Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mściciele z czerwonej brygady ziemi obiecanej

Wiesław Pierzchała
Kamienica przy ul. Zielonej 6. Na jej dachu Jakub Drynia przez dwa dni prowadził strzelaninę z policjantami
Kamienica przy ul. Zielonej 6. Na jej dachu Jakub Drynia przez dwa dni prowadził strzelaninę z policjantami archiwum
Uzbrojeni w browningi i rewolwery siali terror w Łodzi i regionie. Zabili około 100 osób. Kiedyś głośni, dziś zapomniani. Można ich porównać do współczesnych terrorystów

Zabijali z zimną krwią. Głównie fabrykantów, ale także żandarmów i agentów carskiej ochrany. Twierdzili, że mszczą się za krzywdy robotników. Marzyła im się rewolucja, która zmiecie burżuazję i inteligencję, bowiem te ręka w rękę gnębią masy pracujące. Stąd nazwa, jaką nadali swojej formacji terrorystycznej: Rewolucyjni Mściciele.

Organizacja ta działała w latach 1910-13. Jej centrala znajdowała się w Łodzi. Przewinęło się przez nią 200-300 osób, z czego aktywnymi bojownikami było około 50, zaś pozostali to współpracownicy, informatorzy, dostarczyciele broni i amunicji. Na koncie mają około 100 ofiar śmiertelnych. Gdyby szukać analogii we współczesnym świecie terrorystycznym, to Mścicieli można by porównać do lewackiej grupy Baader-Meinhof w Niemczech i do Czerwonych Brygad we Włoszech.

Do tej pory niewiele pisano o łódzkich terrorystach. Przełomem stała się praca łódzkiego etnologa Adriana Sekury ''Rewolucyjni Mściciele. Śmierć z browningiem w ręku'' wydana niedawno przez Oficynę Bractwa ''Trojka''. Dlaczego autor zajął się tym tematem?

- Na Mścicieli natknąłem się przeglądając gazety z tamtego okresu - mówi Adrian Sekura.- Byli robotnikami. Wywodzili się z PPS-u, który w Łodzi został rozwiązany z powodu malwersacji finansowych i wykorzystywania broni partyjnej do prywatnych porachunków.

Powstała luka, którą wypełnili Mściciele rozgoryczeni - jak podkreśla Adrian Sekura - upadkiem rewolucji 1905 roku i wściekli na lokaut, ciężkie warunki pracy i nędzne warunki mieszkaniowe. Od PPS-u różnili się głównie tym, że opowiadali się za walką klasową, a nie za walką o niepodległość Polski. Dlatego obie formacje ostro się zwalczały i doszło nawet do tego, że Mściciele zagrozili wysadzeniem siedziby PPS w Łodzi.

Na czele tej organizacji terrorystycznej i anarchistycznej stali: Józef Piątek, były działacz PPS i Edward Dłużniewski, syn bałuckiego dozorcy, który już w wieku 15 lat posmakował w bandyckim rzemiośle. Mając na koncie napady z bronią w ręku i śmierć kilku osób, został ujęty przez policję i skazany na 12 lat katorgi. Od stryczka uratował go jedynie młody wiek. Edward Dłużniewski zbiegł z więzienia w Kaliszu, wrócił do Łodzi i zmontował zbrojną bandę, z którą 4 października 1910 roku napadł na stację Widzew. Napastnicy sterroryzowali rewolwerami kolejarzy, z wagonu bagażowego wynieśli 19 tys. rubli i zniknęli.

Kilka dni po napadzie Edward Dłużniewski poznał 20-letniego Józefa Piątka, który był inteligentny i oczytany. Znał dwa języki obce. Mieszkał z rodzicami na Chojnach, pracował w znanych zakładach Ludwika Geyera.

Edward Dłużniewski był nieuchwytny. Aż do wiosny 1911 roku, kiedy z kilkoma kompanami, tuż przed świętami wielkanocnymi, zamelinował się w kamienicy przy obecnej ul. Kilińskiego 151, do którego zaprowadził go niejaki Feliks Pastusiak. Gdy ten dowiedział się, że za przywódcę Mścicieli wyznaczono 500 rubli nagrody, wydał go w ręce policji. Wkrótce kamienica została otoczona przez wojsko i policję.

''Oblężeni Dłużniewski i jego towarzysze bronili się od ranka do popołudnia pierwszego dnia świąt''
- pisze Wacław Pawlak w książce ''Na łódzkim bruku''.- ''Na polecenie przybyłego do Łodzi gubernatora, po usunięciu mieszkańców, dom podpalono. Dłużniewski i dwaj jego towarzysze, nie widząc możliwości wydostania się z okrążenia, odebrali sobie życie. Ich ciała, częściowo zwęglone, odgrzebali strażacy po ugaszeniu ognia. Ostatni z bojowców wyskoczył z okna palącego się domu. Ostrzelany, ciężko ranny, zmarł w szpitalu''.

Kolejne głośne starcie między Mścicielami a policją miało miejsce 2 listopada 1911 roku na ul. Piotrkowskiej. Tym razem pod ostrzałem znalazł się ścigany przez ochranę Jakub Drynia. Pod gradem kul wycofał się na ul. Zieloną i ukrył na dachu kamienicy oznaczonej numerem 6. Policjanci pobiegli za nim na górę, ale zostali ostrzelani i musieli się wycofać. Drynia nie miał zamiaru kapitulować, więc oblegający wpadli na pomysł, aby podpalić dach lub pokryć go środkami chemicznymi. Z planów tych wycofano się, bowiem były niebezpieczne dla pobliskich kamienic i ich mieszkańców. Wymiana ognia między Drynią a policjantami trwała do zmierzchu, po czym ustała.

Kryjówka Mściciela została otoczona szczelnym kordonem. W nocy i podczas następnego dnia policjanci szturmowali pozycję Dryni, ale daremnie, gdyż terrorysta skutecznie ostrzeliwał się z broni krótkiej. Ostatni nabój Mściciel zostawił dla siebie. Gdy policjanci znów wdarli się na dach, zastali jedynie jego zwłoki. Denat ubrany był w szare palto i ciemny garnitur, na nosie miał binokle, a w rękach odzianych w rękawiczki trzymał mausera i browninga.

Mściciele szybko otrząsnęli się po tych ciosach i zaplanowali na 12 grudnia 1911 roku wielki napad na pociąg pod Rogowem na trasie Łódź-Koluszki, czyli dokładnie w tym samym miejscu, w którym pięć lat wcześniej na pociąg napadli bojownicy PPS. Tym razem uzbrojona 18-osobowa grupa sterroryzowała obsługę pociągu i zrabowała ponad 17 tys. rubli.

- W czasie akcji jeden z bojowców trzymał czarno-czerwony sztandar z białą trupią czaszką nad skrzyżowanymi piszczelami - pisze Adrian Sekura. - Po kilkunastu minutach uformowali dwójki i równym krokiem odmaszerowali w stronę lasu.

Jednak następny napad zakończył się klęską. Mściciele zaatakowali 20 marca 1912 roku na obecnej ul. Sienkiewicza w Łodzi. Napadli na bryczkę, którą przewożono 20 tys. rubli do fabryki Geyera. Napastnicy chcieli wysadzić metalową kasetę, ale nie dali rady. Ściągnęli jedynie na siebie patrol policji. Doszło do wymiany ognia. Mściciele ruszyli do ucieczki. Jeden z nich, Wacław Chocianowski, zatrzymał się i zaczął strzelać do policjantów. Wkrótce zginął, ale zatrzymał pościg i umożliwił ucieczkę swoim kompanom.

Na tym się nie skończyło, bowiem kilka miesięcy później Mścicieli spotkał jeszcze jeden cios. Policja wytropiła ich przywódcę Józefa Piątka w mieszkaniu przy obecnej ul. Narutowicza. Kamienica została otoczona. Józef Piątek usiłował przedrzeć się przez kordon, ale został trafiony w głowę i przewieziony do szpitala, w którym wkrótce zmarł. Po tym ciosie Mściciele już się nie podnieśli. Tym bardziej, że wkrótce w ich szeregach miała miejsce wsypa, po której przestali działać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki