Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Może czas otworzyć Łódzką Specjalną Strefę... Filmową?

Łukasz Kaczyński
Łukasz Kaczyński
Łukasz Kaczyński Dziennik Łódzki / archiwum
Ile to będzie kosztowało? - to pytanie jako pierwsze rodzi się na myśl o pomyśle wydzielenia Łódź Film Commission ze struktur urzędu miasta. Oficjalnie nie wiadomo o koszcie, ale na pewno będzie niemały. Przypomnijmy - zabieg ten sprawi, że miasto nie będzie tylko dofinansowywało produkcji filmowych, ale je koprodukowało, z czego będzie można czerpać stałe zyski, jak czynią to inne miasta. Drugie pytanie: czy koszty te zostaną choćby zrównoważone przez korzyści?

Przepoczwarzanie Łódź Film Commission będzie miało większy sens tylko jeśli pójdzie za tym zwiększenie budżetu Łódzkiego Funduszu Filmowego. Choć był on pierwszy w kraju, dziś pod względem wysokości jest ostatni. Niespełna 600 tysięcy złotych - to brzmi jak ponury żart filmowca-amatora. Trudno nawet wyobrazić sobie jak można je rozdzielić między kilka ekip. Póki co radni zatwierdzając budżet miasta nie zgodzili się na wsparcie ŁFF dodatkowym milionem.

Pytania te mają jednak charakter wtórny wobec kwestii jakich filmowców chcemy widzieć na ulicach dzięki ŁFF. Odpowiedź będzie jednocześnie deklaracją wizji Łodzi filmowej, czy jak się zwykło niegdyś mówić: Hollyłódź. Czy zależeć powinno nam na twórcach zewnętrznych? A jeśli tak, to na jakich? Takich, dzięki którym będziemy mogli podpierać się współpracą znanymi nazwiskami (casus Agnieszki Holland)? Czy po prostu takich, którzy zostawią w naszych hotelach i restauracjach dużo grosza (vide klapa "Latającej maszyny")? A może tych, którzy korzystając także z rodzimych zasobów przygotują głośno dyskutowane filmy (vide "Wymyk" Grega Zglińskiego)? Czy chcemy, by ich filmy były wizytówką miasta? A ile warta jest wizytówka, która ma być tylko złudnym makijażem? Paryżem nie jesteśmy. Ile, komu i za co? Chcemy szybkiego sukcesu w oczach mediów, czy postulowanej na Regionalnym Kongresie Kultury "pracy u podstaw"?

A może warto pomyśleć nie tylko o "najemnikach", ale też o własnym podwórku i ustalić jakąś proporcję podziału funduszu? Jeszcze zostało w Łodzi nieco filmowej infrastruktury i kilku reżyserów z dobrym nazwiskiem. Oni niekoniecznie potrzebują dodatkowych zadań ŁFC: poszukiwania plenerów, załatwiania pozwoleń. Mają w tym doświadczenie większe, niż ŁFC w całej swej działalności. Po co mają jednak startować do konkursu, jeśli miasto wesprze ich kwotą o wartości kiepskiego żartu.

Jest jeszcze jedna grupa filmowców: ci, którzy mogliby w Łodzi założyć małe studia i działać tu latami, ale widzą, że tu ziemia póki co jałowa. Czy zawołanie "centrum przemysłów kreatywnych" nadal obowiązuje? Ależ my już takim centrum byliśmy! Tylko pamiętajmy, że ŁFC to nie jedyne narzędzie w drodze do celu. Może czas otworzyć Łódzką Specjalną Strefę... Filmową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki