bez żalu i zdenerwowania, zabierając mnie ze sobą, opuściła teatr.
Jeszcze przed wybuchem wojny Leszczyńscy znów byli w Łodzi. Mieszkali na Bałutach. Wszyscy ją tu znali.

- Raz Ślepy Max, jeden ze znanych bandytów, przyszedł zobaczyć mamę, chciał się dowiedzieć, kim ona jest, bo była równie znana jak on – wspominał najstarszy syn Bronisław.

Inną historię przypomniał najmłodszy syn Henryk. – Mówi się o niej „matka oświęcimianek”, ale ona jest też matką Bałut – tłumaczył. – Pamiętam, jak kiedyś do mnie jeden podskoczył, to drugi powiedział mu, aby uważał, bo zaczyna z synem Leszczyńskiej.

W czasie wojny Stanisława Leszczyńska wraz z całą rodziną zaangażowała się w działalność konspiracyjną. Byli członkami Związku Jaszczurczego, założonego we wrześniu 1939 roku przez działaczy związanych z Obozem Radykalno-Narodowym. Bronisław senior pracował w drukarni Bolesława Kotkowskiego. Tam wykonywał dokumenty dla członków podziemia, Żydów. Niestety, jeden z członków Związku Jaszczurczego zdradził.
W nocy z 19 na 20 lutego 1943 roku w mieszkaniu Leszczyńskich pojawiło się gestapo. Mężowi położnej i najstarszemu synowi Bronisławowi udało się uciec. Resztę zabrało gestapo. Dwóch synów, Stanisława i Henryka wywieziono do Mauthausen-Gusen. Stanisława i córka Sylwia 17 kwietnia 1943 roku znalazły się w obozie w Auschwitz.
Położną była tam siostra Klara. Do obozu trafiła za dzieciobójstwo, które miała popełnić podczas porodu. W Auschwitz dalej to robiła. Razem z siostrą Pfani topiły noworodki w beczce z wodą. Ten proceder stosowano w obozie do maja 1943 roku.
– Dzieci urodzone w obozie były w okrutny sposób mordowane: topiono je w beczułce – wspominała Stanisława Leszczyńska. - Po każdym porodzie dochodził do uszu położnic głośny bulgot i długo się niekiedy utrzymujący plusk wody. Wkrótce po tym matka mogła ujrzeć ciało swojego dziecka rzucone przed blok i szarpane przez szczury.

Jednak siostra Klara zachorowała. Zastąpiła ją Stanisława Leszczyńska. Pojawił się u niej słynny doktor Mengele.
- Dzieci mają być topione! - nakazał. Położna z Łodzi powiedziała, że nigdy nie zabije dziecka. Nie zgodziła się też, by żydowskim dzieciom nie odcinać pępowiny. Przez dwa lata, które spędziła w Auschwitz, przyjęła około trzech tysięcy porodów. Wszystko opisała w „Raporcie położnej z Oświęcimia”. Ukazał się w 1965 roku w „Przeglądzie lekarskim”.
Pisała w nim, jak kobiety z obozu rodziły na piecu z cegły. Po narodzeniu dzieci obmywano, obwijano w kawałek prześcieradła lub w gazetę. Potem Leszczyńska modliła się o zdrowie noworodków i matek. Dzieci chrzciła.
- Pracowałam tam w dzień i noc bez zastępstwa, w najokropniejszych warunkach – pisała w „Raporcie położnej”. – Na położniczej sztubie panowała ogólnie infekcja, pełno było robactwa, brudu, chorób zakaźnych. Brak było wody, o którą musiałam starać się sama, przy czym przyniesienie jednego wiadra wody niezbędnego do obmycia matki i noworodka pochłaniało około dwudziestu minut. Ku zaskoczeniu kobiet wszystkie dzieci rodziły się zdrowe i dorodne, jakby na przekór temu, czego doświadczały ich matki.
Kiedyś więźniarkę Leszczyńską znów odwiedził słynny doktor Mengele. Poprosił ją o raport dotyczący śmiertelności noworodków. Usłyszał, że wszystkie dzieci rodzą się zdrowe.

- Natura przeciwstawiając się nienawiści, walczyła o swoje prawa uparcie, niezłomnymi rezerwami żywotności – pisała położna z Łodzi.

Wtedy Niemcy postanowili, że posiadające aryjskie cechy noworodki będą wysyłane do Nakła. Tam miały zostać wynarodowione. Leszczyńska oznaczała je delikatnym tatuażem. To dawało matką nadzieję, że po wojnie odnajdą dzieci.
Oblicza się, że Stanisława Leszczyńska uratowała w Auschwitz około 3 tysięcy dzieci. Niestety, obóz przeżyło tylko 30.
Więźniarki nazywały Stanisławę Leszczyńską mateczką, aniołem. Ona przeżyła obóz, tak jak córka Sylwia, którą poddawano eksperymentom medycznym. Z wojny ocalało też trzech synów położnej. W powstaniu warszawskim zginął jej mąż Bronisław.
Po wojnie wszyscy spotkali się w Łodzi. Stanisława Leszczyńska nadal pracowała jako położna.

– Lubiłam i ceniłam swoją pracę, ponieważ bardzo kochałam małe dzieci – wyjaśniała po latach. - Może właśnie dlatego miałam tak wielką liczbę pacjentek, nieraz musiałam pracować po trzy doby bez snu. Pracowałam z modlitwą na ustach i właściwie przez cały okres mej pracy zawodowej nie miałam żadnego przykrego wypadku. Wszystkie groźne sytuacje kończyły się szczęśliwie.

Stanisława Leszczyńska zmarła 11 marca 1974 roku. Miała nowotwór jelit. Została pochowana na radogoskim cmentarzu. W 1996 roku trumnę z jej szczątkami przeniesiono z kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny na łódzkich Bałutach. Cztery lata wcześniej rozpoczął się proces beatyfikacyjny Sługi Bożej Stanisławy Leszczyńskiej.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki