Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Fedorowicz: Polityczny Twitter działa na mocnych sterydach

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Michał Fedorowicz: Polskich internautów o wiele bardziej od czystej polityki interesuje to, o ile jeszcze podrożeje masło
Michał Fedorowicz: Polskich internautów o wiele bardziej od czystej polityki interesuje to, o ile jeszcze podrożeje masło Grzegorz Jakubowski
W internecie Kukiz’15 i partia Razem są znacznie silniejsze niż w realnej polityce. Za to stosunek sił PiS i PO wygląda jak w sondażach - mówi Michał Fedorowicz, analityk polityki i opinii w sieci.

Czy siła polskich partii politycznych w sieci pokrywa się z tą mierzoną w sondażach?
Nie zawsze. Zdecydowaną „nadwyżkę” sieciowej siły ma Kukiz’15 - ugrupowanie Kukiza ma ogromną siłę w internecie - ale to zupełnie nie przekłada się na sondaże. Kukiz i jego ludzie powielają błędy Beppe Grillo i jego Ruchu Pięciu Gwiazd. Samo powtarzanie w internecie, że jest źle, nic nie da, jeśli nie ma przełożenia na teren. Na poziomie powiatu, czy gminy muszą być ludzie, którzy będą robić tam politykę - a Kukiz ich nie ma. I właśnie dlatego w niektórych momentach zyskuje bardzo wiele w sieci, ale w sondażach dalej drepcze w miejscu.

Ktoś jeszcze w polityce jest silniejszy w sieci niż w realu?
Tak. W ostatnim czasie widzimy w sieci bardzo mocny wzrost zainteresowania lewicą - nie tą spod znaku SLD, choć i Sojusz zyskuje - tylko tą nową, skupiającą się wokół partii Razem. Tu notujemy wręcz ogromny wzrost zainteresowania i zaangażowania - przede wszystkim w miastach powyżej 250 tysięcy mieszkańców. Nie było więc dla nas zaskoczeniem, że Razem zaczęło ostatnio dostawać w sondażach po 4-5 procent. W wypadku nowej lewicy problem rozmijania się sieci z rzeczywistością ma jednak inną naturę niż u Kukiza. Tu zainteresowanie internautów, podobnie jak sondażowe poparcie, nadal koncentruje się w dużych miastach. Nie tak dawno było to bardzo wyraźnie widać w sondażu „Polski The Times” - wyniki były tam rozbite na regiony, a Razem mogło liczyć nawet na kilkanaście procent poparcia w samej Warszawie. Coś bardzo podobnego widzimy i my - na przykład ograniczając geolokalizowane dane dotyczące Razem do samego Wrocławia.

Jest jakiś obszar, w którym polityka w sieci wygląda podobnie jak w sondażach?
Tak właśnie wygląda przede wszystkim ten klasyczny pojedynek Platformy z PiS-em. Obecnie w sieci sytuacja przedstawia się niemal dokładnie tak, jak w sondażach. Do tego stopnia, że niemal każdy wzrost zainteresowania którąś z tych partii w sieci przekłada się na analogiczny ruch w sondażach.

Ten stały aktyw PiS na Twitterze to jakieś 200 realnych osób plus dziennikarze mediów publicznych

Obie partie mają struktury i własną względnie zrównoważoną geografię poparcia. To dlatego?
I tak, i nie. Nie wszystko pokrywa się z sondażami. Jako centrum analiz monitorujemy ponad 5 tys. profili samorządowców ze wszystkich partii i organizacji politycznych. Widzimy, że gdyby wybory samorządowe miały się odbyć za miesiąc, to PiS by je przegrał - w tym sensie, że samodzielnie rządziłby może w 2-3 sejmikach. Pozostałe 13 województw to wygrana opozycji. Kukiz z kolei tych wyborów by nie przetrwał. Za to w Warszawie istniałoby całkiem spore prawdopodobieństwo zwycięstwa Patryka Jakiego. Naprawdę nie wszystko pokrywa się ze wskazaniami sondażowymi. Ma to określone powody. Sondaże pokazują nam poparcie dla PiS na poziomie ok. 40 proc - za chwilę może być jeszcze więcej. Ale to wcale nie jest poparcie stałe i ugruntowane.Widzimy bardzo wyraźnie, że swoje wzrosty w ostatnich miesiącach PiS zawdzięcza przede wszystkim całkowicie nowym zwolennikom, ludziom którzy nigdy dotąd nie głosowali. I są to zwolennicy bardzo szczególnego rodzaju.

Na czym polega ich wyjątkowość?
W największym skrócie - jeśli ci nowi zwolennicy PiS nie zdążą się dowiedzieć, kiedy w ogóle są wybory i jak się w nich głosuje, to rządząca partia nie będzie mogła liczyć na ich głosy. Dlaczego? Bo oni nie pójdą głosować. Nie, żeby coś w ten sposób zamanifestować, wręcz przeciwnie. Oni nie będą nawet wiedzieli, że się jakieś wybory właśnie odbywają, a tym bardziej o co w nich chodzi, jak się głosuje, na kogo i po co.

Niesamowite.
PiS dostał w wyborach ok, 5,3 mln głosów. Dziś - według sondaży - mógłby liczyć nawet na milion więcej. Ale to jest poparcie deklaratywne - czyli sondażowe. Tymczasem ci nowi zwolennicy PiS to przede wszystkim ludzie, którzy nigdy dotąd nie głosowali, nie uczestniczyli w żaden sposób w polityce. Teraz zobaczyli bardzo wymierne efekty rządów PiS. Zobaczyli je w swoich portfelach. A po przedłużeniu programu 500 Plus, zdążyli już na dobre uwierzyć, że to nie jest żadna lipa. Ba, za sprawą tego programu zaczęły się już naprawdę rodzić dzieci, a więc kolejni rodzice stają się jego beneficjentami - i to w całkowicie naturalny sposób zaskarbia PiS-owi ich sympatię. Dlatego zapytani wprost przez ankietera, który sam - wkładając w to własny wysiłek - do nich dotarł, czy to telefonicznie, czy osobiście - odpowiadają natychmiast, że tak, są za PiS. Ale wcale nie oznacza to jeszcze, że oni rzeczywiście pójdą zagłosować na PiS. Mogę szczerze?
Oczywiście.
Nie pojmuję, dlaczego PiS robi teraz kampanię Sprawiedliwe Sądy - przy dużym poparciu dla zmian w sądach. Teraz jest właśnie moment, w którym rządząca partia powinna robić kampanię podobną do tych akcji Platformy z 2007 roku - tłumaczącą w prosty sposób, jak w ogóle głosować w wyborach. Umówmy się. Komuś, kto ma dziś na przykład 35 lat, kompletnie nie interesuje się polityką i w życiu nie był na wyborach, można bez problemu wmówić nawet to, że wybory będą tydzień później niż w rzeczywistości. I on na nie pójdzie dopiero w tę następną niedzielę, bo tylko tyle się dowie np z mema na Facebooku. I tak, to ten mem będzie dla niego tym jedynym źródłem informacji o wyborach, które w ogóle do niego dotrze. Nie chcę nikogo obrażać, nie chcę być źle zrozumiany - po prostu wiara w powszechną wiedzę obywatelską jest naiwna. To że większość ludzi nie rozumie, jak i po co działa Trybunał Konstytucyjny, przekłada się i na to, że spora część naszego społeczeństwa nie ma żadnego pojęcia o tym, jak wygląda proces wyborczy - kiedy się odbywa i w jaki sposób.

To pańska analiza skuteczności kampanii Sprawiedliwe Sądy w sieci była pierwszym źródłem, z którego można się było dowiedzieć, jak wielkim jest ona niewypałem, chyba już drugiego dnia. Mniej więcej w tym samym momencie zwrócił pan jednak uwagę na to, że w tym samym czasie furorę w internecie robi program Mieszkanie Plus. Dlaczego tak jest?
Jeżeli dla opozycji 500 Plus jest ciężkim zapaleniem płuc, to Mieszkanie Plus będzie dla niej sepsą. Kiedy patrzymy na ten program na zimno, to wiemy, że tych mieszkań wcale nie powstaje tak wiele, wiemy też, na jakich terenach powstają - i że czynsz jak na razie wcale nie zapowiada się jakoś niezwykle atrakcyjnie. Ale z perspektywy użytkowników sieci to jest kompletnie nieważne. Ważne jest to, że to będą „darmowe mieszkania od rządu”. Pierwszy raz od 1989 roku państwo będzie budowało mieszkania. A ludzie będą je dostawać. De facto - to kolejna rzecz po 500 Plus, jaką PiS robi dla ludzi. To na pewno da wzrost poparcia deklaratywnego. Pytanie jeszcze tylko, w jaki sposób PiS będzie to nagłaśniał. Bo jeśli zrobi to tak, źle jak w wypadku kampanii Sprawiedliwe Sądy, to w żaden sposób nie spożytkuje tego wyborczo.

Wszyscy zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że PiS radzi sobie świetnie w sieci, przynajmniej od kampanii wyborczych 2015 roku (choć tak naprawdę było to też widać wcześniej, w trakcie kampanii do parlamentu europejskiego). Ale w ostatnich miesiącach pojawiają się zgrzyty, właśnie takie, jak kampania Sprawiedliwe Sądy, z której podśmiewają się nawet najtwardsi zwolennicy PiS. Gdzie pan widzi tego przyczynę?
Odpowiedź jest prosta. Dopóki komunikacją w internecie zajmują się po stronie PiS ci sami ludzie, którzy zajmowali się nią w kampanii - powiedzmy, że mówimy tu o ekipie od Pawła Szefernakera po Pawła Rybickiego - dopóty nie zdarzają się tam większe wpadki. Bo generalnie - niezależnie od tego, co o tej ekipie myśli opozycja - są to ludzie, którzy wiedzą, jak to robić. Ale jeżeli pojawia się ktoś obcy, to kończy się to źle. Tu nawet nie chodzi o sam pomysł, czy estetykę danej kampanii. Chodzi o planowanie jej dystrybucji. W wypadków sądów właśnie tego zabrakło, kompletnie nie zaplanowano, jak to się ma rozchodzić. A to jest kluczowe. Mogę to opisać na przykładzie dotyczącym tej samej partii - Mieszkanie Plus w Wielkopolsce, tam ma niebawem ruszyć pilotaż. Tu pójdzie - albo już poszedł sygnał - z centrali a razem z nim grafiki do posłów. Posłowie będą to przekazywać w mediach i samorządowcom czy działaczom w regionie. Na końcu - razem z przekazem w sieci - do obywatela dociera komunikat: jest, ruszyło. W wypadku Sprawiedliwych Sądów nic takiego nie było - przecież nawet posłowie PiS byli zaskoczeni, że to nagle ruszyło.

A więc jeśli chodzi o PiS, to bez Szefernakera w sieci nadal ani rusz. A jak wygląda w tej chwili sytuacja z działaniami w sieci po stronie opozycyjnej? Chyba przynajmniej część lekcji z kampanii została odrobiona?
To przypomina słynny casus klocków Lego z okolic 1999 roku. Wtedy wchodzą na rynek pierwsze konsole, zaczyna się na dobre era gier video. A Lego jest marketingowo i sprzedażowo na dnie. Wszyscy mędrcy tłumaczą, że oto koniec epoki, nikt się już nie będzie bawił klockami, a Lego to już przeszłość. Tymczasem w Lego zamiast zamykać biznes, przebudowano cały marketing i na nowo poukładano wszystkie produkty. Dziś już nikt nie wieszczy końca ery klocków. Dzisiejsza opozycja bardzo dobrze sobie radzi z dystrybucją informacji. Ba, bardzo często lepiej niż PiS. Choćby w trakcie ostatniej akcji #AferaBillboardowa - czas reakcji był niższy niż 12 godzin, efekt masowy - wręcz idealnie. To już świadczy o bardzo dobrym zgraniu struktur odpowiadających za internet, i to przede wszystkim w Platformie. Okazuje się, że partia nadal uważana przez komentatorów za skostniałą i zgnuśniałą zbudowała już sobie naprawdę sprawny zespół odpowiadający za komunikację w sieci. W tej chwili Platforma bardzo sprawnie reaguje na kłopoty PiS-u, zręcznie punktuje błędy rządzącej partii, błyskotliwie wyszydza co bardziej niefortunne wypowiedzi polityków PiS. Ale to wciąż za mało. Bo zupełnie czym innym jest wysyłanie własnych informacji i własnego pozytywnego przekazu. Tego po stronie opozycyjnej właściwie nie widać. W tej chwili więc sprawność opozycji w sieci ogranicza się w zasadzie wyłącznie do szybkiego reagowania na wpadki rządu i rządzącej partii. O wiele gorzej jest z próbami kreowania własnego przekazu - tu kłania się niedawny pomysł Nowoczesnej, czyli Aktywna Rodzina - na poziomie hasła udaje się pokazać, ale dystrybucja zdecydowanie zawodzi.
Przyznam, że miałem symptomatyczny problem z innym niedawnym pomysłem Nowoczesnej - czyli akcją Nowoczesna Edukacja. Musiałem się wysilić, żeby zrozumieć, o co w nim chodzi.
Tusk doskonale potrafił opakować sukces: „Zielona wyspa”, „Nie róbmy polityki, budujmy mosty” i tak dalej. PiS też ma swoje opakowania: „dekoncentracja” mediów, „500 Plus”, „Mieszkanie Plus” - nie da się ukryć, że i oni potrafią pakować swój produkt i go sprzedawać. Opozycja ma z tym problem. Nawet, kiedy ma pomysł - bo przecież Nowoczesna Edukacja to jest jakiś pomysł - to nie potrafi go w trzech punktach przedstawić. To się zwyczajnie rozwala, rozsypuje. Zawodzi też dystrybucja - to stały problem z pozytywnym programem opozycji parlamentarnej. To także dlatego na jej tle zyskują w tej chwili w sieci (ale nie tylko) ruchy miejskie i lewica spod znaku Razem - stale aktywna i obecna w każdej sprawie, która jej dotyczą. Tę ostatnią ogranicza tylko pewne sekciarstwo - ale to już kwestia raczej optyki politycznej niż podejścia do mediów społecznościowych.

A z tym ostatnim, jak sobie radzą?
Kiedy się śledzi ich regionalne profile, to łatwo zauważyć, że są praktycznie wszędzie tam, gdzie dzieje się coś istotnego dla lewicy. Kiedy upadła Alma - kto stał z tymi ludźmi i protestował? Kiedy huta szkła w Zawierciu przestała wypłacać pensje - to samo.Tam pojawia się tylko Razem, żadna inna partia nie jedzie w takie miejsca. Oni wyraźnie próbują funkcjonować także jako rodzaj związku zawodowego. Oczywiście w tym wszystkim jest mnóstwo politycznej naiwności, która na pewno kosztuje ich ładnych parę procent i nie pozwala im wyjść szerzej - tu warto sobie przypomnieć, jakie poparcie miała w Polsce lewica przed wojną! Ale w sieci są bardzo, bardzo sprawni. W sieci to się ludziom podoba - szczególnie młodemu elektoratowi miejskiemu.

Na hasło „bardzo sprawni w sieci” od razu przypomniał mi się kampanijny spot PiS nawołujący do twitterowo-społecznościowego wolontariatu, Jak dziś wygląda mobillizacja internetowych aktywistów działających na rzecz partii?
Partia rządząca na Twitterze potrafi obecnie osiągnąć w porywach około 3000 interakcji (te najbardziej „kaloryczne” to oczywiście podania dalej, czyli udostępnienia) tych najmocniej angażujących tweetów. Oceniamy, że stronie PiS zapewnia to ok 150-200 realnych osób. Do tego trzeba dodać duża i skuteczną aktywności profili mediów publicznych i ich dziennikarzy, co sprawia, że przewaga partii rządzącej na Twitterze to 3 do 1.Po drugiej stronie - jeśli łączymy Platformę, Nowoczesną i nawet PSL - to mamy tych osób łącznie około 150.

Zaczynam się śmiać - mimo tego 3:1 to są bardzo niskie liczby.
Od razu zaznaczam, że ta druga, opozycyjna strona ma przy tym znacznie mniej botów. Jeśli weźmiemy ważny dla przekazu partii rządzącej tweet i przyjrzymy się temu, co ile sekund wchodzi tam nowa interakcja, no to mówienie, że „nie jesteśmy botami” natychmiast staje się słabe. Bezdyskusyjnie zarządzają tym żywi ludzie, nie śmiałbym powiedzieć, że jest to sztuczna inteligencja. Ale nie obrażajmy się nawzajem - sterydy na polskim Twitterze naprawdę są bardzo mocno obecne. I będzie ich coraz więcej. Z technologicznego punktu widzenia wygląda to tak, że w ciągu zaledwie 6-ciu miesięcy maksymalna (poza zupełnymi wyjątkami) liczba retweetów zwiększyła się z ok. 1500 do 3000. Na koniec roku może to już być 5000. Ta druga strona też będzie za tym nadążać - maszyny stają się w miarę dostępne i w miarę proste w obsłudze. To będzie taki wyścig zbrojeń. Co z tego wynika? Przede wszystkim to, że dzisiaj każda szanująca się partia musi mieć swoją bojówkę w internecie.

Internetowy wyścig zbrojeń między polskimi partiami dopiero się rozkręca. Ale przecież w tej polskiej polityce w sieci nie jesteśmy całkiem sami. Raczej nie jest to gra, w której brałyby udział podmioty wyłącznie z Polski?
Z całą pewnością nie jesteśmy sami. A szczególnie nie są sami posłowie Jan Grabiec i Michał Szczerba. Z tego co pamiętam, to Grabiec zablokował już jakieś 17 tysięcy kont botów z Turcji, Szczerba też ma za sobą podobne doświadczenia. My natomiast opracowaliśmy niedawno dla niektórych instytucji raport na ten temat. Widzimy, że w Polsce naprawdę zaczynają być używane konta, które wcześniej były wykorzystywane na przykład w trakcie „puczu” Erdogana albo podczas wyborów prezydenckich w USA czy we Francji. W tej chwili te konta wciąż nie dokonują interakcji - nie mamy stuprocentowej pewności, dlaczego. W mojej ocenie chodzi tu przede wszystkim o to, że jeszcze nie zostały skonfigurowane słowa kluczowe, które wywoływałyby takie interakcje. Ale zajrzyjmy za miedzę, do Niemiec - tam właśnie trwa kampania wyborcza. I AfD korzysta tam z tego typu kont na potęgę. W Polsce wciąż pozostają one w pozycji stand-by. Czekają, aż zostaną im przypisane słowa kluczowe szczególnie istotne dla, hmm, powiedzmy, siły zewnętrznej. Gdy tylko to się stanie, zaczną podawać dalej odpowiednie tweety albo np zgłaszać do usunięcia określone konta.
No dobrze, zapytam wprost. Czy za tą internetową armią stoją Rosjanie?
Nie mamy takiej wiedzy. Wiemy, że są to profile zakładane w różnych państwach. Rosja akurat się wśród nich nie znajduje, ba, nie ma w tej grupie żadnego konta, które pochodziłoby z Rosji. Najczęściej konta są tworzone w Korei Południowej, Afryce, Turcji czy Ameryce Północnej. Natomiast na wschód od Bugu - nie. Ale to jeszcze nic nie znaczy.

Konta wykorzystywane podczas „puczu” w Turcji, w wyborach w USA i w wyborach we Francji. Kto może być beneficjentem ich działania?
Agencje prowadzące kampanie. To one są rozliczane z ich wyników. Facebook nie bardzo nadaje się do tego typu działalności - jest tam zbyt wiele różnych ograniczeń. Z polskiej perspektywy Facebook jest przy tym bardzo drogi, minimalne koszty utworzenia pojedynczego profilu to jakieś 7 złotych, to się zwyczajnie nie opłaca. Zostaje więc przede wszystkim Twitter. To jest najlepsze pole do działania.

W najczęściej występującej wersji interpretacyjnej za wielkimi armiami botów zawsze na końcu stoją rosyjskie służby specjalne.
Nie. Wiemy tyle, że stoją za nimi agencje. Oczywiście od razu pojawia się pytanie, kto tym agencjom płaci.

Oczywiście, zawsze może to być Rosnieft za pośrednictwem siedmiu podstawionych firm.
Albo z sześć innych spółek. Ale tego nie wiemy. Zasady BHP, że tak powiem, są rygorystycznie przestrzegane. W wypadku, nazwijmy to, konieczności ewakuacji, nigdy nie widzimy użytkownika końcowego. Widzimy za to inne rzeczy. Na przykład to, że tureckie profile, które uaktywniły się w Polsce w trakcie protestów dotyczących reformy sądów, jakiś czas wcześniej reklamowały w Meksyku koncerty.

Czyli to jest...
...komercyjne działanie.

Armia do wynajęcia do dowolnego celu?
Dokładnie.

Skoro to już wiemy, to wróćmy jeszcze na krajowe podwórko. Powstało już ze 100 tekstów na temat politycznej jesieni. A jak ona będzie wyglądała w sieci? Które tematy będą najmocniej angażowały internautów?
Komisja weryfikacyjna Patryka Jakiego. To po pierwsze. Tu mamy do czynienia z bardzo dużym zasięgiem w Warszawie, ale dotyczy to też liderów opinii. Kompletnie nikt nie interesuje się natomiast tzw, dekoncentracją mediów. Ludzie zupełnie nie podejmują tu żadnych interakcji - nie reagują na informacje. Tak jak w wypadku sądów, czy Trybunału Konstytucyjnego, tak i tutaj brakuje wizualizacji, do czego konkretnie to doprowadzi. To kwestia na tyle skomplikowana - lub tak nieumiejętnie przedstawiona - że niemal kompletnie nie angażuje użytkowników sieci. Czy da się z tego jeszcze zrobić sporą sprawę - i czy Akcja Demokracja uruchomi swój algorytm wyprowadzania ludzi na ulicę? Na pewno. I czy wyjdą na ulice ci sami ludzie, co w wypadku sądów? Tak wyjdą.

Skąd pan to wie?
Bo obserwujemy, że Akcja Demokracja ma doskonałą sieć mobilizacyjną, na co częściowo nakładają się kanały komunikacji partii politycznych. Zarazem jednak wydaje się pewne, że - tak jak w wypadku TK a później reformy sądownictwa - nie zostanie to w odpowiedni sposób zwizualizowane i podane w przystępnej formie użytkownikom sieci A właśnie to jest głównym powodem, dla którego po każdej z tych fal protestów sondaże opozycji nie szły w górę. Wracając zaś do tego, co angażuje ludzi: Mieszkanie Plus - to jest nadal bardzo ważny temat dla internautów, tego programu dotyczy naprawdę wiele wyszukiwań. Wysokie są także statystyki dotyczące wraku.
Przepraszam, wraku smoleńskiego?
Tak.

W życiu bym nie pomyślał.
Internautów angażuje zarówno wrak, jak i wszystko, co wiąże się z Antonim Macierewiczem. Minister jest postacią niezwykle mocno angażującą obie strony. I to może być część wyjaśnienia, dlaczego w okolicy każdej miesięcznicy smoleńskiej gwałtownie rosną wyszukiwania typu „kiedy wrak”, „co się stało w Smoleńsku” itp. Te tematy wciąż krążą po internecie, a nikt - z perspektywy mediów czy polityki - ich nie widzi. Tymczasem one naprawdę ludzi nadal mocno angażują - część internautów wciąż się zastanawia, czy ktoś kogoś tu zabił.

Nad czym jeszcze się zastanawiają internauci?
Najbardziej to się zastanawiają, o ile jeszcze podrożeje masło. Mówię całkiem serio. Polacy nie są wcale tak mocno zaangażowani w politykę - a w tę czystą politykę nie są zaangażowani prawie w ogóle. Liczy się przede wszystkim to, co dotyczy ich codziennego życia. Nie przypadkiem PiS nie zatrudnił do komunikacji nikogo z politycznej „warszawki” - postawili tu na ludzi z „interioru”. Oni najlepiej wiedzą, co obchodzi Polaków.

Zamiast robić kampanie na temat sądów, PiS powinien właśnie tłumaczyć swoim nowym zwolennikom, jak się w ogóle głosuje

A czego mogą nie wiedzieć?
Ważny - i to bardzo - może się okazać temat szpitali. Już teraz widzimy mnóstwo wyszukiwań typu „szpital, kiedy bez kolejki” - a w październiku to zainteresowanie może lawinowo wzrosnąć. Wtedy przecież ma to już ruszać. A ludzie rozumieją tu obietnice bardzo, bardzo dosłownie, rozczarowanie może być więc ogromne. Mieszkanie Plus, o którym mówiliśmy wcześniej - też jest testem dla PiS. Cena, kiedy, dostępność - tak brzmią wyszukiwania w sieci. Jeśli program zostanie uznany za niewypał, konsekwencje mogą być bolesne dla PiS. Polaków niemal w ogóle nie angażują w sieci tematy związane z polityką zagraniczną, wszystko co się wiąże z działaniami Waszczykowskiego czy Timmermansa, to zupełny margines. Ale jest jeden wyjątek - reparacje. Tutaj widzimy powszechne wręcz przeświadczenie, że sprawa jest już w toku, że Polska naprawdę rozpoczęła oficjalne działania. I to też zaczyna być rodzaj testu. Gdybym był złośliwy wobec PiS, to już dziś pozycjonowałbym w sieci pytanie „kiedy będą pieniądze z reparacji”. I ostatnia rzecz - zamachy. To oczywiście nadal mocno angażuje Polaków w sieci. I zarazem wpływa na poparcie dla partii rządzącej.

Widać tu głównie szanse dla PiS. A opozycja?
Opozycja nie zdołała do tej pory spożytkować energii płynącej nawet ze sporych fal protestów. Za każdym razem, gdy one następowały, nie szła za nimi żadna konkretna propozycja - ani dotycząca Trybunału Konstytucyjnego, ani praw kobiet - tu mówię o Czarnym Proteście, ani wreszcie sądów. Nie ma oferty. Tymczasem, gdy zadamy w sieci proste pytanie, „dlaczego klikasz za PiS”, usłyszymy „bo daje pieniądze”. „Bo robi coś dla ludzi.”, „Bo o nas dba”. Opozycja wcale nie jest tak zupełnie bez szans. Ale jej powrót do realnej gry wymaga pracy na miarę tej, którą kiedyś wykonało Lego - przedefiniowania własnej tożsamości, porzucenia tych ostatnich 8 lat. Bez tego mamy sytuację, w której PiS wymyśliło całkiem nową grę, w którą gra według własnych zasad, właściwie bez aktywnego udziału opozycji.

***

Michał Fedorowicz prowadzi serwis Polityka w sieci, w którym publikuje analizy dotyczące działań politycznych w sieci i raporty na temat ich skuteczności i zasięgów. Założyciel firmy Apostołowie Opinii, agencji ochrony wizerunku w sieci. Agencja specjalizuje się w ochronie wizerunku, kontroli i skanowaniu opinii w internecie, przygotowaniu audytów e-wizerunku, optymalizacji wizerunku w wyszukiwarkach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Michał Fedorowicz: Polityczny Twitter działa na mocnych sterydach - Portal i.pl

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki