Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młody piłkarz nie ma miejsca w ŁKS i... nie może odejść

Paweł Hochstim
Adrian Pędziwiatr chciałby grać w piłkę, ale nie ma pieniędzy, by wykupić się z ŁKS, a zainteresowany nim klub nie chce zapłacić
Adrian Pędziwiatr chciałby grać w piłkę, ale nie ma pieniędzy, by wykupić się z ŁKS, a zainteresowany nim klub nie chce zapłacić archiwum rodzinne
Blokowanie kariery, czy dbanie o interes klubu? Piłkarz Adrian Pędziwiatr nie ma miejsca w ŁKS, a gdzie indziej nie może grać, bo trzeba za niego płacić.

Szefowie ŁKS żądają od Omegi Kleszczów ekwiwalentu za wyszkolenie 19-letniego zawodnika. Piłkarz nie znalazł uznania w oczach trenera Wojciecha Robaszka i po ukończeniu wieku juniora opuścił ŁKS.

- Nie mogę tego zrozumieć, że ŁKS żąda pieniędzy za piłkarza, którego nie chce - mówi ojciec piłkarza, Marek Pędziwiatr.

- Ponieśliśmy koszty wyszkolenia, nie chcemy wcale zarabiać na piłkarzu, tylko dbamy o interes klubu - ripostuje prezes ŁKS Łukasz Bielawski.

Adrian Pędziwiatr jest wychowankiem Włókniarza Pabianice. 4 lata temu przeniósł się do Akademii Piłkarskiej ŁKS.

- Usłyszałem wtedy, że ŁKS go chce, ale nie ma pieniędzy na jego wykupienie z Włókniarza. Sam zapłaciłem 2 tys. zł, by Adrian mógł trenować w ŁKS - mówi ojciec piłkarza. I dodaje, że przez 4 lata regularnie płacił składki, dopłacał też do sprzętu i obozów sportowych. - Myślę, że w sumie zapłaciłem około 20 tys. zł - dodaje.

Prezes ŁKS zgadza się z tymi informacjami. Zapewnia jednak, że to absolutnie nie pokrywa kosztów szkolenia piłkarzy.

- Każdego roku, mimo dotacji otrzymywanych z miasta, musimy do każdej z drużyn dopłacać kilkanaście tysięcy złotych. Pieniądze na to pozyskujemy między innymi od sponsorów, ale także z ekwiwalentu za wyszkolenie piłkarzy - mówi Bielawski.

Pędziwiatr, który kończył wiek juniora, starał się o miejsce w pierwszej drużynie ŁKS. Jako jeden z dwóch piłkarzy ze swojej drużyny został zaproszony na trening zespołu trenera Robaszka, ale ten uznał, że ma zbyt małe umiejętności, by grać w ŁKS.

- Nie mam o to pretensji, to normalne, że trener dobiera sobie takich piłkarzy, jakich chce. Pretensje mam tylko o to, że nie pozwala się grać młodym piłkarzom w innych klubach. W takiej sytuacji, jak Adrian jest w sumie 8 chłopaków - mówi Marek Pędziwiatr.

ŁKS żąda od Omegi za piłkarza 5700 zł. Kwota została wyliczona na podstawie przepisów Polskiego Związku Piłki Nożnej.

- Informację tę przekazał mi Jacek Żałoba (pracownik ŁKS - przyp. red.). Gdy powiedziałem, że Omega nie zapłaci za Adriana, usłyszałem, że ŁKS może zgodzić się na wypożyczenie za tysiąc złotych. Ale jak można przeprowadzić wypożyczenie, jeśli Adrian nie jest już zawodnikiem ŁKS, bo nie ma żadnej umowy z klubem? - pyta ojciec piłkarza.

Prezes ŁKS jest przekonany, że sprawę można załatwić korzystnie dla piłkarza.

- W każdej chwili możemy podpisać umowę z Adrianem Pędziwiatrem, a następnie wypożyczyć go za tysiąc złotych na rok do innego klubu. To kwota symboliczna, najniższa przewidziana uchwałą zarządu klubu. Pan Marek Pędziwiatr był u nas na rozmowie i dokładnie zna zasady - wyjaśnia Bielawski.

I dodaje, że gdyby zgodził się na wypożyczenie bezpłatne lub zrezygnował z ekwiwalentu działałby na szkodę klubu.

- Tłumaczyliśmy rodzicom wielokrotnie zasady szkolenia piłkarzy. Trzeba pamiętać, że mamy w klubie młodych piłkarzy, których nie stać na płacenie składek i są oni z nich zwolnieni. Musimy płacić pensje trenerów, opłacać boiska, sędziów na mecze itd.

- 20 dni nikt się Adrianem nie interesował. Nikt nie proponował mu żadnej umowy - mówi ojciec piłkarza.

Miejmy nadzieję, że piłkarz i zainteresowane kluby znajdą wreszcie porozumienie. Szkoda byłoby, gdyby zafascynowany futbolem chłopak musiał z tak błahego powodu skończyć swoją przygodę z piłką nożną…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki