Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miller odbije Łódź Jońskiemu

Marcin Darda
Marcin Darda
Marcin Darda Dziennik Łódzki/archiwum
Leszek Miller triumfalnie, dla niektórych niespodziewanie, zasiadł w fotelu szefa klubu SLD. Pokonany, czyli Ryszard Kalisz, tę potyczkę odebrał na tyle osobiście, że odkłada broń i nie walczy o przywództwo w całym Sojuszu.

Jestem pewien, że lada dzień znajdzie się jakiś autorytet na lewicy, który poprosi Millera, by to on przejął schedę po Grzegorzu Napieralskim. Pytanie, czy Miller będzie faktycznym likwidatorem SLD, zamiast Kalisza, który kogoś by przyciągnął i postawił mumię na nogi, odłóżmy na bok. Bo gdyby to Miller na powrót rządził Sojuszem, to prędzej czy później front jego wojny przeniesie się do Łodzi. Nawet nie chodzi o fakt, że legitymację partyjną dało mu śródmiejskie koło łódzkiego SLD. Chodzi o wyborcze statystyki i ból Millera, który znajduje się między tymi cyframi. W 2001 r. Kanclerz sięgnął w "czerwonej Łodzi" po ponad 140 tys. głosów. Do Sejmu. I to jest lokalny rekord wciąż nie do pobicia. Po perturbacjach i odejściu z SLD w 2007 roku, kiedy był jedynką Samoobrony, głosowało na niego tylko cztery tysiące łodzian. Ta porażka przyszła chwilę po tym, gdy partyjne doły w Łodzi chciały go na liście SLD, ale Wojciech Olejniczak nie wpuścił go na listę. Ale Sojusz podziękował Olejniczakowi i wybrał Napieralskiego. Tego ostatniego Miller wspierał, może dlatego, że to Olejniczak był tym, który postawił go poza nawias w Sojuszu. Dlatego dziś można przypuszczać, granicząc z pewnością, że to napieralczycy, z Dariuszem Jońskim, baronem łódzkim, będą pierwszą linią na froncie Millera. Ale czy wybór Millera aby na pewno wzmacnia pozycję Jońskiego w Sojuszu? Bo mnie przypomina się pewna historyjka z prehistorii kampanii, czyli przymiarek do konstrukcji list. Gdy stało się jasne, że po latach marginalizowania Kanclerz Miller wystartuje do Sejmu, na antenie jednej z ogólnopolskich rozgłośni rzucił dość pewnie, że "nie wyobraża sobie innego rozwiązania jak jedynka w Łodzi". Dla niego, rzecz jasna, na liście SLD. Mija pół doby i Miller się wycofuje, tym razem w telewizji. Tłumaczy się, że z tą jedynką w Łodzi to była pomyłka. Dziś po lewej stronie w Łodzi słychać, że Miller w takich kwestiach się nie myli. Nigdy. Że był już po słowie z Napieralskim a propos startu w Łodzi. A nie wyszło, bo na przewodniczącego wpłynął Dariusz Joński. Za cztery lata Miller być może nie będzie się musiał na szefa oglądać, bo sam nim będzie, jeśli SLD jeszcze będzie żyć. A wtedy sam powie, że jest jedynką w Łodzi. Bo właśnie tu ma najwięcej do udowodnienia. Jeśli nie Łodzi, to Sojuszowi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki