Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Monika Kern o swojej ucieczce: ta historia scaliła naszą rodzinę [WYWIAD]

Joanna Leszczyńska
Monika Kern opowiada o swojej ucieczce
Monika Kern opowiada o swojej ucieczce Grzegorz Gałasiński/archiwum
Z Moniką Kern, członkiem zarządu MPO w Łodzi, córką Andrzeja Kerna, rozmawia Joanna Leszczyńska.

Dlaczego dopiero po 20 latach zdecydowała się Pani rozmawiać o swojej słynnej ucieczce z domu ze swoją ówczesną miłością, Maciejem Malisiewiczem, która złamała polityczną karierę Pani ojca?
Widać musiał upłynąć czas, żebym mogła o tym rozmawiać spokojnie, a momentami nawet z lekkim uśmiechem. Chciałam dać się poznać ludziom z innej strony, a nie być tylko kojarzona z moją ucieczką z domu. Mój ojciec od zakończenia tej afery cały czas udowadniał, że nie nadużywał władzy, że nie manipulował całą tą sytuacją, co przeciwnicy polityczni i media mu zarzucali. Tato wytoczył kilka procesów i wszystkie wygrał. Zmarł w 2007 roku. Jestem strażnikiem pamięci po nim. Jeśli tylko jest szansa powiedzieć, że ta historia nie do końca wyglądała tak, jak media w tamtym czasie to przedstawiły, robię to.

Maciej Malisiewicz, syn właścicieli pizzerii, był Pani pierwszym chłopakiem?
To była moja pierwsza nieopierzona miłość. Imponowało mi, że był pięć lat starszy. Mama Macieja przedstawiła mi się jako choreograf, tancerka (co nie do końca było prawdą), a ja byłam wtedy zachłyśnięta tańcem. Podobał mi się ich dom, taki luz blues. W moim domu byłam stale wypytywana, dokąd idę, kiedy wrócę. Od matki Macieja słyszałam, że skoro za chwilę będę miała 17 lat, to mogę robić, co mi się podoba i nikt nie ma prawa w to ingerować. Bardzo mi to wtedy odpowiadało. Matka Macieja wypytywała mnie o rodziców, sugerowała różne złe rzeczy. Wierzyłam jej.

Dała się Pani przekonać, że ma złych rodziców?
Tak. Uwierzyłam, że oni dążą, by mnie z Maciejem rozdzielić, a nawet, że chcą mnie wysłać do klasztoru! Byłam łatwowierna, do dziś zresztą zbytnio ufam ludziom... Moi rodzice, wbrew temu, co pisały media, nie byli przeciwni tej znajomości, dlatego że rodzina Macieja nie osiągnęła takiej pozycji jak moja. Rodzicom chodziło o to, że Maciej zabierał mi dużo czasu, a oni chcieli, żebym nie opuszczała się w nauce. Mówili: "Spotykaj się, jak chcesz, tylko ucz się".

To dlaczego doszło do ucieczki?
Zaczęłam opuszczać lekcje, oceny miałam gorsze. Rodzicom to się nie podobało. Uznali, że nie powinnam się spotykać z Maciejem. Zaczęłam się awanturować. Rodzice zawieźli mnie wtedy do znajomych na działkę, gdzie byłam pod opieką babci. Nie miałam kontaktu z Maciejem. Zadzwoniłam do niego wbrew woli rodziców. Odebrała jego matka i powiedziała, że Maciek próbował popełnić samobójstwo. Po latach dowiedziałam się, że to było sfingowane, chodziło o to, by Maciek nie poszedł do wojska. A co innego mogła słysząc to powiedzieć oszalała z miłości nastolatka niż "To niech po mnie przyjedzie"? Dziś wiem, że matka Macieja nie powinna się na to zgodzić i skontaktować się z moimi rodzicami. Maciek przyjechał z kolegą samochodem i pojechaliśmy do Łodzi. Tam dosiadła się jego matka i pojechaliśmy do Częstochowy, gdzie ukrywaliśmy się. Czy można się dziwić, że mój ojciec poszedł na policję i zgłosił zaginięcie córki? Każdy człowiek by tak postąpił.

Janusz Baranowski, biznesmen i szef Kongresu Liberal-no-Demokratycznego w Częstochowie, znajomy Malisiewiczów, ukrywał was w swoim domu. W listach do mediów i polityków pisała Pani wtedy same złe rzeczy o rodzicach, np. że była Pani bita....
Myśli pani, że ja to pisałam samodzielnie? To była gigantyczna manipulacja. W pisaniu listów brał udział Baranowski.

A potem była próba odwołania Pani ojca z funkcji wicemarszałka Sejmu i zarzuty ze strony polityków Unii Demokratycznej i SLD, że ojciec wywierał naciski na policję i prokuraturę...
Ewidentnie wykorzystano tę sprawę do tego, by uderzyć w ojca. Gdy odwołano rząd Jana Olszewskiego, ojciec był brany pod uwagę jako kandydat na premiera. Widocznie były środowiska, którym zależało na tym, by tak się nie stało.
Moja niedojrzałość, brak rozeznania sytuacji i głupota w tamtym czasie sprawiły, że wpakowałam ojca w sytuację, którą niektórzy ludzie wykorzystali, by załatwić najuczciwszego człowieka pod słońcem, jakiego znałam. Nie szukam niczego na swoje usprawiedliwienie. Będę z tym żyć do końca życia, ale mam przeświadczenie, że odkupiłam swoje winy i że rodzice mi wybaczyli. Dali mi też wsparcie po powrocie do domu, dzięki czemu jestem w tym miejscu, w którym jestem. Paradoksalnie ta historia bardzo scaliła naszą rodzinę.

Powrót do domu to był proces czy szybka decyzja?
To we mnie wzbierało. Nawet, gdy jeszcze byliśmy w Częstochowie, budziłam się w nocy i myślałam, dlaczego ja tych rodziców nienawidzę. Co się stało? Przecież wszystko, co chciałam, mogłam z nimi wypertraktować. To, co się potem działo, dało mi do myślenia. Matka Macieja wystartowała do Senatu z hasłem "Niech prawo zawsze prawo znaczy". Zadziwiający tupet. Pamiętam, że do tego startu namawiał ją m.in. Zbigniew Bujak. W mediach zaczęły się ukazywać artykuły o matce Maćka, m.in. "Uczciwa inaczej", po których ludzie zaczęli mnie zaczepiać na ulicy i opowiadać o niej złe rzeczy.

Rozmawiałam z mec. Karolem Głogowskim, który powiedział mi, że zgłosili się do niego ludzie, poszkodowani przez matkę Macieja. W tym czasie mnóstwo czasu spędzałam w ŁDK na kursach tańca. Jakoś nie chciało mi się wracać do Malisiewiczów po szkole, a chodziłam wtedy do wspaniałego liceum dla pracujących.
Janusz Wielgosz, instruktor tańca towarzyskiego w ŁDK, namówił mnie, żebym zadzwoniła do mamy i pierwszy raz po ucieczce spotkałam się z mamą właśnie w ŁDK. Była zdenerwowana, nie widziałyśmy się przecież półtora roku. Po tygodniu od tej rozmowy byłam znów w domu.

Mama postawiła warunek, że wraca Pani sama, czyli bez męża?
Jakiego męża? Nie miałam męża!

A ślub w łódzkiej katedrze, a taniec weselny z Jerzym Urbanem?
Co z tego? Mieliśmy tylko ślub kościelny. Ojciec był katolikiem, związanym z Kościołem, a ja jestem na odmiennym biegunie światopoglądowym.

Uciekła Pani od Malisiewiczów?
Nie musiałam. W piątek wieczorem powiedziałam, że wracam do domu, a w sobotę rano pojawił się pan Baranowski z Częstochowy z ochroniarzem, mówiąc, żebym pamiętała, kto mnie kiedyś ukrywał i żeby się nikt o tym nie dowiedział. Maciej nie próbował mnie zatrzymać. Już go później nie spotkałam.

Jak wyglądało spotkanie z tatą?
Śmiesznie. Rodzice mieli psa. Nero rzucił się na mnie z radością, jakby mnie znał od zawsze. Ojciec skomentował to, że skoro nawet Nero mnie lubi, to chyba będzie dobrze. Od dawna czekał na mnie pokój w naszym nowym domu. Rodzice wiedzieli, że wrócę. Tata chciał, bym opowiedziała całą historię od początku do końca. Wszyscy domownicy w tym uczestniczyli, także babcia. Pamiętam, jaki potem tato był dumny, kiedy pojechaliśmy razem do Prokuratury Generalnej, gdzie toczyło się postępowanie, dotyczące prokurator Cyrkiewicz, która prowadziła sprawę mojego zaginięcia. Dla mojego ojca aspekt rodzinny tej całej historii był bardzo ważny, tak samo jak ten formalnoprawny. To był facet, który nawet gdybym miała spóźnić się do szkoły, nigdy nie pojechałby Piotrkowską, chociaż miał na to glejt, ale uważał, że z takich uprawnień korzysta się wyjątkowo. Takiego człowieka, jak on, wręcz staromodnego w swoich zasadach, musiały straszliwie zaboleć zarzuty o nadużywanie władzy.
Powiedział Pani kiedyś, że złamała mu Pani karierę polityczną? Jerzy Scheur, jego przyjaciel, mówił, że ojciec przeżył Pani sprawę bardziej niż swoje ciężkie chwile w PRL.
Ojciec nigdy mi nie robił takich wyrzutów. Wicemarszałkiem Sejmu był tylko przez chwilę. Tata przede wszystkim był adwokatem, co zawsze podkreślał. I taki napis jest na jego grobie. Gdyby kariera polityczna była dla niego najważniejsza na świecie, to domyślając się, czym to się może skończyć, odpuściłby. Ale on postanowił odzyskać dziecko. Z resztą po tej historii dalej robił karierę, wrócił do zawodu. Stworzył zręby sejmiku województwa. Cały regulamin funkcjonowania sejmiku to praca mojego ojca.

Koledzy Pani ojca mówią o jego fascynacji polityką. Po tym wszystkim nie udało mu się odzyskać dawnej pozycji...
Nie udało mu się wrócić do polityki, ale nie dlatego, że miał na koncie historię z córką, tylko dlatego, że go zostawili najbliżsi przyjaciele - panowie Kaczyńscy, a w zasadzie Jarosław, bo to on rozstawiał pionki w grze politycznej. Jarosław Kaczyński nie umieścił go na liście kandydatów do parlamentu w 1993 roku, chociaż ojciec był wpływowym politykiem Porozumienia Centrum. Ale na tyle niepokornym, że potrafił Kaczyńskiego głośno krytykować. Drugi raz Kaczyński "wystawił" ojca w 2007 roku. Zrobił to w tak podły sposób, że mama powiedziała potem, że ojcu pękło przez to serce. Dokładnie znam tamtą sprawę, bo miałam kierować jego kampanią.

I jak to wtedy było?
Była nieoficjalna umowa, że część Chrześcijańskiego Ruchu Społecznego, do którego należał mój ojciec, dostanie się na listę PiS. Prezydent Jerzy Kropiwnicki poproszony przez Kaczyńskiego o wytypowanie kandydatów na listę do Sejmu, wskazał ojca na pierwsze miejsce. Jednak miejsce to zajęła pani Kluzik-Rostkowska, czyli spadochroniarz niezwiązany z Łodzią. Ojca przesunięto na drugie miejsce, potem na trzecie. A w końcu przyjechał z Warszawy chłopak i wyjął wymiętoszoną kartkę z listą kandydatów, na której w ogóle nie było nazwiska mojego ojca. Byłam przy tym i nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy ojca. Mama mi opowiadała, że ojciec wrócił późno w nocy, usiadł na ławce przed domem i przesiedział dobre pół godziny, trzymając się za głowę. Zaproponowano mu potem Senat, gdy wiadomo było, że Marek Michalik kandyduje do Senatu, a ojciec nie chciał konkurować z przyjacielem. Tata zmarł półtora miesiąca później. To go zabiło.

Wracamy do Pani historii. Podobno ma Pani pudełko, w którym trzyma zdjęcia ślubne i artykuły prasowe?
Mam to, ale w kilku pudełkach, razem z innymi zdjęciami.

Zero sentymentu?
Sentyment mam do pamiątek po ojcu. W mojej bibliotece są książki, jakie dostałam od niego.

Pani ojciec pisał wiersze. Pamiętam jeden, napisany na Pani urodziny...
To ten, zaczynający się od słów "Pozdrowiona bądź, maleńka Moniko, na swoją drogę od nikąd do nikąd". Tata pisał też wiersze satyryczne, m.in. do Kabaretu Panów w Średnim Wieku. To nieznane oblicze mojego ojca. Ostatnio dostałam od mecenasa Stanisława Maurera teczkę świetnych piosenek napisanych przez tatę do tego kabaretu. Z filmu Grzegorza Królikiewicza "Kern" wieje smutkiem, a ojciec nie był smutnym człowiekiem. Miał duże poczucie humoru.

Z tej pierwszej miłości na-prawdę nie zostało żadne ciepłe wspomnienie?
Sentyment mam do piosenki z filmu "Uprowadzenie Agaty", a nie do tamtej nieopierzonej miłości. Ten film jest zresztą luźno związany z moją historią. Przede wszystkim kojarzy mi się on z powrotem do domu, a nie z historią z tamtych czasów.

Co Pani powiedziałyby tym, którzy uważają, że Monika Kern zabiera wreszcie głos, bo też jest zwierzęciem politycznym jak jej ojciec i myśli o politycznej karierze?
Myślę, że warto wrócić do tej historii, bo to opowieść związana z jedną z ważniejszych osób w tym mieście. A ja, jak mówiłam, jestem strażnikiem pamięci ojca. Mogę o tym mówić obecnie w sposób nieskrępowany i swobodny. Zwierzęciem politycznym i medialnym, owszem, jestem, bo polityka gościła w moim domu, kiedy jeszcze byłam w pieluchach. Ale wiem, że najlepiej obcuje się z nią z drugiego planu. Wystarczy, że mój narzeczony jest radnym Rady Miejskiej w Łodzi. Chociaż to samorządowiec, a nie polityk.

Nie będzie Pani startować w najbliższych wyborach parlamentarnych?
Największym moim marzeniem jest start w Biegu Ulicą Piotrkowską.

Ale nie mówi Pani zdecydowanego "nie" polityce?
Brałam udział w wielu kampaniach parlamentarnych i samorządowych. Choć mam wykształcenie prawnicze, przyszłość wiążę z marketingiem i PR. I po części tym się zajmuję w MPO. A polityka? Jeszcze nie wymyślono ugrupowania, w którym bym się czuła dobrze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Monika Kern o swojej ucieczce: ta historia scaliła naszą rodzinę [WYWIAD] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki