Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nastoletnie matki: przyspieszony kurs macierzyństwa zaliczyły na piątkę

Anna Gronczewska
Ada ze swoją córeczką Julką. Bardzo się bała, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. Ale dziś jest szczęśliwa, że ma Julcię. Choć nie brakowało w jej życiu trudnych chwil
Ada ze swoją córeczką Julką. Bardzo się bała, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. Ale dziś jest szczęśliwa, że ma Julcię. Choć nie brakowało w jej życiu trudnych chwil Materiały promocyjne
Są już matkami, choć ich rówieśnice uczą się jeszcze w gimnazjach i liceach. One przeszły błyskawiczny kurs dorastania. Dwie łodzianki opowiadają w MTV polskim nastolatkom o blaskach i cieniach wczesnego macierzyństwa.

Ada na spotkanie przychodzi z jedenastomiesięczną Julką. Ojciec dziewczynki Łukasz pojechał do pracy, więc nie miała jej z kim zostawić. Mąż Marysi, Krzysztof, chwilowo nie ma pracy, więc mógł zaopiekować się ich synkiem, Krzysiem juniorem. Julka niedługo zacznie chodzić, jest śliczną, pogodną dziewczynką, która najlepiej czuje się w ramionach mamy.

- Nie wyobrażam sobie życia bez Julki! - zapewnia Ada, która w listopadzie skończyła osiemnaście lat. To samo mówi Marysia. Ona dopiero w tym roku będzie obchodzić osiemnastkę. Jej synek ma trzy lata...

Ada i Marysia są łodziankami. Obie zostały bohaterkami serialu dokumentalnego "Teen Mom Poland", który od stycznia co niedzielę pokazuje telewizja MTV. To polska wersja produkcji, którą do tej pory można było oglądać w amerykańskim wydaniu.

Ada mieszkała w Domu Samotnej Matki w Łodzi. Tak ułożyło się w jej życiu. I właśnie tam znaleźli ją producenci serialu. Ada była najmłodszą mieszkanką domu. Miała siedemnaście lat, jej córeczka siedem miesięcy.

- Ten program to fajna przygoda, ale przede wszystkim chciałabym, aby zmieniły się stereotypy, dotyczące nastoletnich matek - mówi Ada. - Chciałam, by inne dziewczyny zobaczyły, że nie są same, że są inne dziewczyny w takiej sytuacji jak one. No i była to też nadzieja, że zmieni się i moje życie.

Od teściowej uciekła do pogotowia opiekuńczego

Ada urodziła się i wychowała w Łodzi na starym Polesiu. Miała 16 lat, gdy zaszła w ciążę. 17 lat, gdy urodziła Julkę.

- Ta ciąża była zaplanowana, ale tylko przez mojego chłopaka, Łukasza - wyjaśnia dziewczyna.

Łukasz jest od niej dwa lata starszy. Zanim dowiedziała się o ciąży, chodzili ze sobą pół roku. Na początku było cudownie, Łukasz zapewniał, że bardzo kocha Adę. Ale z czasem było coraz gorzej. Ada postanowiła odejść. Wtedy dowiedziała się, że jest w ciąży. - Dziś tego nie żałuje, mój chłopak dobrze zrobił, bo nie byłoby na świecie Julci, a ja pewnie nie byłabym już z Łukaszem - wyjaśnia Ada. Ale tak mówi dziś. Wiadomość o tym, że jest w ciąży, była dla niej szokiem.

- Na początku był strach, nie wiedziałam, jak to będzie - wspomina tamte chwile Ada. - Bałam się, czy dam radę. Przecież dziecko musi mieć dom, trzeba je nakarmić, wychować. A Łukasz bardzo się ucieszył, że będzie tatą. Zapewniał, że damy radę... Nie myślałam o tym, że teraz nie pójdę na dyskotekę, imprezę, że będę musiała siedzieć z dziec-kiem w domu. Ja nie byłam rozrywkową dziewczyną. Wolałam zostać z babcią w domu, pograć w karty, niż gdzieś biegać.

Trzeba było jeszcze powiedzieć o tym mamie. Mama początkowo jej nie wierzyła. Uwierzyła dopiero wtedy, gdy poszła z Adą do lekarza. Była zła. Miała wobec córki inne plany. Chciała, by się uczyła, zdobyła zawód, miała dobrą pracę. Dziecko wszystko komplikowało.

- Mama bała się, że nie dam rady, ale po dwóch miesiącach uwierzyła, że sobie poradzę - dodaje dziewczyna.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Początkowo Ada mieszkała z Łukaszem. Wynajmowali mieszkanie. Potem zaczęło brakować pieniędzy. - Nie mogła zamieszkać u mamy, bo mieszkała u ojczyma, a ja z nim nie żyłam w najlepszych stosunkach, choć teraz jest lepiej - wyjaśnia Ada. - U babci też nie było warunków dla dziecka. Mieszkała w starym budownictwie, ogrzewała mieszkanie piecami, nie było nawet bieżącej wody... Ada trafiła do pogotowia opiekuńczego. Wcześniej jej rodzina miała nadzór kuratora. - No i powiedziano mi, że jak będę w pogotowiu, to będę miała szanse na mieszkanie - mówi Ada.

Nie zapomni, jak cieszyła się, gdy urodziła Julkę. Ale po porodzie matka Łukasza zabrała młodą matkę i córeczkę z pogotowia opiekuńczego. Dziewczyna mówi krótki: - To był koszmar.

- Matka i siostra Łukasza nie dały mi dotknąć Julii - wspomina ten czas. - Przepłakałam całe noce. Łukasz tłumaczył, że matka traktowała Julkę jak swoje dziecko.

Ada uciekła z powrotem do pogotowia opiekuńczego, ale Julka została u babci. W pogotowiu czekała na miejsce w domu samotnej matki. W międzyczasie dziewczyna pojechała do Gdańska na kurs usamodzielnienia. Po powrocie razem z opiekunką z pogotowia poszła odwiedzić córeczkę. Tego, co tam zobaczyła, nigdy nie zapomni.

- Mieszkanie wyglądało jak melina - opowiada Ada. - W łóżku spała obca dziewczyna, przy stole siedział sąsiad, który wyszedł z więzienia. Tym widokiem przerażona była też wychowawczyni z pogotowia. Na szczęście bardzo szybko udało się załatwić miejsce w domu samotnej matki. Znów byłam z Julcią!

Była w ośrodku, pisała wiersze i walczyła o dziecko

Marysia też musiała walczyć, by być ze swoim synkiem. Krzysia urodziła, gdy miała 14 lat i pół roku. Wychowywali ją dziadkowie, którzy byli dla niej rodziną zastępczą. Mieszkała z nimi w centrum Łodzi. Krzysztofa nie znała bardzo długo. Poznali się dziewięć miesięcy przed tym, jak dowiedziała się, że jest w ciąży. Jej chłopak miał 19 lat. Marysia chodziła do pierwszej klasy gimnazjum. Dziadkowie byli zszokowani, gdy dowiedzieli się, że ich wnuczka będzie miała dziecko.

- Ale są katolikami, więc po tym pierwszym szoku powiedzieli, że trzeba się cieszyć, że narodzi się nowe życie - mówi Marysia. - Ja chciałam urodzić Krzysia.

Marysia, tak jak Ada, bała się tylko, czy da radę. Jej chłopak wtedy nie pracował. Marysia już w czasie ciąży zamieszkała w wynajmowanym przez niego mieszkaniu. Dziadkowie w międzyczasie rozwiązali rodzinę zastępczą. Po porodzie, razem z synkiem, wróciła do Krzysztofa. Udało się wtedy uniknąć zawirowań prawnych, ale jak się okazało nie na długo. - Przychodziła do nas położna, uczyliśmy się opiekować synkiem - wspomina Marysia. - Od razu wiedziałam, że jest dla mnie najważniejszy. Ale po miesiącu dowiedział się o mnie ktoś z MOPS-u. Krzysiek nie mógł jeszcze uznać dziecka i zabrali mi syna.

Marysia razem z dzieckiem zamieszkała w domu małego dziecka. Najpierw jednym, potem przeniesiono ją do drugiego.

- Zanim urodziłam Krzysia, miałam skierowanie do ośrodka szkolno-wychowawczego. Złożyło się na to parę spraw - tłumaczy dziewczyna. - Zaniedbywanie obowiązku szkolnego, to że nie mieszkałam w domu, współżycie z dorosłym. Myślałam, że się wszystko ułoży, dadzą mi szansę, że będę mogła być z synkiem. Tak obiecywali.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Dziś Marysia czuje się oszukana. Do końca życia nie zapomni 4 maja 2011 roku. Było popołudnie, gdy kazali jej spakować rzeczy Krzysia. Oznajmili, że jedzie do rodziny zastępczej, a ona do ośrodka szkolno-wychowawczego.

- Przez dłuższy czas nawet nie wiedziałam, gdzie jest Krzyś! -Marysia nie może o tym spokojnie mówić.- Nikomu nie życzę, by przeżył to, co ja . Jednak postanowiłam, że się nie poddam, będę walczyć o synka.

Dziewczyna ustaliła, gdzie trafił chłopiec. Odwiedzała go najpierw co dwa tygodnie, potem co tydzień. Krzysztof wniósł sprawę o uznanie dziecka. Marysia postanowiła zrobić wszystko, by wyjść z ośrodka.

- Nadrobiłam rok nauki, miałam średnią ponad pięć i cztery celujące oceny na świadectwie, przez ten czas miałam chyba tylko jedną jedynkę - opowiada. - Gdy skończyłam 16 lat, zaczęłam się też starać o zezwolenie sądu na ślub z Krzyśkiem. Ale w ośrodku nie podobał się ten pomysł. Robili wszystko, by mi to utrudnić. Nie lubili mojego chlopaka.

Walka trwała długo i nie brakowało przeszkód. Najpierw Krzyśka uznano za ojca syna, ograniczono mu tylko władzę rodzicielską nadzorem kuratora. Mógł zabrać dziecko do domu. - Ale rodzina zastępcza nie chciała mu go wydać, znów trzeba było postanowienia sądu - wspomina Marysia. - W końcu się udało. Po wielu problemach dostałam zezwolenie na ślub. Wzięliśmy go w grudniu 2012 roku, w kościele Jezuitów w Łodzi. I zamieszkaliśmy razem, wreszcie w trójkę! Uczę się zaocznie w liceum i pracuje w kuchni w restauracji w Manufakturze.

Do serialu "Teen Mom Poland" Marysia trafiła dzięki Marcie Prus, utalentowanej studentce Wydziału Reżyserii Szkoły Filmowej w Łodzi. Poznała ją, zanim pojawił się pomysł kręcenia polskiej wersji "Nastoletnich matek".

- Poznałam Marysię, gdy jeszcze była w ośrodku - opowiada Marta Prus. - Od razu zwróciłam na nią uwagę. Miała 15 lat, pisała wiersze, miała dziecko, o które walczyła. Chciałam o niej nakręcić film. Jednak wychowawcy z ośrodka nie zgodzili się na to. Nigdy nie wytłumaczyli dlaczego. Nie byli szczerzy.

Kiedy Marta Prus dostała propozycję pracy przy "Teen Mom Poland", pomyślała o Marysi. Ale początkowo dziewczyna nie chciała się zgodzić.- Pewnych rzeczy nie chce się pokazywać publicznie, trzeba je zostawić dla siebie - wyjaśnia Marysia. - Dlatego trochę się bałam. Jednak zrozumiałam, że trzeba pokazać, jak wygląda życie nastoletnich mam, jakie mają radości, jakie problemy.

Marta Prus, realizując części serialu poświęcone Marysi, robiła wszystko, by dziewczyna się dobrze czuła. - Mamy świetny kontakt, ja Marysię wręcz uwielbiam! - śmieje się reżyserka.- I widzę, jak świecą się jej oczy, gdy opowiada o Krzysiu...

W pierwszym odcinku serialu Maria mówi, że musi podjąć jedną z najważniejszych decyzji w życiu. Nie wiedziała, czy będzie dalej z Krzysztofem. Poznała innego chłopaka. - Mam już dosyć tego trójkąta. Musisz podjąć decyzję - mówi nagle Krzysztof. Zagroził, że jeśli Marysia odejdzie, to on podpisuje kontrakt w wojsku i jedzie do Czeczenii. - Zdecydowałam się zostać z Krzysztofem, on bardzo kocha Krzysia - mówi Marysia.

Adzie też zaczyna się układać. Dostała mieszkanie na Rudzie Pabianickiej. Ma tylko dwadzieścia metrów kwadratowych, ale jest szczęśliwa. Mieszka z Łukaszem. On pracuje, ona zajmuje się dzieckiem i zaocznie kończy gimnazjum. O ślubie na razie nie myśli, choć Łukasz bardzo by chciał.

- Poczekamy, świetnie sprawdza się w roli ojca - zapewnia Ada. Razem z Marysią mają jedno marzenie. Chcą, by ich dzieci były szczęśliwe, ułożyło się im w życiu. I nie żałują, że zostały matkami...

- To najpiękniejsze, co mogło nas spotkać - zapewniają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki