A jak wyglądało samo odejście, o które ma Pan tak duży żal?
Wie Pan, ja nie jestem osobą zawistną, szczególnie pamiętliwą, która jak się raz obrazi, to już koniec. W każdym bądź razie tamo rozstanie faktycznie nie należało do przyjemnych. Ja wtedy byłem nie tylko trenerem, ale też osobą, która zajmowała się transferami. To ja dzwoniłem do Sebastiana Mili, namawiając go na transfer z ŁKS-u do Śląska. Potem musiałem iść do zarządu i powiedzieć, że potrzebujemy na ten transfer milion złotych. Z krzeseł pospadali, mówiąc że nie ma takich pieniędzy w Śląsku, a ja na to, że muszę mieć tego zawodnika, bo z nim będziemy walczyć o mistrzostwo Polski i europejskie puchary. Wielu pukało się w czoło, ale późniejsza historia pokazała, że racja była po mojej stronie. Tak samo przeprowadziłem bezgotówkowy transfer Przemysława Kaźmerczaka, namawiałem na przenosiny do Wrocławia Mariana Kelemena, Piotra Celebana, Mariusza Pawelca, Antka Łukasiewicza. Partycypowałem przy ściąganiu Cristiana Omara Diaza, a jeszcze z czasów gry na zapleczu ekstraklasy mieliśmy chociażby Dariusza Sztylkę, Krzysztofa Wołczka, czy Krzysztofa Ulatowskiego. To byli PIŁKARZE, którzy przez lata stanowili o sile Śląska Wrocław. Jednak w pewnym momencie postanowiono się ze ze mną rozstać.
“Bodyguard” lekiem na hejt?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?