Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mirosław Dawidowski: Wolę spokój Piotrkowskiej niż tumult Manufaktury

Anna Gronczewska
Mirosław Dawidowski, dyrektor Sportowy SMS Łódź
Mirosław Dawidowski, dyrektor Sportowy SMS Łódź Krzysztof Szymczak
Kiedy do nas przyjeżdżają goście z różnych klubów jak Bolton, Feyenoord czy też menadżerowie z Hiszpanii, Niemiec, to zawsze prowadzimy ich na ulicę Piotrkowską, zamawiamy kolację w restauracji. Oni są zachwyceni tą ulicą! - mówi Mirosław Dawidowski, dyrektor Sportowy SMS Łódź.

Nie urodził się Pan w Łodzi, pochodzi z Mazur. Co sprawiło, że znalazł się w naszym mieście?
Do Łodzi przyjechałem po ukończeniu studiów w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Nie ukrywam, że sprowadziły mnie tu sprawy socjalne, a konkretnie mieszkanie. Żona dostała je od babci. Grałem jeszcze wtedy w piłkę nożną. Zostałem piłkarzem łódzkiego Startu. Jednak nie na długo. Założyłem rodzinę, miałem dziecko i uznałem, że należy się skupić na tym, by tę rodzinę utrzymać. Zakończyłem karierę piłkarską. W 1981 roku zacząłem pracować w ŁKS jako trener młodzieży, ale też uczyłem w Szkole Podstawowej numer 136 przy ulicy Ogrodowej.

To ciężki teren...
No tak. Jako młody nauczyciel przeszedłem tam mocną szkołę. Z tym, że młodzież była inna. Trudna, ale do ukształtowania. Dziś trudniej pracować z młodzieżą niż wtedy. Ale sobie radziłem.

Znał Pan Łódź zanim tu się przeprowadził?
Była dla mnie zupełnie innym tematem. Wcześniej byłem w niej raz. Razem z żoną odwiedziliśmy jej babcię. Mieszkała na Kozinach. Potem my tam zamieszkaliśmy.

A jakie odniósł Pan wrażenia z pierwszej wizyty w Łodzi?
Zwróciłem uwagę, że ulicami miasta jeżdżą bardzo fajne tramwaje. Jeszcze z korbą, dzwonkiem. Jednak generalnie te pierwsze spostrzeżenia nie były najlepsze. Łódź sprawiała wrażenie szaro-burego, smutnego miasta. Moja córka mieszka w Wiedniu, jeżdżę często do niej. Widzę jak tam rewitalizuje się miasto. Centrum Wiednia jest piękne, eleganckie, ale na obrzeżach to stare budownictwo nie jest w całości wyremontowane. Jednak tam cały czas nad tym pracują. Do Łodzi przyjeżdża mój zięć, który od wielu lat mieszka w Wiedniu. Jemu nasze miasto bardzo się podoba. Uważa, że gdybyśmy mieli więcej pieniędzy i zaangażowali je w rewitalizację, to Łódź byłaby naprawdę piękna. Na każdym kroku przecież można zauważyć piękne budowle. Niedawno stałem w korku na ulicy Wróblewskiego. I nagle wśród niepozornych domków widzę przepiękny pałacyk. Ale niestety w nim nic się nie dzieje. Zachwycają mnie lofty, które znajdują się niemal po sąsiedzku ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego.

Czyli Łódź się jednak trochę zmienia?
Na pewno, choć boli mnie, że inna miasta, takie jak Wrocław czy Poznań, bardziej poszły do przodu. Wrocław jest przepiękny. Patrzę też na te miasta przez pryzmat obiektów sportowych, głównie stadionów. Myśmy zostali bardzo w tyle. Przecież taki stadion kończą już budować Zabrze, Tychy, mają go już Gliwice. Jako trenerowi piłki nożnej trochę mi wstyd, że takiego obiektu nie ma w Łodzi.

Ma Pan swoje ulubione miejsce w Łodzi?
Podczas weekendu lubię odwiedzić jakąś restaurację na ulicy Piotrkowskiej. Nie w Manufakturze, ale właśnie na tej najpopularniejszej łódzkiej ulicy. Wolę spokój Piotrkowskiej niż tumult Manufaktury. Lubię pospacerować tą ulicą, popatrzeć na jej zabudowę. Teraz dzieje się tam akurat wiele rzeczy, które zakłócają spokój na Piotrkowskiej, ale mam nadzieję, że te remonty niedługo się zakończą. Moim zdaniem ta ulica zawsze będzie żyła swoim życiem. Kiedy do nas przyjeżdżają goście z różnych klubów jak Bolton, Feyenoord czy też menadżerowie z Hiszpanii, Niemiec, to zawsze prowadzimy ich na ulicę Piotrkowską, zamawiamy kolację w restauracji. Oni są zachwyceni tą ulicą!

Może my nie doceniamy Piotrkowskiej?
Ja ją cały czas doceniam. Ta ulica się teraz wyciszyła, zrobiła się bardziej sentymentalna.

A jak wygląda ta sportowa strona Łodzi?
Patrząc na ostatni mecz Widzewa z Lechią Gdańsk można się niepokoić. Oby nie doszło do spadku tego klubu z ekstraklasy. ŁKS przez długie lata, zanim się odbuduje, nie będzie w piłce na najwyższym poziomie. Istniały kiedyś bardzo mocne ośrodki szkolenia młodzieży. Przykładem niech będzie Łodzianka, Start, ale też Zgierz, Pabianice. Zresztą zespoły z tych miast grały w drugiej lidze. Grał w niej Start. Teraz żaden z łódzkich klubów piłkarskich nie gra nawet w trzeciej lidze! Ostatnią, która posiadała drużynę w tej lidze, była Szkoła Mistrzostwa Sportowego Łódź. Mniej młodzieży też garnie się do uprawiania sportu. Wiadomo, że przyciąga ich wynik, sukces seniorów. Tego w Łodzi brakuje. Robiłem kiedyś nabór do rocznika 1982. Ci chłopcy zdobyli potem mistrzostwo Polski juniorów. Sześciu z nich razem z reprezentacją Polski zostało mistrzami Europy. Wtedy jednak robiło się nabór i selekcję. Można było wybrać najzdolniejszych chłopców. Teraz przyjmuje się wszystkich, którzy się zgłoszą. My jeszcze w SMS pozwalamy sobie na delikatną selekcję. Na pewnym etapie mówimy, że dziękujemy. Ale wiele klubów trzyma tych chłopaków jedynie po to, by istniała grupa. To jednak problem dotyczący nie tylko Łodzi, ale całego kraju. Wiadomo, że kiedyś cały dzień spędzało się na podwórku. Pochodzę z Mazur, więc zimą grałem w hokeja na jeziorze, od kwietnia się pływało, grało w piłkę. Dzieci były ciągle w ruchu. Wtedy liczyliśmy się w światowym sporcie. Dziś dzieci wolą siedzieć przy komputerze.

Doczekamy się chwili, że w reprezentacji Polski w piłce nożnej zagra znów łodzianin?
Moją największą satysfakcją zawodową, oprócz medali Mistrzostw Europy, jest to że w meczu Polska - Serbia wyszło trzech moich wychowanków. Pawła Golańskiego i Przemka Kazimierczaka trenowałem od małego chłopaka, potem doszedł Radek Matusiak. To uczniowie SMS, ale byli piłkarze ŁKS. W reprezentacji grał jeszcze inny mój wychowanek, Łukasz Madej.

Po tylu latach mieszkania w Łodzi czuje się Pan łodzianinem?
Na pewno tak! Tu urodziły się moje dzieci. Jedna z córek skończyła tu studia, ale mieszka w Wiedniu. Druga kończy Uniwersytet Medyczny w Łodzi. Żona, która pochodzi z Łomianek, jest nauczycielką przedszkola, pracowała w kilku łódzkich przedszkolach. Wsiąknęliśmy w tę Łódź i jesteśmy łodzianami.

Rozmawiała Anna Gronczewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki