Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Wiśniewski: z Dominiką pobieramy się z miłości [WYWIAD]

Anna Gronczewska, ab
Michał Wiśniewski ma wziąć ślub 30 czerwca
Michał Wiśniewski ma wziąć ślub 30 czerwca PIOTR KRZYZANOWSKI/POLSKAPRESSE
U Michała Wiśniewskiego wykryto nowotwór. Muzyk na 30 czerwca zaplanował swój ślub z Dominiką Tajner. Narzeczona Wiśniewskiego ma nadzieję, że ślub odbędzie się zgodnie z planem.

Z Michałem Wiśniewskim o ślubie z Dominiką, rozmawia Anna Gronczewska.

Zabrał Pan już do Łodzi, swojego rodzinnego miasta, Dominikę Tajner, która za tydzień zostanie Pana żoną?
Jesteśmy ze sobą półtora roku. W Łodzi już byliśmy, ale nie pokazywałem jej miasta. Obiecałem jej jednak, że to zrobię. Przejadę się z nią po wszystkich miejscach, w których mieszkałem, wychowywałem się. Pokażę jej swoje szkoły. Ta podróż jeszcze przed nami.

Może Pan powiedzieć o sobie, że jest szczęśliwym człowiekiem?
Wie pani co? Mógłbym tak powiedzieć, ale tak naprawdę człowiek o tym, czy jest szczęśliwy, dowie się na łożu śmierci. Wtedy dopiero będę dumny z tego, co przeżyłem. Na razie za wcześnie o tym mówić. Wiem, że teraz jestem po trosze dziadkiem wśród młodych wokalistów, ale przecież dopiero we wrześniu stuknie mi czwórka z przodu. Tak więc wszystko przede mną.

Czterdzieste urodziny to taki czas na podsumowania?
Pewnie tak. Ale proszę mi wierzyć, że jeśli ktoś mnie pyta czy chciałbym cofnąć czas, to mówię, że absolutnie nie! Jak to śpiewała kiedyś Edith Piaf: Niczego nie żałuję!

Teraz Pana muzyki, Pana piosenek nie można posłuchać w radiu tak często jak kiedyś. Z czego to wynika?
Przede wszystkim z tego, że zwykle pięć minut trwa pięć minut. W naszym przypadku trwało ono zdecydowanie dłużej. Może nie ma teraz takiego zapotrzebowania na naszą muzykę? Może trzeba odczekać trochę czasu, by powrócić, jak to bywa u wielu artystów? Być może ten wielki powrót nastąpi, a być może nie...

W którymś z wywiadów powiedział Pan, że ludzie was słuchają, a media milczą. Tak jest dalej?
Dalej. Sprzedaliśmy 140 tysięcy egzemplarzy naszej ostatniej płyty, tak więc na brak zainteresowania nie narzekamy. Dalej gramy koncerty. Oczywiście, mniej niż wcześniej, ale tej samej jakości. Nie robimy żadnej "kaszany" w stylu gry z półplayba-cku, czy bez tej oprawy, którą koncerty Ich Troje zawsze miały. Proszę mi wierzyć, że zdaję sobie sprawę, że minęło nasze pięć minut, ale nie spostrzegam, by zespół miał mniej fanów. Ja nie mówię oczywiście o ludziach, którzy kupują płytę dla jednej piosenki, jak było w przypadku krążka "AD.4" i przeboju "Powiedz mi", który rozszedł się w gigantycznym nakładzie. Fani, którzy zostali, to taka fajna, stabilna grupa ludzi, na których możemy zawsze liczyć.

Artystę rozlicza się z przebojów, z tego co słyszy się w radiu..
Recepty na przebój nie ma. Gdyby była, to słuchalibyśmy muzyki non stop. A tak nie jest. Dziś nie wiem czy media są dalej tak ważne, bo teraz rządzi internet. Przy siódmej, ósmej płycie, mimo że media nas nie grały, teledyski, które wtedy nakręciliśmy, były oglądane w sieci w milionowych nakładach. Jest więc zupełnie inna forma docierania do odbiorców niż tylko klasyczne media.

Jedna z Pana fanek napisała w internecie, "Wiśnia" nie zmieniaj się. Posłucha Pan tego?
Oczywiście! Ja nawet nie staram się zmieniać. Na czterdzieste urodziny nagrałem płytę z piosenką poetycką, "Sweterek, część pierwsza, czyli trzynaście postulatów w sprawie rzeczywistości". To będzie inny Michał Wiśniewski, taki, jaki jest na co dzień i niekoniecznie taki, jakiego go widzą na estradzie. To będzie taki Michał Wiśniewski, który staje przy mikrofonie i może zaśpiewać cały koncert od a do z, nie wchodząc na żad-ne rampy, nie zakładając wymyślnych kostiumów, tylko po prostu stojąc w sweterku czy garniturze. Bardzo polecam tę płytę!

Jaki jest więc naprawdę Michał Wiśniewski? Różni się od tego, którego widzimy na estradzie?
To naturalne. Na estradzie jesteśmy inni, dajemy ludziom to, czego potrzebują. Mam nadzieję, że jest to fajne do posłuchania i zobaczenia. Natomiast na co dzień odpoczywamy, bo nie jesteśmy w pracy.

Teraz cała Polska mówi o Pana czwartym ślubie, który zbliża się wielkimi krokami. Ma to być wydarzenie towarzyskie nie tylko lata, ale całego roku. Czy to zainteresowanie wynika z tego, że zawsze wszyscy interesują się Michałem Wiśniewskim?
Nie robimy z naszego ślubu medialnego przedsięwzięcia, ale pierwszy raz mam okazję zaprosić na tę uroczystość wielu swoich przyjaciół, znajomych, rodzinę. Z tego wziął się ogrom uroczystości. Proszę mi wierzyć, że nie będzie żadnych transmisji ze ślubu, specjalnych sesji zdjęciowych do różnych magazynów. Z Dominiką pobieramy się z miłości.

Podobno na weselu będzie się bawić sześćset osób, a drugie tyle chciałoby dostać zaproszenie. Naprawdę będzie tylu gości?
Nie wiem czy tak dużo. Rozważaliśmy czy zaprosić na ślub i wesele tylko rodzinę, czy też przyjaciół. A tych przyjaciół, przy tak intensywnym życiu, jakie prowadzimy z Dominiką, mamy wielu. Nie wiem, skąd wzięło się te sześćset osób. Ale myślę, że z pięćset będzie bawiło się na naszym weselu...

Nie wybrał Pan rodzinnej Łodzi na miejsce ślubu. Dlaczego?
Nie wybrałem, bo nawet nie wiem, gdzie mógłbym w Łodzi urządzić tak dużą uroczystość. Chcieliśmy ślub i wesele zorganizować gdzieś na odludziu. Wybraliśmy więc Mazury, piękne
miejsce nad jeziorem.
Takie bardziej romantyczne?
Mamy ten romantyzm na co dzień, ale rzeczywiście wybraliśmy piękne miejsce. Po ślubie zostaniemy tam jeszcze przez tydzień z dziećmi, by podziwiać uroki przepięknego, mazurskiego krajobrazu.

Czy Dominika Tajner to ta dziewczyna, na którą czekał Pan całe życie?
Śmieję się, że o tym, czy będziemy przy sobie, dowiemy się, kiedy będziemy odchodzić z tego świata. Dominika też to podkreśla. Myślę, że to, że spotkałem Dominikę, jest dla mnie wielkim szczęściem w tym nie-szczęściu odchodzących ciągle ode mnie kobiet. Dziś przy Dominice mam poczucie bezpieczeństwa. Nie ja dbam o kogoś, tylko ktoś dba o mnie. To nowe dla mnie uczucie, bardzo miłe uczucie. Na pewno jest mi z tym dobrze.

Wcześniej to Pan był tym pociągiem, który ciągnął wagoniki i zapewniał bezpieczeństwo?
Tak, a tym razem te wagoniki ciągnie Dominika. Często nie mogę się tak do końca w tym odnaleźć, ale coraz bardziej się przyzwyczajam.

Pana trzeba ujarzmić?
Mnie się nie da ujarzmić. Nie wiem, czy to leży w naturze góralki, ale Dominika lubi mieć spodnie na tyłku. Trzeba jej na to pozwolić. Nie każdy mężczyzna sobie z tym radzi. Ja już tyle razy próbowałem uszczęśliwić swoje partnerki, że teraz poddałem się całkowicie. A ponieważ jest mi dobrze, widać mam bliżej do szczęścia.

Dominikę poznał Pan dzięki pokerowi, który - oprócz samolotów - jest pana wielką pasją...
Tak naprawdę to nie dzięki pokerowi, ale jej tacie. Było to na spotkaniu korpusu dyplomatycznego, a poker pojawił się zupełnie przypadkowo. Kiedy jeszcze można było, w Hotelu Gołę-biewski w Wiśle zorganizowaliśmy turniej. Dominika nie grała w pokera, nie miała o nim zielonego pojęcia, ale zapytała mnie, czy w tego pokera mógłby zagrać jej brat. I brat zagrał. Potem nie widzieliśmy się z Dominiką przez dłuższy czas. Kiedyś zadzwoniła do mnie, prosząc o komórkę do Ani, mojej byłej żony. Coś miały razem zrobić. Okazało się, że z Anią już nie jesteśmy. Ale dałem jej numer. Tak to się zaczęło. Wtedy Dominika nie wiedziała nic o pokerze, ale połknęła tego bakcyla i gramy dziś wspólnie.

Apoloniusz Tajner, trener Adama Małysza, prezes Polskiego Związku Narciarskiego i tata Dominiki, to legenda polskiego sportu. Znaleźliście wspólny język?
Absolutnie! Zostałem bardzo mile przyjęty do tej rodziny na zasadzie, że córeczka jest najważniejsza, ale ja z Polem trzymam męską sztamę. Czuję się bardzo komfortowo.

Wróćmy na chwilę do pokera. Co jest w nim takiego, że tak wciąga?
Poker turniejowy, w którym gram, to nie ten sam poker, który znamy na co dzień z filmów, westernów. To zupełnie inna gra. Można takie turnieje zobaczyć nieraz w telewizji. Ten poker ze szczęściem nie ma wiele wspólnego. To nie jest gra hazardowa, to gra umiejętności. Musimy szacować, uczyć się przeciwnika, wykorzystywać matematykę. A przede wszystkim potrzebna jest psychologia. Ona jest najważniejsza.

Uczy Pan grać w pokera dzieci?
Wszystkie potrafią grać, ale nie złapały bakcyla.

Myśli Pan, że jest lepszym ojcem niż mężem?
Nasza rodzina jest duża. Trudno mi mówić o tym, jakim jestem ojcem. Sądzę, że najlepszym w takiej sytuacji, jaka jest. Dzieci lubią ze mną spędzać czas. Gdy z panią rozmawiam, właśnie jestem z nimi w zoo.

Będą się bawić na weselu Pana i Dominiki?
Oczywiście. Mają absolutną świadomość tego, co robi ich tata.

A ich mamy?
Ich obecność byłaby nie na miejscu....

Dla Pana poker jest pewnie ważniejszy niż piłka nożna?
Pasjonuję się pokerem, ale przede wszystkim staram się wypełniać swoje życie. I to robiłem poprzez śpiewanie. Zostałem pilotem, bo bardzo chciałem latać. Złapałem pokerowego bakcyla, więc jeździłem po największych międzynarodowych turniejach. Teraz Dominika wciągnęła mnie w rajdy samochodowe. W przyszłym roku jadę na Dakar, po raz pierwszy w życiu.
A piłka nożna? Może nie ten wiek, by coś osiągnąć, ale piszę się na wszystkie imprezy, gdzie mogę zagrać charytatywnie. Bardzo często to robię.

Pana ślub i wesele wypada przed samym finałem Euro 2012...
Dlatego na poprawinach oglądamy finał mistrzostw Europy!

A czego życzyć na nowej drodze życia?
Zdrowia i szczęścia, bo tego nigdy za wiele.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki