Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Naucz mnie, jak z tym żyć

Sławomir Sowa
12 października 2010 r. w wypadku busu zginęło 18 mieszkańców woj. łódzkiego.
12 października 2010 r. w wypadku busu zginęło 18 mieszkańców woj. łódzkiego. Tomasz Imiński
Ludzie, chcąc poradzić sobie z tragedią, patrzą, jak radzą sobie ci, których bliscy zginęli w tej samej katastrofie. Z dr. hab. Romanem Cieślakiem, psychologiem społecznym, rozmawia Sławomir Sowa.

Co myśli psycholog, kiedy słyszy, że w jednej chwili w małym busie ginie 18 osób?

Oczywiście, każdym to w jakiś sposób wstrząsa, ale chcę przypomnieć, że na tle prawie 4.600 ofiar śmiertelnych wypadków samochodowych w ubiegłym roku, tych 18 osób to jedynie niewielka część. Te pozostałe wypadki, gdzie ginie po kilka osób, jakoś do nas nie przemawiają. Za każdym razem, kiedy coś takiego się dzieje, zastanawiam się, czy to jest ten moment, kiedy zaczniemy myśleć, co zrobić, żeby takich wypadków uniknąć.

Do rodzin ofiar takich katastrof wysyła się psychologów. Dlaczego nie wystarcza rodzina?

Przez tysiące lat rzeczywiście wystarczali bliscy, ale postęp nauki sprawił, że psychologowie posiadają wiedzę, której brakuje rodzinie. Psycholog wie, co należy robić i co mówić, żeby ludzi wesprzeć, a czego mówić nie należy.

Co należy mówić?

Wszystko zależy od sytuacji i czasu. W Colorado badaliśmy ofiary wypadków 7, 30 i 90 dni po wypadku. Chodziło nam o ustalenie, jak najefektywniej można pomóc. Jednym z najważniejszych rzeczy jest budowanie u ludzi przekonania, że będą sobie w stanie poradzić po tym co się stało.

Dlaczego matka, która straciła trzech spośród czterech synów, ma zawierzyć obcemu człowiekowi, który przyjeżdża nie wiadomo skąd i mówi, że jej pomoże?

Zdarza się, że taka osoba nie życzy sobie kontaktu z psychologiem, woli wsparcie rodziny. Psycholog, który przyjeżdża na miejsce, stara się przede wszystkim nawiązać bliską relację z rodziną, która straciła bliskich. Jego rola polega na tym, żeby osoby z taką traumą miały poczucie dostępności pomocy. Z wielu naszych badań wynika, że ważne jest nie tyle udzielanie samej pomocy, co wytworzenie przekonania, że jeśli tylko zajdzie potrzeba, to będzie miał kto pomóc.

Co jest ważne w tych pierwszych dniach po katastrofie?

Psycholog nie opowiada, że kiedyś słońce znowu zaświeci. On towarzyszy cierpiącemu człowiekowi w załatwianiu różnych praktycznych rzeczy, które mimo tego co się stało trzeba załatwić: skąd wziąć pieniądze na pogrzeb, jak wypełnić wniosek o zasiłek. W drugie etapie można rozmawiać o tym, co się stało, co znaczy ta strata bliskiej osoby. W ostatniej kolejności szukamy jakichś pozytywnych aspektów: czego nas ta tragedia nauczyła.

Mówił Pan, że psycholog wie też, czego mówić nie należy...

Nie wolno naiwnie pocieszać, mówiąc, że owszem, stało się coś złego, ale teraz to już będzie dobrze. To dla ludzi dotkniętych taką traumą będzie jak obelga. W Stanach Zjednoczonych zajmowaliśmy się ludźmi, którzy przeżyli tornado. Pierwszą rzeczą, którą trzeba było zrobić, to znaleźć jakieś miejsce, gdzie mogliby usiąść i wypić kawę. Dlaczego? Bo ludzie muszą się dowiedzieć od innych, którzy przeżyli to samo, jak sobie z tą sytuacją poradzić. Spójrzmy na ludzi, którzy stracili bliskich w tej katastrofie drogowej koło Nowego Miasta nad Pilicą. Prawdopodobnie nikt z tych ludzi podobnej sytuacji nie przeżył, więc skąd mają wiedzieć, jak sobie z tym radzić, co robić? Ofiary tragedii chcą widzieć, jak radzą sobie z tym inni. W grupie człowiek otwiera się na innych. Sam będąc w traumie, widzi, że ten drugi cierpi jeszcze bardziej i czasem chce mu pomóc. Z wielu badań wynika, że doskonałym sposobem na poradzenie sobie z własną traumą jest właśnie udzielanie pomocy innym.
Jak długo potrzebne jest takie wsparcie?

Ofiary powodzi w Polsce nie narzekały na brak wsparcia przez pierwsze dni. Ale po kilku tygodniach, kiedy zniknęły kamery, ludzie zaczęli dostrzegać, że zostali pozostawieni sami sobie. Psychologowie wyjechali, sąsiedzi wrócili do swojego życia. Właśnie w tym czasie potrzeba jest taka długofalowa pomoc, najlepiej ze strony sąsiadów, gminy. Takie poczucie, że zostało się samemu, rodzi wtórną traumę.

Mówimy o tragediach, z którymi zmagają się rodziny ofiar katastrof. Jednocześnie jako społeczeństwo zmagamy się z katastrofą pod Smoleńskiem, powodziami, katastrofą autokaru pod Berlinem, a teraz pod Nowym Miastem. Badał Pan wpływ katastrofy smoleńskiej na psychikę Polaków. Jak te katastrofy na nas wpływają?

Katastrofa smoleńska pod względem skutków psychologicznych jest dla Polaków tym, czym dla Ameryki były zamachy z 11 września. Podobne skutki, na mniejszą skalę, obserwujemy przy katastrofie busa. Żeby to wytłumaczyć, musimy się odwołać do teorii zarządzania trwogą...

Zarządzania trwogą? Brzmi okropnie.

To prawda, ale pozwala nam zrozumieć wpływ wielkich katastrof na psychikę zbiorową. Człowiek jest jedynym gatunkiem, który ma świadomość swojej śmiertelności. Życie z poczuciem, że umieramy, byłoby nie do zniesienia. Nie bylibyśmy w stanie podejmować żadnych przedsięwzięć, ponieważ bylibyśmy świadomi, że one nas przed śmiercią nie uchronią. Dlatego człowiek buduje tak zwane bufory śmierci, które sprawiają, że nie myślimy o tym, że jesteśmy śmiertelni. Ludzie, którzy siedzieli w tym busie, nie myśleli, że są śmiertelni, tak jak nikt z nas nie myśli, że jest śmiertelny, gdy wyprzedza samochód na drodze. Myślimy, że jesteśmy superkierowcami albo że kolejny raz nam się uda. To jest właśnie ten bufor. W szerszym pojęciu buforami śmierci są wartości, w które wierzymy, rzeczy, które mają przetrwać nasze życie. Dlatego wychowujemy dzieci, sadzimy lasy, budujemy domy, edukujemy innych. Ale kiedy dochodzi do takiej katastrofy jak ta pod Smoleńskiem, koło Berlina czy teraz koło Nowego Miasta, nagle okazuje się, że ten bufor śmierci nie zadziałał, że jesteśmy śmiertelni.

Co wtedy?

W tym momencie ludzie jeszcze silniej zaczynają realizować wartości, w które wierzą, budując w ten sposób kolejny bufor śmierci. Problem w tym, że ludzie wyznają bardzo różne wartości. W przypadku skonfliktowanych partii politycznych zaczyna narastać konfrontacja i konflikty społeczno--polityczne mogą się zaostrzać. Chyba że znajdą się wartości uniwersalne, korzystne dla wszystkich, niezależnie od grupy, której czują się członkami. Tak wartością uniwersalną jest na przykład bezpieczeństwo. Po katastrofie busa można buforować swoje nagle odkryte poczucie śmiertelności tłumaczeniem, że jestem świetnym kierowcą albo stwierdzeniem, że "ja bym tam nie wyprzedzał". Wartością uniwersalną jest natomiast budowanie ruchu społecznego na rzecz poprawy bezpieczeństwa drogowego. Jakiś czas temu pojawił się szeroko dyskutowany pomysł, aby zlikwidować krzyże przydrożne, które upamiętniają ofiary wypadków. Zwolennicy krzyży zaprotestowali, twierdząc, że krzyże przypominają kierowcom, że w danym miejscu jest niebezpiecznie, a to wpływa na poprawę bezpieczeństwa.
A jaka jest prawda?

Zgodnie z teorią zarządzania trwogą, krzyże przy drogach wcale nie wpływają pozytywnie. Krzyż przy drodze uświadamia nam, że jesteśmy śmiertelni, więc zaczynamy buforować to poczucie śmiertelności. Jednym ze sposobów jest udowadnianie, że ja jestem lepszym kierowcą niż inni. Przy krzyżu zwalniam, a potem dodaję gazu. To paradoks, ale tak właśnie jest. To odbywa się poza naszą świadomością.

Wróćmy jeszcze do tego nagromadzenia katastrof w tym roku. Jak to się może odbić na Polakach? Czy skala i liczba ofiar sprawią, że nasza wrażliwość stępieje, czy może zaczniemy wierzyć, że zaciążyła nad nami jakaś klątwa, fatum?

Jeśli zaczniemy wierzyć, że to fatum, będziemy kompletnie bierni, bo co można poradzić na fatum? A to nieprawda, bo możemy ograniczyć liczbę i skutki katastrof. 90 procent wypadków drogowych jest spowodowanych przez ludzi.

Zgoda, ale jeśli w ciągu kilku miesięcy nakładają się katastrofy o tak różnym charakterze, jak katastrofa lotnicza, powodzie i katastrofy drogowe, w których ginie po kilkanaście osób, może powstać wrażenie, że to rodzaj jakiejś kary boskiej. Jak to może wpłynąć na funkcjonowanie społeczeństwa?

To trudno przewidzieć. Ale mówienie, że jakieś siły sprzysięgły się przeciwko nam, jest wyrazem egocentryzmu. A co mają powiedzieć społeczeństwa, które żyją na co dzień z ciągłymi zagrożeniami, jak społeczeństwo amerykańskie czy izraelskie, i radzą sobie z takimi zdarzeniami? Co mają powiedzieć społeczności nawiedzane przez klęski głodu, tornada, trzęsienia ziemi? Narzekanie na fatum niczego nie zmienia. Musimy uczyć się konkretnych umiejętności i jako ludzie, i jako społeczeństwo. Na przykład, ilu z nas potrafiłoby udzielić pierwszej pomocy, gdybyśmy byli do tego zmuszeni okolicznościami?

Mówił Pan o wtórnym stresie, który może się odezwać u rodzin ofiar katastrofy nawet po kilku miesiącach. Czy to dotyczy także społeczeństwa jako całości?

W przypadku społeczeństwa po kilku miesiącach od katastrofy możemy zauważyć skutki pozytywnego lub negatywnego radzenia sobie z ekspozycją na śmiertelność, a po drugie z wtórną ekspozycją na stres. To się może objawiać różnie: przez zniechęcenie, przez nadmiar konfliktów społecznych. W Stanach Zjednoczonych po 11 września zaobserwowano wzrost postaw rasistowskich i to nie tylko w stosunku do społeczności muzułmańskich. Uwidaczniają się postawy typu: moja grupa jest lepsza, wartości wyznawane przez moją grupę są lepsze i za wszelką cenę muszę dążyć do ich realizacji. Jeśli tego nie robię, to znaczy, że nie są to wartości uniwersalne i nie przetrwają mojej śmierci.

Czyli to, co mamy teraz w Polsce.

Dwa tygodnie po katastrofie smoleńskiej mówiłem, że zaowocuje ona eskalacją już istniejących konfliktów. Chyba że jako społeczeństwo znajdziemy uniwersalne wartości, dzięki którym będziemy mogli buforować swoją śmiertelność. Tym pozytywnym buforem może być działanie na rzecz czegoś wspólnego - bezpieczeństwa, zdrowia. Przykładem może być akcja przeciwko dopalaczom, która na krótko zjednoczyła różne siły polityczne i społeczne. Ale nasze tak zwane elity nie bardzo potrafią takie wspólne wartości wskazać i nie wiedzą, jak je realizować.
Rozm. Sławomir Sowa

dr hab. Roman Cieślak
psycholog społeczny ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, prof. SWPS. Zajmuje się m.in. problematyką, jak ludzie radzą sobie w obliczu traumatycznych zdarzeń.

***

Na stronie

www.survey-monkey.com/s/katastrofa

można wypełnić ankietę na temat reakcji psychologicznych na katastrofę smoleńską, a na stronie www.surveymonkey.com/s/powodz ankietę na temat reakcji psychologicznych na powodzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki