Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasze rozmowy. Kamil Maćkowiak: Aktorska przyjemność ze zderzania się z toksyną na scenie

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Rozmowa z Kamilem Maćkowiakiem, aktorem, producentem, twórcą Fundacji Kamila Maćkowiaka w Łodzi.

Bohaterem najnowszego monodramu, który przygotowujesz, jest Klaus Kinski, charyzmatyczny aktor, ale postać, delikatnie mówiąc, mocno ekscentryczna. Dlaczego właśnie on?

Punktem wyjścia była autobiografia Klausa Kinskiego. Po raz pierwszy z tym tekstem zmierzyłem się dziesięć lat temu i od tamtej chwili ta postać jakoś ze mną jest. Ale dopiero teraz, jako czterdziestoletni mężczyzna, jestem w stanie inaczej spojrzeć na wątki, które są dla mnie i osobiste, i interesujące do opowiedzenia. Tak naprawdę jednak spektakl jest inspirowany biografią Kinskiego, ale nie jest przedstawieniem biograficznym. Także konwencja jest specyficzna, bo to trochę stand-up Klausa. Wszystko zaczyna się od jego ostatniego występu na scenie, 20 listopada 1971 roku. Wówczas wszedł w konflikt z widownią, rzucił mikrofonem i zszedł ze sceny, by dokończyć spektakl już tylko dla garstki publiczności. Ten ostatni występ Kinskiego to dla mojego bohatera pretekst do wyjścia na scenę i zrobienia przedziwnego show ze swojego życia.

Czy ta konwencja spowodowała, że zdecydowałeś się zacząć od pokazów przedpremierowych?

To spektakl, który będzie „nieść” publiczność, dlatego chcę przed premierą sprawdzić pewne rozwiązania. Jak każdy aktor pragnę swojego bohatera obronić, a tu mamy postać, której główną składową relacji z otoczeniem jest agresja, złość, ból, atak na wszystkich. Muszę zobaczyć, jak reaguje na to widownia.

Czy zatem chciałbyś, żeby to była opowieść o zmaganiach Klausa Kinskiego ze sobą i z rzeczywistością, czy raczej poprzez niego pragniesz opowiedzieć o sytuacji aktora dzisiaj?

Ten drugi element interesuje mnie najbardziej. Buduję spektakl na stosunku Klausa do zawodu aktora. On jest z jednej strony kabotyński, także wtedy, kiedy Klaus zapewnia, że nienawidzi aktorstwa, gra dla pieniędzy i wolałby być dziwką, sprzedając raczej swoje ciało niż emocje. Pamiętajmy przy tym, że Kinski podejmował skrajne aktorskie decyzje, zagrał nawet w filmie porno. Z drugiej jednak strony aktorstwo jest jednym z jego wielu uzależnień, obok seksoholizmu, potrzeby ciągłego udowadniania sobie, że stał się kimś. Kolejną ważnym punktem scenariusza jest podkreślenie przerażającego dzieciństwa Klausa. Skrajna bieda, czas wojny, jego okrutne doświadczenia. Mamy więc tu mocno skrzywdzone dziecko, potem chłopca z ulicy, który nie stronił od kradzieży, szybko odkrył swoją seksualność i eksplorował ją ponad miarę, aż po człowieka-aktora, który w swoim czasie stał się legendą, jedną z najbarwniejszych postaci, skandalistą, prowokatorem, o osobowości niewątpliwie psychopatycznej.

Kinski był niebagatelnym artystą, a jednocześnie potworem. Ale może jest tak, że w każdym artyście zderzają się te dwie strony osobowości, a on to jedynie mocno uzewnętrznił?

W artystach wszelakiej maści z pewnością tkwią takie skrajności. Myślę, że gdybyśmy mieli rozpisać wzór artyzmu, to musielibyśmy tam zawrzeć kompleksy, zmiany nastrojów, frustracje, wpływ dzieciństwa, ego, a wszystko to wzajemnie się nakręca i rezonuje. We mnie cały czas walczy post z karnawałem i od lat pracuję nad sobą, chodzę na terapię, wyciszam na życie to, co na scenie jest moim kapitałem. Odzyskałem kontrolę nad sobą, żyję bezużywkowo, higienicznie, daleko mi do osoby i aktora, którym byłem dwadzieścia lat temu. Nie będę ukrywał, że artystów ciągnie do autodestrukcji. Dlatego jako aktor mam przyjemność ze zderzania się z toksyną na scenie. Każdy z moich monodramów dotyczył ekstremalnych zaburzeń: „Niżyński” to choroba psychiczna, „Diva Show” - borderline, „Amok” - uzależnienie od narkotyków i alkoholu. Teraz „Klaus”, czyli seksoholizm, ale też autodestrukcyjny głód życia. Traktuję to poza tym jako silną lekcję, bo fantastyczną przygodą jest zderzanie się z taką osobowością, a jednocześnie staram się to robić tak, żeby Kinskiemu za bardzo nie zazdrościć życia, które miał i żeby wytłumaczyć sobie, że to życie, które ja prowadzę, jako Kamil Maćkowiak, aktor, lat czterdzieści, jest dla mnie zdecydowanie lepsze.

Nie obawiasz się, że na stałe przylgnie do ciebie łatka specjalisty od pokręconych osobowości?

Ona już chyba przylgnęła. Cały czas sobie powtarzam: „rób komedie!”. A potem trafiam na kolejną zakręconą sztukę i mówię: „zróbmy to, a zaraz potem zrobimy komedię”. I tak ciągle odkładam komedię, którą mam już wybraną i chcę zrealizować, nie tylko jako producent, by mój teatr zarabiał, ale również dla psychicznej higieny i przyjemności. Naturalnie ciągnie mnie jednak do zagłębiania się w mroczną stronę psychiki. Wolę jednak to, niż być celebrytą i mieć łatkę kolesia, który wszędzie bywa i robi sobie zdjęcia.

Powinniśmy się spodziewać spektaklu drastycznego, przytłaczającego, czy chciałbyś, by widzowie wychodzili ze spektaklu jednak jakoś podbudowani?

Produkując spektakle w Fundacji Kamila Maćkowiaka reprezentuję teatr mieszczański. I w obrębie teatru mieszczańskiego „Klaus” będzie pewnie momentami drastyczny - w treści, sądach, języku. Natomiast nie mam ambicji tworzenia teatru skandalizującego. Nie tylko dlatego, że jestem uzależniony od widza i bez niego naprawdę, jako prywatny teatr, nie funkcjonuję. Ale również z tego powodu, że mam potrzebę wychodzenia ze spotkań z publicznością z poczuciem sensu. Mój „Klaus” kojarzy mi się z filmem „Joker”, gdzie widzimy potwora, ale wiemy też, dlaczego takim się stał. Chcę, żeby widz zrozumiał również Klausa. A może także samego siebie.

Odważnie jako pierwszy teatr w Łodzi wystartowałeś ze spektaklami na pierwszym etapie „odmrażania” kultury w pandemicznym czasie. Ile to wymaga wysiłku i dlaczego, twoim zdaniem, kultura jak zwykle obrywa najmocniej?

Ludzie kultury raczej nie wyjdą na ulicę, nie zablokują sejmu. Kultura w łańcuchu pokarmowym może rzeczywiście wydawać się umiejscowiona dużo dalej poza wieloma innymi potrzebami. Ale dopiero, kiedy stracimy kulturę tak naprawdę, uświadomimy sobie, po co ona nam była. Kultura i jej oddziaływanie są trudne do prostego zdefiniowania. Ale gdy zostaniemy pozbawieni wszelkiego rodzaju kultury i piękna, okaże się, że całe nasze istnienie straci wartość i jakość. Ja też nie rozumiem, dlaczego nie mogę w teatrze wypełnić całej widowni i wszyscy muszą siedzieć w maseczkach, a w samolocie pasażerowie już mogą być ściśnięci. Nasz sektor zawsze był marginalizowany, bo jak wycenić, jakie znaczenie dla PKB kraju mają wzruszenie, refleksja... Granie dla połowy widowni to zabawa w teatr bez żadnego zysku. Ale nie potrafimy już bez tego żyć. I może właśnie to jest wykorzystywane.

Z punktu widzenia szefa fundacji, teatru, producenta - jak długo można jeszcze w takim stanie częściowego zawieszenia wytrzymać?

Od niedawna jestem częścią projektu Unia Teatrów Niezależnych, który zainicjowała Krystyna Janda i którego moja fundacja jest współzałożycielem. Staramy się nagłośnić sytuację teatrów niezależnych, która jest wyjątkowa, bo żyjemy wyłącznie z widzów, i powalczyć o ich przetrwanie. Trudno mi powiedzieć, jak długo jeszcze możemy wytrzymać. Dzięki firmie zajmującej się doradztwem biznesowym, Biznes Butik, przetrwałem zamrożenie kultury najlepiej jak mogłem, a teraz przebudowujemy model biznesowy naszej fundacji. W tym przymusowym bezrobociu, które nas dotknęło, było coś demoralizującego, nagle okazało się, że można pewne rzeczy robić inaczej, niekoniecznie lepiej. Jeżeli będzie kolejny lockdown to nie wracam do domu i nie oglądam seriali, tylko robię spektakle na zapas, które damy widzom, gdy będziemy mogli w pełni wrócić na scenę.

Czyli pomimo kłopotów, masz przygotowane precyzyjne plany?

Oczywiście, w październiku premiera oficjalna „Klausa” i zaczynam próby z Agnieszką Skrzypczak do sztuki „Idiota” hiszpańskiego autora Jordiego Casanovasa. Tę premierę zaplanowaliśmy na listopad, a na kwiecień przyszłego roku mamy już wybrany kolejny tytuł. Plany są bardzo konkretne, nie zatrzymujemy się, mamy w repertuarze już dziesięć tytułów, jesteśmy gotowi grać po dziesięć przedstawień w miesiącu, dla pełnej widowni. Tylko nam na to pozwólcie!

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki