18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miejski survival. Jak wygląda życie bezdomnego? [ZDJĘCIA]

Michał Meksa
Biznesmeni i pracownicy korporacji chcą płacić, by na kilka dni zostać bezdomnym. - Każdemu może przydać się taka lekcja pokory - mówi Rafał, bezdomny ze schroniska im. Brata Alberta w Łodzi. Przez dobę oprowadzał mnie po swoim świecie

Gdy jesteś bezdomny, przyjazne miasto, które znasz od urodzenia, staje się wrogiem i polem walki o przetrwanie. Najprostsze potrzeby stają się wyzwaniem, a twoim jedynym schronieniem są miejsca, które normalnie omijałbyś szerokim łukiem. Żyłem w tym świecie przez jeden week-end i nauczyłem się trochę o ludziach, którzy spędzają w nim większość życia.

Płacą za bycie kloszardem

Schronisko dla Bezdomnych Mężczyzn im. św. Brata Alberta przy ul. Szczytowej w Łodzi to parterowy, podłużny budynek, otoczony zielenią. Na ławce przed wejściem siedzi mężczyzna. Po raz ostatni zaciąga się papierosem, odkłada gazetę, wstaje i podchodzi do mnie. Wyciąga rękę.

- Rafał - przedstawia się. To on będzie mnie oprowadzał. Witamy się, a Rafał szybko przechodzi do rzeczy.

- Niedługo pójdziemy do miasta. Ale mam tu jeszcze coś do zrobienia. Pomożesz mi? - pyta.

Oczywiście, że pomogę. Obok stoją filmowcy. Kręcą nasze powitanie. Ruszamy do schroniska, a ja cofam się pamięcią o dwa dni.

- Skoro są ludzie, którzy płacą 10 tys. złotych za 10 dni w klasztornej celi, znajdą się i tacy, którzy zapłacą za to, by przez jakiś czas pobyć bezdomnymi - mówił dziennikarzom Jerzy Czapla, kierownik schroniska przy Szczytowej. - Chętni dostaną przewodników spośród bezdomnych i zapłacą tyle, ile uznają za stosowne.

Całość sfilmuje Henryk Dederko, twórca głośnego filmu "Witajcie w życiu" o firmie Amway. Cel: zebranie 60 tys. złotych, które potrzebne są na remont dachu, nowe podłogi, środki do dezynfekcji...

Schronisko

Ja jestem pierwszym uczestnikiem miejskiego survivalu. Wkraczamy do korytarza, ciągnącego się przez całą długość budynku. Boazeria, odrapane ściany. Wokół telewizora siedzą bezdomni, którzy zostają w schronisku w dzień. Wielu jest na wózkach inwalidzkich. Nie mają jednej, czasem obu nóg.

- 95 procent ludzi trafia tu przez alkohol - mówi Rafał, mój przewodnik. - Gdy pijesz, łatwo się zranić. Potem zakażenie... Lekarze nie troszczą się o bezdomnego. Amputują kończynę, którą u kogo innego staraliby się uratować.

Podchodzimy do mężczyzny na wózku. Paweł ma 65 lat, jednak wygląda na 85. Nie ma lewej nogi. Jedziemy do łaźni. Ekipa podąża za nami.

Prosto z korytarza nie dojedziemy wózkiem. Wyjeżdżamy przed budynek. Przy wejściu koledzy Pawła palą papierosy.

- Będziesz sławny - śmieją się. - A dali ci chociaż na flaszkę?

Z zewnątrz dostajemy się do piwnicy. Tu znajdują się kuchnia, magazyn odzieży i mała łaźnia. Stoi w niej kilka "kąpielowych" krzeseł na kółkach. Na jedno przesiada się Paweł. Wcześniej zdejmuje ubranie - sweter i koszulka nadają się do wyrzucenia. Zaraz dostanie nowe z magazynu. Gdy zdejmuje skarpetkę, okazuje się, że jego stopa jest opuchnięta i zniekształcona, jak u cukrzyka. Podstawiam go pod prysznic, podaję mydło i zaraz jest po kąpieli. Paweł przebiera się w czyste rzeczy, prowadzimy jego wózek na górę.

Rafał

- Pomagam inwalidom - tłumaczy Rafał. - Myję też ludzi, których straż miejska przywozi z miasta. Ostatnio jeden, zamiast włosów, miał na głowie gniazdo gnid i innego robactwa. Jeżdżę też z niepełnosprawnymi do szpitali i do NFZ.

Rafał ma 43 lata. Urodził się w Łodzi. Skończył technikum elektryczne, poszedł na socjologię, którą wspomina jako pasmo imprez. Na studiach pojechał do Holandii. Tam poznał dziewczynę - Polkę. Zamieszkali w Łodzi. Skończył studia, pracował na kierowniczym stanowisku w dobrze prosperującej firmie. Pił. Rosło w nim niezadowolenie z życia. Gdy zmarła jego mama, postanowił odejść.

- Spakowałem się i pojechałem do znajomej do Jeleniej Góry - mówi. Pracował jako elektryk. Nieźle mu się wiodło. Jednak wciąż nie stronił od alkoholu.

W maju 2005 roku Rafał obudził się na polanie, kilkanaście km od Jeleniej Góry. Nie wiedział kim jest i jak się nazywa. Zgłosił się na policję. Sprawą zainteresowały się gazety. Artykuł przeczytali znajomi z Łodzi. Pomagali mu odzyskać pamięć. Udało się po dwóch miesiącach. Do dziś nie wie, co spowodowało amnezję.

- Ktoś mógł dosypać mi prochów na imprezie - zastanawia się.

Potem pracował na budowach, jeździł po Polsce i Francji. W grudniu zeszłego roku był brygadzistą w Warszawie. On i jego ekipa upili się. Odkryli to szefowie. Wyszło też na jaw wynoszenie kabli z budowy. Musieli pożegnać się z pracą. Rafał został bez pieniędzy, mieszkania i rodziny.

Zamieszkał z kobietą, chciała, żeby zaczął się leczyć. Ale Rafał nie potrafił przestać pić. Od stycznia mieszka na Szczytowej: - Przegrałem sobie życie, ale chciałbym wyjść na prostą.

Pytam go, co myśli o ludziach, którzy zapłacą, by pożyć trochę jego życiem. Zastanawia się tylko przez chwilę. - Każdemu przyda się taka lekcja pokory - ucina.

W mieście

Mam na sobie tylko bluzę, a za oknem pada deszcz. Schodzimy do magazynu schroniska dla bezdomnych. Pełno tu różnych ubrań. Dostaję kurtkę.

- Wszystko pochodzi z darów - wyjaśnia Rafał. - Ubrań nigdy nie mamy dość.

Wędruję do sali. Na niewielkim metrażu stoi tu 7 żelaznych, piętrowych łóżek. Siadam na jednym z nich. Cicho gra tranzystorowe radio. Naprzeciwko mnie leży Marek. Ma popękane kręgi. Po przeciwnej stronie sali siedzi "Młody", na oko 19-latek. Skręca papierosy starszym kolegom. Stracił pracę, a z nią mieszkanie. Teraz pracuje w ochronie i próbuje wyjść z dołka. Ma mamę za granicą, ale twierdzi, że sam sobie poradzi. Jest jeszcze Ryszard, kolejny na wózku. Pracował w Niemczech, był w wojsku, brał udział w misjach pokojowych. Teraz nie ma nic. Od kilku lat czeka na endoprotezę. Mógłby pojechać na ten zabieg do Niemiec - NFZ mu go sfinansuje - nie ma jednak za co tam się dostać.

Rafał daje mi talerz gorącej pomidorówki. Trzeba się posilić przed wyjściem.

Tramwaj mamy tuż pod schroniskiem. Dojedziemy nim do centrum, gdzie Rafał nauczy mnie, jak zarobić i znaleźć coś do jedzenia. Opiekun ze schroniska wydaje nam przepustki, dzięki którym - teoretycznie - nie musimy płacić za przejazd.

- Nie każdy kontroler je respektuje - przestrzega Rafał.

Kierujemy się na rynek Górniak. Nadkładamy drogi. Wciąż pada deszcz, by nie moknąć, jeździmy trochę MPK. Pasażerowie w zatłoczonym tramwaju krzywo na nas patrzą. Jednak bez przeszkód docieramy na rynek. Niestety - handel już się skończył. Już wiem, że popełniliśmy błąd.

- Najlepiej pojawić się tu ok. 13-14 - mówi Rafał. - Wtedy kupcy, którzy zwijają stragany, mogą dać coś do jedzenia. Część artykułów i tak nie dotrwa do następnego dnia i będą musieli je wyrzucić. Wcześniej można pochodzić wśród ludzi. Zawsze znajdzie się ktoś, kto da dwa złote. Inni zarabiają np. pod marketami, na samym odstawianiu wózków można wyciągnąć trochę kasy.

Nieudane łowy

Kolejna "atrakcja", zaplanowana przez Rafała, to pokaz grzebania w śmietnikach.

- Sam tego nigdy nie robiłem, ale musisz poznać realia - zaznacza.

Jedziemy na osiedle przy ulicy Matek Polskich. Blisko jest szpital CZMP, tu na izbie przyjęć można chwilę posiedzieć i się ogrzać - na dworze robi się coraz chłodniej. Znów dołączają do nas filmowcy i idziemy szukać kontenera na śmieci. Nie jest to łatwe, bo większość pergoli jest zamknięta na klucz. Wreszcie znalazła się jakaś otwarta.

- Interesują nas puszki i inne surowce wtórne - instruuje mój przewodnik.

Niestety. Kolejne niepowodzenie. W kontenerach nie ma nic, co mogłoby nas zainteresować. Odchodzimy z niczym.

Robi się ciemno, a my jesteśmy głodni. Rafał postanawia, że na kolację pojedziemy na Szczytową. W schronisku jesteśmy ok. 21. Zaczyna się robić tłoczno. Wszystkie łóżka są zajęte przez tych, którzy wrócili z miasta. Ci, dla których zabrakło miejsca, leżą na korytarzu. Pod ścianami porozkładali prowizoryczne barłogi i śpią w najlepsze, nie zwracając uwagi na hałas i przechodzących ludzi.

- Niedługo będzie cieplej i w schronisku zrobi się pusto - mówi Rafał. - Część bezdomnych wybierze nocleg w parkach czy na działkach. Tam nikt ich nie będzie kontrolował. Mogą pić do woli.

W kuchni dostajemy kolację - dziś w menu jest kiełbasa - jemy ją w sali. Tu też pełno ludzi. Szybko napełniamy żołądki. Ruszamy dalej. Tej nocy mamy spać na mieście.

Noc na strychu

Rafał, choć zwykle każdą noc spędza w schronisku, do sprawy naszego noclegu podszedł bardzo poważnie. Wybrał strych kamienicy przy ulicy Abramowskiego, w której... sam kiedyś mieszkał.

- Wielu tak robi - mówi. - W miarę możliwości wracają do miejsc, które znają najlepiej.

Do kamienicy wchodzimy bez żadnych przeszkód. Grupka młodych ludzi, stojących przed pobliskim monopolowym, nie zwraca na nas uwagi. Trzeba jednak uważać, zwłaszcza w weekendy.

- Młodzi, gdy popiją, lubią wyżywać się na słabszych od siebie - tłumaczy Rafał. - Często dochodzi do pobić bezdomnych.

Docieramy na strych i układamy się na deskach podłogi. Kolejny błąd. Nie zadbaliśmy o kartony, na których moglibyśmy się położyć. Rafał wymienia inne sposoby na spędzenie nocy.

- Można jeździć autobusami - mówi Rafał. - Są też klatki schodowe. Jeśli pójdziesz na samą górę i będziesz cicho, jest szansa, że mieszkańcy nie wezwą straży miejskiej. Jest też sposób, by spać na dworcu. Wystarczy wieczorem kupić bilet na jakiś poranny pociąg. Wtedy możesz spać w poczekalni, a ochrona nie wyrzuci cię z niej, bo w końcu masz bilet. Rano oddajesz bilet do kasy, tracisz na tym może jakieś dwa złote, ale przynajmniej spokojnie spędziłeś noc.

Powrót do domu

Noc spędzamy na gołych deskach. Przewracamy się z boku na bok, by zająć jak najwygodniejszą pozycję. Po każdym ruchu, na dole wściekle szczeka jakiś pies. Czy mieszkańcy nie zadzwonią po straż miejską? W końcu do tego nie dochodzi. O sen nie jest łatwo. Dużo roz-mawiamy. Rafał opowiada o życiu bezdomnych.

- Na dobrą sprawę, gdy jesteś bezdomny, schronisko jest w stanie wszystko ci zapewnić - mówi. - Dostaniesz jedzenie i ubranie. Ci, którzy zbierają puszki i inne surowce wtórne, robią to po to, by mieć pieniądze na fajki i alkohol. Część pije bimber, tzw. bajazol, inni wolą denaturat, czyli "dętkę". Nawet wokół schroniska jest mnóstwo met, na których można zaopatrzyć się w alkohol.

Powoli zbliża się ranek. Chcemy wyruszyć wcześnie, by poszukać jakichś puszek. Moglibyśmy sprzedać je na skupie i kupić sobie śniadanie. Nasze plany pokrzyżowała jednak… ekipa filmowa. Kamerzysta miał przyjść do nas nad ranem, ale wyczerpała mu się bateria. Naładowanie jej trwało ponad godzinę, w efekcie ruszyliśmy w miasto dopiero po 6 rano.

- To za późno - stwierdza Rafał. - By szukać puszek, trzeba wstać przed świtem.

Rzeczywiście. Kosze i miejsca imprez są już wyczyszczone. Nie znajdujemy ani jednej puszki. Zrezygnowani wracamy na Szczytową, gdzie czeka na nas gorąca herbata. Gdy z ulgą, cały obolały, przekraczam próg schroniska, a bezdomni, których poznałem poprzedniego dnia, z uśmiechem witają się ze mną i pytają, jak minęła noc, przypominają mi się słowa mojego przewodnika:

- Niektórzy bezdomni określają schronisko jako dom. Dla mnie to miejsce nim nie jest i nigdy nie będzie. Ale jest to na pewno miejsce dla 200 osób, które nie mają domu. Co się stanie, gdy go zabraknie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Miejski survival. Jak wygląda życie bezdomnego? [ZDJĘCIA] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki