Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka nie żyje, a ZUS dalej płaci emeryturę...

Anna Gronczewska
TVN/materiały policji
Czy emeryt może żyć po śmierci? Okazuje się, że tak. Żywy jest dla ZUS-u, który dalej wypłaca mu emeryturę. Urząd jest nieświadomy tego, że człowiek ten od dawna zakopany jest w ogródku lub schowany w wersalce...

Niedawno cała Polska usłyszała o niewielkiej wsi Szłapy, położonej w gminie Grabów, w województwie łódzkim. 54-letni mężczyzna mieszkał tam ze swoją 79-letnią matką Urszulą w niedużym, zaniedbanym domu. Sąsiedzi od dłuższego czasu nie widzieli kobiety, ale specjalnie się nie dziwili.

- Może wyjechała? - zastanawiali się. - A może jest chora i nie wychodzi?

Jej syn Marek nie pracował, a do kieliszka też lubił czasem zajrzeć. Mówił, że dla matki zrobiłby wszystko i bardzo ją kochał.

- Jednak chyba miłość do kieliszka była większa! - mówi dziś jedna z mieszkanek wsi.

Tym, że jego matki nie było widać, w końcu zainteresowała się jej koleżanka. Było dla niej dziwne, że Urszula zapadła się pod ziemię. W końcu zadzwoniła na policję. Powiedziała, że nie wiadomo, co dzieje się z mieszkanką jej wsi. - Był to anonimowy telefon - wyjaśniali potem policjanci.

18 października tego roku patrol policji pojawił się Szłapach. Weszli do domu, w którym miał z matką mieszkać 54-latek. Wpuścił do środka policjantów. W jednym z pokoi zobaczyli ciało kobiety znajdujące się w stanie rozkładu. Była to matka mężczyzny...

Okazało się, że starsza kobieta zmarła półtora roku temu. Sekcja zwłok wykazała, że do jej śmierci nie przyczyniły się osoby trzecie. Marek przez ten czas pobierał za matkę emeryturę. Mieszkańcy wsi byli w szoku, gdy się o tym dowiedzieli. - Marek czasem wypił, ale był spokojny, cichy, nie urządzał awantur - przekonują we wsi. - Ale żeby tyle czasu mieszkać ze zwłokami matki? W życiu byśmy nie przypuszczali!

Tomasz Szczepanek z Prokuratury Okręgowej w Łodzi poinformował, że 54-letni Marek G. przyznał się. Usłyszał dwa zarzuty: znieważenia zwłok i wyłudzenia 20 tysięcy zł na szkodę ZUS. Grozi mu za to do 8 lat za kratami, ale przed sądem będzie odpowiadał z wolnej stopy.

We wrześniu miała miejsce podobna historia. Bohaterem był 57-letni łodzianin. Do Komendy Powiatowej Policji w Polkowicach dotarła informacja o poszukiwaniu 88-letniej mieszkanki Łodzi. Ślad prowadził na Dolny Śląsk, dokładnie do miejscowości Chocianów koło Polkowic. Kobieta miała tam wyjechać z synem. Okazało się, że 58-letni łodzianin rzeczywiście mieszka w Chocianowie. Policjanci ustalili, że kobieta dalej pobiera emeryturę. Pojawili się u jej syna z psem tropiącym. W ogrodzie natrafiono na zakopane ludzkie szczątki. Należały do matki łodzianina...

Wyszło na jaw, że kobieta nie żyje od 5 lat. Kiedy zmarła, syn zakopał ją w ogrodzie. Nigdzie nie zgłosił jej śmierci. Pobierał dalej za nią emeryturę. Przez pięć lat wyłudził z ZUS-u ponad 45 tysięcy złotych.

- Mężczyzna przyznał się do dwóch stawianych mu zarzutów: znieważenia zwłok i do wyłudzenia świadczenia z ZUS - mówi Lidia Tkaczyszyn, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy. - Wyjaśnił śledczym, że jego matka zmarła z powodu choroby. Prokurator postawił mu również zarzut nieudzielenia pomocy, bowiem nie wezwał pogotowia do chorej matki.

W Chocianowie wszyscy byli zszokowani tym, co się stało. Dobrze znali łodzianina. Opowiadał wszystkim, że gra na giełdzie. Ponoć szło mu dobrze. Wyróżniał się tym, że regularnie biegał, jeździł na rowerze. Dbał o siebie.

- Był miły, spokojny, nikt nie miał do niego zastrzeżeń - opowiadali sąsiedzi. Nie zdziwili się, że matka nagle zniknęła. Miała przecież 88 lat. Miała prawo zachorować, a nawet umrzeć.

Matkę 57-latka mało kto widział. Jak powiedziała reporterowi Polsat News jedna z mieszkanek Chocianowa, dostrzegła ją tylko raz. - Widziałam, jak przy ogrodzeniu robiła przysiady, syn jej kazał - wspominała.

57-letni łodzianin został aresztowany na trzy miesiące. Podobnie jak mieszkańcowi gminy Grabów grozi mu do 8 lat więzienia.

W kwietniu tego roku w jednym z wrocławskich szpitali zmarł mężczyzna. Gdy ktoś z rodziny wszedł do jego mieszkania przy ul. Staszica na Nadodrzu we Wrocławiu, zobaczył przerażający widok. Były to szczelnie zawinięte zwłoki kobiety...Należały do 87-letniej matki zmarłego w szpitalu mężczyzny. Okazało się, że zwłoki zostały zakonserwowane solą! Tak dobrze, że nie było czuć zapachu rozkładającego się ciała. Rozpoczęto śledztwo. Mężczyzna opowiadał, że matka znajduje się w domu opieki społecznej. Prawdopodobnie syn brał za nią rentę. A matka nie żyła od około pięciu lat..

Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy ZUS, wyjaśnia że nie prowadzi się statystyk dotyczących wyłudzeń emerytur i pobierania ich za zmarłe osoby. - Jest to wyłudzenie i takie pieniądze powinny być zwrócone - przyznaje.

Przypuszcza się, że w całym kraju może dochodzić nawet do kilkunastu takich przypadków rocznie.

Paweł był wiele lat łódzkim kuratorem sądowym. Nigdy nie zapomni sprawy, która zdarzyła się na początku lat dziewięćdziesiątych. Miał wtedy pod opieką rejon na pograniczu Bałut i Śródmieścia Łodzi. W jednej ze starych kamienic mieszkała wielopokoleniowa rodzina. Dziadek, córka, wnuczek z rodziną. W dużym pokoju z kuchnią.

- Rodzina była biedna, nikt nie pracował - opowiada Paweł. - Alkohol też tam był. Jedyne źródło utrzymania stanowiła emerytura dziadka i niewielki zasiłek. Nie bez powodu znaleźli się pod opieką kuratora. Wnuczek Mirek miał dwoje dzieci, jego żona Mariola była z trzecim w ciąży. Zbliżał się termin porodu. Odwiedzałem tę rodzinę raz na tydzień, dwa tygodnie. Kiedyś przyszedłem i dowiedziałem się, że Mariola jest w szpitalu, bo właśnie urodziła dziecko. Ala za dwa dni miała wrócić do domu.

Paweł po kilku dniach znów odwiedził rodzinę. Miał sprawdzić, jak zajmują się dzieckiem. Niemowlę było w domu, spało w łóżeczku. Ale Paweł zwrócił uwagę na dziadka. Leżał na wersalce, odwrócony twarzą do ściany, przykryty kołdrą.

- Co z dziadkiem? - zapytał.

- Chory jest, pewnie śpi - odpowiedział Mirek. - To nic groźnego. Lekarz już był u niego.

Jednak, gdy za kilka dni Paweł odwiedził rodzinę, to dziadek leżał dalej w tej samej pozycji. Obok stało łóżeczko z maleńkim Patrykiem w środku. Dwójka starszych dzieci bawiła się kącie klockami. Tym razem Paweł nie dał się zwieść opowieściom o chorobie dziadka. Podszedł do łóżka. Dotknął starszego człowieka. Był zimny... Szybko wezwał policję. Dziadek nie żył od ponad tygodnia.

- Tłumaczyli, że nie zgłosili jego śmierci, bo czekali do pierwszego dnia miesiąca, wtedy dziadek dostawał emeryturę - wspomina Paweł. - Przysięgali, że po tym chcieli dziadka pochować. Mówili, że bardzo zależało im na pieniądzach, bo to jedyne źródło utrzymania. A zwłaszcza teraz, gdy na świat przyszło kolejne dziecko...

I kolejna łódzka historia sprzed kilku lat. W jednym z bloków przy ul. Milionowej znaleziono zmumifikowane ciało kobiety. Sprawa pewnie długo nie wyszłaby na jaw, gdyby nie czujność pracowników Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Zaniepokoili się, że od dłuższego czasu nie widzieli swojej podopiecznej, 78-letniej kobiety. Także sąsiedzi nie potrafili powiedzieć, co się z nią dzieje. Pracownicy opieki społecznej postanowili zgłosić sprawę policji, a funkcjonariusze udali się do mieszkania podopiecznej pomocy społecznej. Drzwi otworzył jej 58-letni syn.

- Nie wiem, gdzie jest mama - mówił policjantom syn kobiety. Ale po chwili zmienił strategię. Stwierdził, że mama jest w szpitalu. Policjanci nie uwierzyli w jego wyjaśnienia. Zaczęli sprawdzać mieszkanie. Zaniepokoił ich dochodzący z pobliża zapach. W jednym z pokoi zauważyli rozkładające się zwłoki kobiety. Były przykryte prześcieradłem.

- To moja mama, która teraz śpi - powiedział do policjantów mężczyzna. Przekonywał, że jego matka żyje.

- Opiekuję się nią, daje jej śniadanie, obiad - wmawiał policjantom.

Przeprowadzona sekcja zwłok wykazała, że kobieta umarła z przyczyn naturalnych. Syn nie zgłosił jej śmierci, bo chciał dalej pobierać emeryturę. Przy mężczyźnie znaleziono potwierdzenie wypłat świadczeń ZUS. Za pieniądze z emerytury matki kupował obce waluty. Miał w domu 250 złotych i 600 euro. Ustalono, że pobrał nielegalnie około 11 tysięcy złotych. Mężczyzna jednak nie przyznawał się do winy.

Takie historie to nie tylko łódzka specjalność. 42-letni Marek K. mieszkał razem ze swoją 71-letnią matką w Gliwicach. Sąsiadów zaniepokoiło, że od dłuższego czasu nie widzą kobiety. Pytali syna, co się z nią dzieje, ale zawsze dostawali wymijające odpowiedzi.

- Mama jest chora, to nie wychodzi z domu - odpowiadał najczęściej. Kiedy po jakimś czasie sąsiedzi znów pytali o mamę, mówił, że zawiózł ją do kuzynki. Sąsiedzi z niedowierzaniem przyjmowali te tłumaczenia. W końcu postanowili zawiadomić o sprawie policję. Gdy policjanci weszli do mieszkania Marka K. i jego matki, przeżyli szok. W tapczanie znaleźli zmumifikowane zwłoki. Były przykryte kocami, tak by nikt nie poczuł zapachu rozkładającego się ciała. Kobieta nie żyła już od półtora roku. Syn nie zgłosił jej śmierci, bo chciał pobierać jej emeryturę. Sam nie pracował. Dorywczo zajmował się zbieraniem złomu..

Jedna z sąsiadek opowiadała potem, że Marek jej pomagał. Robił zakupy, przynosił węgiel z piwnicy. Czasem dawała mu coś do zjedzenia. Dla niego i dla jego mamy...

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki