Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Menedżerka klubu go-go sądzi się z ZUS

Alicja Zboińska
Spory ZUS z osobami, korzystającymi ze zwolnień, czasem kończą się w sądzie
Spory ZUS z osobami, korzystającymi ze zwolnień, czasem kończą się w sądzie Grzegorz Gałasiński
W poniedziałek przed sądem pracy w Łodzi rozpoczął się proces łodzianki, której umowę o pracę ZUS uznał za pozorną, w związku z czym odmówił wypłaty zasiłku chorobowego. Kobieta nie zgadza się z zarzutami ubezpieczyciela, odwołała się do sądu.

Właściciel klubu nocnego, dwie kelnerki, klienci i krawiec zeznali w poniedziałek, że pani Aleksandra z Łodzi faktycznie pracowała w klubie nocnym jako choreograf i menedżerka. Jej wersję potwierdził także policjant, który wraz z kolegami bawił się w klubie po święcie policji w lipcu 2011 roku.

Pani Aleksandra tłumaczyła, że w klubie nocnym zatrudniona była dwa razy: w 2009 roku jako choreografka i od lipca 2011 roku do chwili obecnej jako choreografka i menedżerka. Po dwóch miesiącach od ponownego podjęcia pracy kobieta poszła na zwolnienie lekarskie z powodu problemów z kręgosłupem. Następnie zaszła w ciążę, którą także spędziła na zwolnieniu lekarskim z powodu złego samopoczucia.

Po urodzeniu syna Adasia w maju ubiegłego roku zachorowała na depresję poporodową, kolejne zwolnienie wystawił psychiatra.

Kobieta wróciła do pracy w tym roku. I oddział ZUS w Łodzi uznał, że kobieta wcale nie pracowała. Jednym z dowodów miało być to, że podczas jej nieobecności nikt nie został zatrudniony w klubie na jej miejsce.

Właściciel klubu zeznał, że nie miał pojęcia, jak długo łodzianki nie będzie w pracy, a na rynku pracy brakuje osób, które potrafią stworzyć choreografię dla klubu nocnego. O roli pani Aleksandry wypowiedziały się też dwie kelnerki, które łodzianka uczyła układów choreograficznych. Kobiety od czasu do czasu także tańczą w klubie.

Zeznania złożył łódzki policjant, który wcześniej kontaktował się z panią Aleksandrą, gdy ta była agentką ubezpieczeniową. W nowej pracy kobieta pomogła mu zorganizować spotkanie z kolegami po fachu.

- Wybraliśmy się do klubu w lipcu 2011 w dniu święta policji - zeznał policjant. - Wcześniej ustaliłem telefonicznie z panią Olą, że jeśli będziemy większą grupą, to nie zapłacimy za wstęp, mamy tylko kupić alkohol.

Przedstawicielka ZUS próbowała skłonić policjanta, by podał numer telefonu, z którego dzwonił do łodzianki, a także nazwiska osób, które tego dnia bawiły się z nim w klubie. Sędzia nie wyraził na to zgody.

Zeznania złożył też krawiec, który uszył dla klubu cztery stroje do kankana na prośbę choreografki.

Kolejna rozprawa pod koniec czerwca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki