Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miałem nie pisać, jak jechałem samochodem po Łodzi, bo po co pisać, skoro każdy wie?

Jacek Grudzień
Autor jest publicystą i dyrektorem Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego
Autor jest publicystą i dyrektorem Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego Grzegorz Gałasiński
Podobno nie ma nic nudniejszego, niż gdy autor cotygodniowych prasowych komentarzy inspiruje się własnym tekstem. Ale nic na to nie poradzę, muszę się komuś wygadać po moich ostatnich przemyśleniach. Każdy z nas potrafi sobie wyobrazić ulicę Włókienniczą. Większość z nas tam była.

Legendy i mity o niej są tak silne, że sam fakt deklarowania w "towarzystwie", że się Włókienniczą zna i tam bywało może stanowić o atrakcyjności rozmówcy. Gdy rozmowa na imprezie "siada", ktoś z "wyższym peselem" jest w stanie ją ożywić opowiadając, jak to w stanie wojennym była to ulica niemal wyjęta spod prawa, gdzie w każdej bramie o każdej porze dnia i nocy można było kupić wódkę. A oficjalnie do godziny 13 obowiązywała prohibicja, sklepy nocne zaś to było coś niewyobrażalnego.

To znaczy oficjalne sklepy nocne. Znam ludzi, którzy i dziś unikają tej ulicy nawet jeżdżąc samochodem. Traktują ją jak coś złego, miejsce, którego należy unikać. Znajomy fotoreporter opowiadał, że w pewnych godzinach po tej ulicy nie ma co chodzić, bo utrata telefonu jest pewna. Inny znajomy twierdzi, że spacer tą ulicą w jakimkolwiek stroju, który odbiega od przyjętej normy, w najlepszym wypadku grozi obraźliwymi komentarzami. Moje doświadczenia z Włókienniczej to między innymi udział w akcji Caritas, gdy jako święty mikołaj składałem wizyty w tutejszych domach. Pamiętam niesamowity festyn z okazji odsłonięcia pomnika "kochanków z ulicy Kamiennej" i wiele programów telewizyjnych, którym zawsze towarzyszyła ciekawość mieszkańców i ogromna liczba dzieci, które nie wiadomo skąd się pojawiały.

Krótko mówiąc wspomnienia raczej przyjemne. Od kilku lat w czasie dyskusji o rewitalizacji Łodzi mówi się także o Włókienniczej. To nie jest trudne, żeby wyobrazić sobie gigantyczny remont i powrót do czasów świetności, gdy swój dom budował tu najważniejszy architekt w historii Łodzi Hilary Majewski. Tylko czy Łodzi byłaby potrzebna taka Włókiennicza, która w najlepszym wypadku stała by się miejscem dla "snobów", którzy żyliby tu w cieplarnianych warunkach wspominając legendę dawnej Kamiennej.

Czarny scenariusz to wyremontowane miejsce, które mimo wielkich nakładów jest martwe, życie tu nie wraca. To też jest możliwy scenariusz. Wtedy wiele osób tęskniłoby do Włókienniczej przed remontem. Od jakiegoś czasu często rozmawiam o tej ulicy i myślę, że znalezienie dobrego pomysłu na nią, to znalezienie pomysłu na Łódź. Najłatwiej wymyślać remonty, kolorowe elewacje, ogrody na dachach i inne atrakcje.

Ale już wybór między tym, czy to ma być coś w rodzaju Off Piotrkowskiej, czy Manufaktury może być bardzo trudny. I tu mnie olśniło, chociaż może to przesada, bo po prostu wystarczy popatrzeć na to, co przynosi najszybsze efekty. I takich przykładów w Łodzi jest bardzo dużo. Inwestycje w kulturę najszybciej są w stanie zmieniać zdegradowane przestrzenie. Mało kto już pamięta, ale sukces Off Piotrkowskiej zaczął się od niezwykłych wystaw stowarzyszenia Fabrykancka i stworzenia przyjaznego miejsca dla deskorolkowców. Bez tych kolorowych ludzi nie byłoby dzisiejszego sukcesu.

Takie inicjatywy jak odszarzanie Łodzi i malowanie na różowo kałuż, przez Aleksandrę Ignasiak zamieniło Wschodnią w magiczne miejsce pełne roześmianych ludzi. Bez potrzeby ich wysiedlania. Niestety trwało to tylko jeden dzień. Mam przyjemność brać udział w dyskusjach, w których znakomici łódzcy muzycy dedykują muzykę konkretnym kamienicom Włókienniczej. Gdy słuchałem kompozycji Pawła Cieślaka, a w tle na slajdach oglądałem kamienice, czułem się prawie tak jak w czasie radiowej audycji, gdy Piotr Kaczkowski opowiadał o płycie "The Wall" Pink Floyd. I jestem pewien, że muzyka, może nie tylko zmienić myślenie łodzian o tym miejscu, ale także uczynić coś, czego nie zmienią nawet największe inwestycje. Pewnie niektórzy stwierdzą, że to naiwne myślenie, ale przy dobrym pomyśle i konsekwentnym działaniu można Włókienniczą uczynić ulicą kultury.

Takim, gdzie miejscowi będą akceptowali przybyszów, ba chronili ich, bo będzie im się to po prostu opłacało. A kultura i legenda będą przyciągały tłumy. I wtedy - jestem tego pewien, znajdą się pieniądze na remont kamienicy Hilarego Majewskiego. A mieszkańcy nie będą wykorzystywani jako statyści w filmach o II wojnie światowej...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki