Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matury w przedwojennej Łodzi i w czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej

Anna Gronczewska
Kwitną kasztany, a to znak, że nadchodzi czas matur. Już w poniedziałek absolwenci liceów i techników rozpoczną maturalną batalię. Na początek egzamin pisemny z języka polskiego. To dobry moment, żeby przypomnieć, jak kiedyś wyglądał egzamin dojrzałości. Czy również budził tak wielkie emocje? CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE
Kwitną kasztany, a to znak, że nadchodzi czas matur. Już w poniedziałek absolwenci liceów i techników rozpoczną maturalną batalię. Na początek egzamin pisemny z języka polskiego. To dobry moment, żeby przypomnieć, jak kiedyś wyglądał egzamin dojrzałości. Czy również budził tak wielkie emocje? CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE Archiwum Dziennika Łódzkiego
Kwitną kasztany, a to znak, że nadchodzi czas matur. Już w poniedziałek absolwenci liceów i techników rozpoczną maturalną batalię. Na początek egzamin pisemny z języka polskiego. To dobry moment, żeby przypomnieć, jak kiedyś wyglądał egzamin dojrzałości. Czy również budził tak wielkie emocje?

Przed wojną matura była elitarnym egzaminem. W całej Polsce zdawało ją rocznie zaledwie kilkanaście tysięcy osób. Na przykład w 1937 roku 13 tys. 362 uczniów. Dziś przystępuje do niej co roku około 280 tys. młodych ludzi. Nic więc dziwnego, że przed wojną zdanie matury traktowane było jako wielki sukces. O tym jakim prestiżem cieszył się egzamin dojrzałości niech świadczy choćby to, że korespondent łódzkiej „Ilustrowanej Republiki”, który pracował w Tomaszowie Mazowieckim podawał z dumą listę młodych ludzi, którzy w czerwcu 1930 roku zdali maturę w tomaszowskim, humanistycznym gimnazjum stowarzyszenia kupców. Byli to: Izak Birencwlg, Stanisław Chmiel, Natan Dyskin, Gustawa Frydmanówna, Władysław Hujda, Longin Hułyk, Janina Kapuścińska. Heinrich Miller, Stefan Nawrocki, Dawid Ofman, Anna Pruska, Kazimierz Rolewski, Józef Różycki, Stan Sobolewski, Dawid Szeps i Henryk Zęcin.

Prasa współczuła uczniom

Dwa lata później matury przebiegały w cieniu reformy szkolnej, której autorem był Janusz Jędrzejewicz, minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego. Chodziło głównie o odejście od wypracowanego jeszcze przez zaborców systemu kształcenia. Tak więc zrezygnowano z nauki w ośmioklasowym gimnazjum, gdzie nauka kończyła się maturą. Reforma spowodowała przede wszystkim to, że ujednolicono w znacznym stopniu szkoły średnie. Dzięki czemu także absolwenci liceów zawodowych mogli zdawać na studia. Reforma ustanawiała powszechny obowiązek szkolny na szczeblu szkoły powszechnej, czyli odpowiednika obecnej szkoły podstawowej. Nauka w szkole powszechnej trwała siedem lat. Przy czym ostatni rok nauki był przeznaczony dla tych, którzy nie chcieli się już dalej kształcić. Jednocześnie utworzono trzy typy szkoły powszechnej - pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia. Nauka w szkole powszechnej pierwszego stopnia trwała siedem lat, a jej program obejmował cztery klasy. Jej absolwenci nie mogli dalej uczyć się w gimnazjum. Następnym etapem była sześcioklasowa szkoła ogólnokształcąca. Naukę podzielono tu na dwa etapy - czteroletnie gimnazjum ogólnokształcące i dwuletnie liceum ogólnokształcące. By zacząć naukę w gimnazjum trzeba było mieć skończone 12 lat, a także wykazać się wykształceniem objętym programem nauczania sześciu klas szkoły powszechnej trzeciego stopnia. Aby dostać się do gimnazjum należało zdać egzamin wstępny. Nauka w gimnazjum kończyła się tzw. małą maturą. Po małej maturze można było się ubiegać o przyjęcie do dwuletniego liceum ogólnokształcącego, zawodowego lub trzyletniego liceum pedagogicznego.

Liceum ogólnokształcące uchodziło za elitarne. Jego uczniowie mogli wybrać specjalizację - klasyczną z nauką łaciny i greki, humanistyczną (wtedy uczyli się tylko łaciny), matematyczno-fizyczną i przyrodniczą. Absolwenci liceum przystępowali do dużej matury. Posiadając świadectwo dojrzałości można było zdawać na studia. Wdrażanie reformy Jędrzejewicza rozpoczęto w lipcu 1932 r. Jej konsekwencją było to, że w roku szkolnym 1932/1933 nie przeprowadzano naboru do pierwszej klasy ośmioletniego gimnazjum. Pierwsi uczniowie, którzy przeszli nowy cykl kształcenia matury zdawali w 1939 r.

Przed wojną egzamin maturalny był podzielony na część pisemną i ustną. Tak jak dziś zaczynał się pisemną maturą z polskiego. Maturzyści pisali wypracowanie na jeden z trzech podanych tematów. Mieli na to pięć godzin. Potem, również pisemnie, zdawano egzamin dojrzałości z przedmiotów odpowiadających profilowi klasy. Następnie maturzystę czekały cztery egzaminy ustne. Sam je wybierał, ale powinien uwzględnić profil klasy, w której się uczył. Ważnym elementem przedwojennych matur było to, że uzyskaną w szkolę wiedzę trzeba było połączyć z aktualną sytuacją społeczno-polityczną. Tak bowiem konstruowało maturalne pytania. Maturę zwykle zdawano na przełomie maja i czerwca. W 1932 roku dziennikarze „Głosu Porannego” ubolewali nad losem maturzystów. A poświęcony tej sprawie artykuł zatytułowano „Krwawy bilans matury! Pedagodzy powinni się zastanowić nad celowością egzaminów dojrzałości!”.

- Zróbmy doroczny bilans tych niepotrzebnych tortur! - pisali dziennikarze „Głosu”. - Niedawno maturzystka straciła zmysły w czasie składania egzaminu. Kilku uczniów pozbawiło się życia, kilku zbiegło z domów!

W 1933 roku nad losem maturzystów użalała się „Ilustrowana Republika”. Zauważała, że system egzaminów polega na tropieniu bezbronnego dziecka przez wyrafinowanych myśliwych. A przecież szkoła nie jest urzędem, sądem, a instytucją wychowawczą.

- Jesteśmy w okresie egzaminów naturalnych - zauważali dziennikarze „Ilustrowanej Republiki”. - Od kilku dni trwają matury pisemne, a za dwa tygodnie zaczną się ustne. Setki uczniów i uczennic przeżywać będzie najsroższe tortury moralne. Kto wie ilu załamie się tragicznie?

Gazeta zauważała, że w co roku w tej sprawie dostają listy od uczniów, rodziców, lekarzy. Tym razem do redakcji napisał jeden z nauczycieli.

- Egzaminy maturalne już zyskały miano nieetycznego znęcania się nad młodzieżą bezbronną, bo nie posiadającą możliwości reagowania na krzywdę, która się jej dzieje - pisał jeden z łódzkich nauczycieli. - System egzaminacyjny jest nieetyczny! Tak jak ja sądzi już coraz więcej nauczycieli.

Nauczyciel krytykował też tzw. egzaminy przejściowe. Skandalem dla niego było to, że nawet promocja z klasy do klasy nie mogła się obyć bez takiego egzaminu. Nie sprawdzał się też jego zdaniem system ocen.

- Musi bezwzględnie oceniać uczniów, od której to oceny nie ma żadnego odwołania - skarżył się nauczyciel. - A przecież nauczyciel mając tak dużą liczbę uczniów, przechodząc co godzina do innej klasy nie może ich dobrze poznać. Jest zbyt zmęczony i zdenerwowany. Obecny system uczy dziecko prześlizgiwania się, pływania przez życie. Nawet kosztem kłamstwa i oszustwa. Najczęściej właśnie „spryciarze” maja dobre oceny, a dzieci pracowite, ale mniej zdolne, sprytne z trudem przechodzą przez szkołę.

Podkreślano, że matury spowodują kolejne ofiary samobójcze. Zauważano, że wielu maturzystów po odebrania świadectwa nie wie, co ze sobą zrobić. Część nie pójdzie na studia, bo nie ma na to pieniędzy lub studiom sprzeciwia się rodzina. Musi za to zacząć pracę, a przecież nie ma żadnej wiedzy praktycznej. A firmy nie chcą zatrudniać niedoświadczonych pracowników. Nawet w handlu.

W 1935 roku narzekano, że podczas egzaminów maturalnych w łódzkich szkołach działy się niewyobrażalne rzeczy. Na przykład w jednym z gimnazjum w Łodzi do matury przystąpiło 23 uczniów, a zdało tylko 8.

- Nic więc dziwnego, że potem w kronikach kryminalnych przeczytamy o kolejnym samobójstwie maturzysty z Łodzi! - zauważali dziennikarze. Jednocześnie podawali przykłady z innych miast. W Warszawie z powodu niezdanej matury samobójstwo popełniła Anna Władysława Komuńska. We Włocławku usiłował się powiesić Marian Kurnicki, a w Krakowie życie odebrał sobie Antoni Rąbałek.

Nie brakowało maturalnych afer. Jedna wybuchła w Łodzi, w 1930 r. Jej bohaterem był pan Rudnicki, nauczyciel polskiego w gimnazjum męskim im. Ignacego Skorupki, które pozostawało pod opieką towarzystwa „Oświata”. Pan Rudnicki uczył m.in. ósmą, maturalną klasę. Musiał polubić swoich uczniów lub był bardzo ambitnym pedagogiem, który nie zniósłby porażki, czyli klęski maturalnej swych podopiecznych. Tak więc przed maturą z języka polskiego wręczył każdemu z uczniów z kartkę z pytaniami, które może im zadać. Jednocześnie podał im też odpowiedzi. Pan Rudnicki po prostu chciał, by chłopcy jak najlepiej zdali egzamin. I pewnie nikt by się o tym nie dowiedział, gdyby przypadkowo nie wygadał się jeden z uczniów. O aferze poinformowano kuratorium. Do gimnazjum im. Skorupki przybył sam kurator Gadomski, który osobiście wyjaśniał sprawę.

- Egzamin został przerwany - informowała zbulwersowana maturalną aferą „Ilustrowana Republika”. - Niektórzy uczniowie i personel nauczycielski zostali przesłuchani przez kuratora. W wyniku tych przesłuchań kurator zarządził natychmiastowe zawieszenie pana Rudnickiego w obowiązkach. Postanowił też, że w szkole zostanie przerwany egzamin maturalny dopóki cała sprawa nie zostanie do końca należycie zbadana i nie będzie stwierdzone w jakim stopniu uczniowie szkoły są zamieszani w tę aferę. Po kilku dniach potwierdzono, że pan Rudnicki rozdał uczniom pytania z odpowiedziami. Ale uczniowie, a także dyrekcja szkoły nie są za to odpowiedzialni. Postanowiono więc, że matury w gimnazjum im. Ignacego Skorupki zostaną wznowione. Egzaminatorem z języka polskiego został inny nauczyciel. A pan Rudnicki stracił pracę.

Powoli malał prestiż matur

Po wojnie matura dalej była ważnym egzaminem, zapewniała bowiem możliwość zdawania na studia. Stała się jednak coraz powszechniejsza. Tak jak przed wojną pisano wypracowanie z języka polskiego, zdawano egzamin pisemny z matematyki. Przez pewien czas długa była też lista przedmiotów, które zdawało się ustnie. Z czasem zostały trzy. W 1953 roku tuż przed maturą reporter „Dziennika Łódzkiego” odwiedził uczniów XI klas szkoły IV TPD w Łodzi. Jedna z uczennic, Ewa Baczewska tłumaczyła, że w jej klasie wszyscy sumiennie pracowali przez cały rok i dlatego nie muszą nadrabiać zaległości.

- Nie boimy się matury - podkreślała. Dyrektor szkoły, pan Boniecki dodawał, że wprawdzie na okres trzech uczniów klas czwartych miało oceny niedostateczne, ale wszyscy je poprawili.

- Dzięki znakomitej pracy pedagogów nawet najsłabsi podciągnęli się w nauce! - zapewniał dyrektor Boniecki. - Pomogła tu też organizacja ZMP-owska, która w swej „Błyskawicy” piętnowała bumelantów i opieszałych.

Tytuł przodownicy nauki i pracy w tej szkole otrzymała Cyryla Kamińska. Przyznawała, że ma przed maturą małą tremę, ale jest pewna, że wszyscy w szkole ja zdadzą.

- By jak najszybciej pracować dla naszej ojczyzny - zapewniała Cyryla. - Ale wcześniej chce studiować na wydziale chemicznym politechniki w Łodzi.

W 1953 roku w Łodzi do matury przystąpiło 1120 uczniów klas jedenastych, nie dopuszczono 61, a 7 nie sklasyfikowano.

Pięć lat później maturę w Łodzi zdawało 972 uczniów. Zauważano, że wzorem poprzedniego roku opracowaniem tematów egzaminacyjnych zajęły się wydziały oświaty na podstawie materiałów przysłanych ze szkół.

- W poprzednich latach tematy były przygotowywane w Warszawie skąd przesyłano je do Łodzi w specjalnie zalakowanych kopertach - pisał „Dziennik Łódzki”.

W 1961 roku „Dziennik Łódzki” odwiedził XVIII LO im. Jędrzeja Śniadeckiego w Łodzi. Kopertę z tematami otworzyła dyrektor Zofia Grębecka. Na zapleczu mamy maturzystów przygotowywały kanapki, do każdej dokładana była czekolada. Wielu maturzystów wie jak ważną rolę na maturze odgrywały kanapki. Często miały tak wyczekiwaną przez uczniów zawartość, czyli rozwiązane zadania z matematyki...

- Zdawałem maturę później, już pod koniec lat 70. - wspomina Marek, handlowiec z Łodzi. - Mój wujek był matematykiem. Przyszedł pod szkołę, tam spotkał ciocię mojej koleżanki. Siedzieli w „maluchu” i czekali aż woźna, oczywiście odpowiednio wynagrodzona, wyniesie zadania z matematyki, które mieliśmy rozwiązać, Potem rozwiązania wniesiono na salę właśnie w kanapkach. Cała klasa skorzystała z tych ściąg.

W 1961 roku reporterzy „Dziennika Łódzkiego” odwiedzili też XXIV LO im. Marii Skłodowskiej-Curie. W tej szkole maturę zdawał Bogdan Nowak, zwycięzca X Ogólnopolskiej Olimpiady Fizycznej. Na maturze pisemnej z polskiego wybrał temat: „Bohaterowie Żeromskiego jako wyraz kultu dla siły i moralnego piękna człowieka”. Zresztą ten temat najczęściej wybierali uczniowie z XXIV LO. O wiele mniejszym zainteresowaniem cieszył się inny z tematów, „Idee demokratyczne i rewolucyjne w znanych utworach XX-lecia międzywojennego”.

W 1968 roku w Łodzi do egzaminów maturalnych przystąpiło 6 tys. dziewcząt i chłopców. Ponad tysiąc z nich ze względu na dobre oceny z matematyki i polskiego nie zdawało egzaminów ustnych. 10 lat później, w 1978 roku reporterzy „Dziennika Łódzkiego”, który wtedy nazywał się „Dziennikiem Popularnym” odwiedził maturzystów z XXI LO. Zdawało tam 115 absolwentów klas czwartych.

- Otwarcia kopert z tematami dokonał dyrektor Jan Wilczyński - pisał „Dziennik Popularny”. - Wraz z absolwentami oddech wstrzymały polonistki: Lucyna Szczypińska, Bożena Wyczechowska i Jadwiga Kolanek. Tematy przyjęto z zadowoleniem i uśmiechem. W 1978 roku łódzcy maturzyści mieli do wyboru następujące tematy; „Świat przeżyć i dążeń ludzi odrodzenia, jako temat twórczości pisarzy tego okresu”, „Patriotyzm i postępowość wykładnikami trwałej wartości literatury okresu romantyzmu”, „Stanisław Wokulski, Benedykt Korczyński i Bogumił Niechcic wobec problemów swej epoki”, „Postawy moralne bohaterów Stefana Żeromskiego w oczach współczesnego czytelnika”. Najmniejszym zainteresowaniem cieszył temat: „Ideały i problemy młodzieży polskiej w świetle literatury współczesnej i filmów”. Informowano, że na ławce maturzysty znalazły się kwiatki. Mieli też dostęp do tekstów źródłowych i podręcznej biblioteczki słowników. Na napisanie wypracowania mieli 5 godzin.

W 1983 roku zestaw tematów maturalnych był już zupełnie inny. Można było napisać wypracowanie na temat: „Życie dla siebie czy życie dla innych - pisarskie rozważania w literaturze doby renesansu i oświecenia”. Albo wybrać: „Młodość jako atut i zobowiązanie w literaturze polskiej XIX wieku”. Trzecim temat brzmiał: „Współczesna proza polska jako wyraz doświadczeń, przeżyć, niepokojów pokolenia powojennego”.

- Tematy mają charakter bardziej historyczno-filozoficzny, niż historyczno-literacki - tak ocenił je Marek Kaczorowski, ówczesny dyrektor III LO im. Tadeusza Kościuszki w Łodzi. - Stąd wymagają dużej koncentracji intelektualnej, samodzielnego myślenia i analitycznego podejścia do poruszanych problemów, gdzie szczegółowa, encyklopedyczna wiedza może stanowić tylko przyczynek i punkt wyjścia do własnych przemyśleń. Jest to zresztą zgodne z tezą, że szkoła powinna uczyć myślenia i racjonalnego rozwiązywania problemów, także filozoficznych, moralnych czy egzystencjalnych.

W 1983 roku reporterzy „Dziennika Łódzkiego” odwiedzili zgierskie szkoły średnie. W tamtejszym Zespole Szkół Ekonomicznych do matury dopuszczono 54 uczniów, ale tylko 37 zdecydowało się ją zdawać, a 8 wybierało się na studia.

- Wszyscy zdawali matematykę - pisał „Dziennik Łódzki”. - Spośród 5 zadań- po jednym z rachunku prawdopodobieństwa, geometrii analitycznej, rachunku różniczkowego i dwu z algebry można było wybrać trzy. Ale na ogół wszystkie zadania znajdowały amatorów. Uczniowie ocenili je jako przeciętne, możliwe do rozwiązania.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki