Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na ile filmowa jest dziś Hollyłódź?

Łukasz Kaczyński
Dni otwarte słynnej w świecie Szkoły Filmowej pozwalają zajrzeć do środka. A gdyby tak wyjść w miasto?
Dni otwarte słynnej w świecie Szkoły Filmowej pozwalają zajrzeć do środka. A gdyby tak wyjść w miasto? Artur Kostkowski
Ile procent cukru w cukrze" sprawdzał osobliwie eksperymentujący "profesor" z filmowej komedii Stanisława Barei. A ile procent filmu jest w dzisiejszej "Łodzi filmowej"? Jesteśmy jeszcze filmowym miastem, czy jedziemy po równi pochyłej i tylko z przyzwyczajenia mówimy o "Hollyłodzi"?

Cztery główne filary decydują o filmowym charakterze miasta: czynne zaplecze filmowe, efekty jego działalności, zaplecze merytoryczne i bogata sfera popularyzacji. Jedynie kilka ze składających się na nie elementów nie przyprawia nas o rumieniec wstydu.

Byliśmy jedyni. Czy będziemy?

Wielu pyta czy jest sens działania Szkoły Filmowej w mieście, w którym powstaje znikoma w skali kraju ilość filmów. To nadal jedyna z prawdziwego zdarzenia tak renomowana uczelnia filmowa w kraju, do której ciągną i obcokrajowcy. Gros absolwentów PWSFTViT szuka pracy poza Łodzią, ale to nie szkoła jest winna, że nasz rynek ich nie wchłania. Ile lat jednak można bazować na jej prestiżu i historii, na dokonaniach Polańskiego, Skolimowskiego i dziesiątek innych znakomitości?

Ze studentami uczelni jest ten problem, że po kilku latach nauki wyjeżdżają niemal nieznani łodzianom. Czy nie da się ich witalności wyzyskać dla ożywienia choćby części pobliskiej ul. Piotrkowskiej, ich samych zidentyfikować z miastem? Trzy scenki przygotowane w mieście dla Martina Scorsese to mógłby być dobry początek. Wciąż oczekuje na wyposażenie Centrum Nowych Mediów, obiekt wart 22 mln zł, o jaki wzmocniła się szkoła. Jego koszt to 35 mln zł.

Wysoki poziom prezentuje działające wielopolowo Muzeum Kinematografii - obok "filmówki" kolejny ośrodek, wokół którego skupia się środowisko, także to dopiero wchodzące w świat filmowy. Tu strzeżona i przypominana jest tradycja filmowej Łodzi, tu osadzone są Festiwal Mediów "Człowiek w zagrożeniu" i Festiwal Muzyki Filmowej, ważkie w skali kraju wydarzenia. To wciąż jedyne takie muzeum w kraju.

Pęknięcia idą w wielu kierunkach

Trudno jednak nie żyć przeszłością, jeśli teraźniejszość nie zawsze w pełni napawa dumą. Na filmową "infrastrukturę" nie składa się wiele. Se-ma-for Produkcja Filmowa, Studio Opus Piotra Dzięcioła, Contra Studio Jacka Gwizdały - to one przynosiły głośne sukcesy w ostatnim czasie. Działają w Łodzi mniejsze, bardziej niszowe studia jak Anima-Pol i sporo mikrostudiów zajmujących się drobnymi zleceniami dla telewizji dla dzieci. A dla tych większych już rośnie konkurencja w Warszawie i Wrocławiu.

Między tymi właśnie miastami zdaje się być rozpięta Łódź. We Wrocławiu działają zalążki Europejskiego Centrum Edukacji Multimedialnej, w tym studio Zbigniewa Rybczyńskiego (zdobywcy pierwszego Oscara dla Se-ma-fora). Brak nam takiego"brandu", choć mogłoby nim być nazwisko Davida Lyncha. Tylko czy jest jakaś szansa na powstanie jego studia w EC-1? W przypadku tak dużego i wielozadaniowego kompleksu byłoby to ważne koło napędowe.

W Warszawie zaś powstać ma Polskie Centrum Kinematografii. To kiepska wiadomość. Już mówi się, że może wchłonąć Łódzkie Centrum Filmowe, prawnego spadkobiercę słynnej Wytwórni Filmów Fabularnych. Jaka jest odpowiedź władz miasta? Twierdzą, że mają co do ŁCF pewne plany. Zdają się szukać jakiejś wizji jako, najpewniej, alternatywy dla odrzuceniu możliwości powstania studia Lyncha. Zwłaszcza, że marszałek województwa rozważa przejęcie upadającej Wytwórnię Filmów Oświatowych. Środowisko filmowe uważa, że ŁCF pozostać powinno w mieście, choćby ze względów czysto honorowych. W sprawie WFO i ŁCF nie sentymenty powinny decydować, lecz wola szanowania łódzkich tradycji, poparta wizją wykorzystania małej, bo małej, ale jednak bazy.
Pokazując łódzkie kanały Agnieszka Holland nie przywróciła Łodzi polskiemu filmowi i nie zrobi tego żadna artystyczna inicjatywa. Potrzeba prawnych uregulowań. Miasto chce już nie tylko dotować filmy z Łódzkiego Funduszu Filmowego, ale też być ich koproducentem. Dlatego wydzieli Łódź Film Commission jako instytucję kultury. Wiadomo, że koszty będą spore. Na pewno nie zwrócą się szybko, jeśli fundusz, z jakiego ŁFC dotuje producentów nie wzrośnie. Ma on jednak tendencję spadkową (w latach 2009 i 2008 wynosił 1 mln zł, 2010 r. - 700 tys. zł , 2011 - 560 tys. zł) i jest najniższy w kraju, czasem dwukrotnie w stosunku do takich funduszy w innych miastach.

Rok 2011 przyniósł kilka filmów świetnie odebranych w Polsce. Tej energii nie można zmarnować. Należałoby też pomyśleć o innych, realnych narzędziach "kuszenia" - niech Łódź będzie swego rodzaju podatkowym rajem dla filmowców!

Kolorowo, wesoło - tylko po co?

"Jak chcecie rozmawiać o reformowaniu dotowania festiwali, jeśli jedyny jaki mieliście, wypuściliście z miasta" - powiedział pewien producent filmowy, organizator znaczącej wrocławskiej imprezy. Istotnie po wyjściu z Łodzi Camerimage, pozostaliśmy bez dużej imprezy filmowej. Nie zastąpiło jej, bo i nie mogło, "przeglądowe" Forum Kina Europejskiego, ani Filmteractive i trudno powiedzieć czy cokolwiek zastąpi, bo w potencjale i charakterze leży wartość genialnych pomysłów. Brak rozmów władz w sprawie powrotu imprezy, sprawia że łodzianie zaczynają o niej myśleć jak o części odchodzącej w niepamięć filmowej potęgi.

W tegorocznym konkursie na dofinansowanie dużych imprez odpadły niemal wszystkie wydarzenia filmowe. Mediaschool, Forum Kina Europejskiego, Fiilmteractive, Festiwal Muzyki Filmowej (15 lat tradycji). Zaś IV. edycja Targowa Street Film&Music Festival, podniesiona do rangi faworyta, dostanie z miejskiej kasy najwięcej, 540 tys. zł (rok temu - 400 tys. zł) i trzyletnią umowę z miastem.

Nie jest to jednak impreza prestiżowa, lecz ludyczna. Nie jest też wydarzeniem filmowym, ale głównie muzycznym. Konkurs etiud to pretekst i dodatek, powielający pomysł PWSFTViT na Mediaschool, a interesujące pokazy filmów potrafi przygotować choćby kino Charlie. Bez "Targowej" też możemy gościć znanych producentów, reżyserów jak Martin Scorsese (wystarczą szerokie kontakty "filmówki"), aktorów jak John Malkovich (to nie problem, gdy ma się gruby portfel). Filmowi goście TSF&MF coraz częściej dobierani są pod kątem rozgłosu, a nie realnych korzyści, jakie będzie miała z nich Łódź po festiwalu. Ale za to będzie miło i kolorowo. Ma to ten wymiar społeczny, iż może rodzić zniechęcenie rdzennego środowiska do podejmowania działań.

Zakończmy również eksperymentem. Sto procent (30 na 30) osób zapytanych przeze mnie, poza Łodzią i poza Polską, jakie skojarzenie budzi w nich nazwa naszego miasta, pierwszą, a czasem jedyną odpowiedzią był - film. Czy dogonimy uciekającą przeszłość?

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki