Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nauczyciele liczą eurosieroty

Maciej Kałach
Nauczyciele liczą eurosieroty
Nauczyciele liczą eurosieroty archiwum
Nauczyciele z województwa łódzkiego właśnie skończyli liczenie tzw. eurosierot. Powtórkę pierwszej tego typu akcji, przeprowadzonej w 2010 roku, zarządziło Ministerstwo Edukacji Narodowej. Jej zasięg jest mniejszy niż przed trzema laty. Wtedy dzieci pozostawione w kraju przez jednego lub dwoje rodziców, którzy wyemigrowali, liczono w 55 proc. polskich szkół. Teraz - w co dziesiątej placówce, ale uwzględniając wszystkie szczeble edukacji: od przedszkola do szkoły ponadgimnazjalnej. MEN - poza aktualną skalą zjawiska - chce poznać opinie nauczycieli na temat najczęściej występujących trudności w pracy z eurosierotami. Pedagodzy od lat wskazują, że tacy uczniowie mają mniejszą motywację do nauki, częściej zdarza się lękliwość i poczucie osamotnienia.

W 2010 roku ministerstwo określiło liczbę polskich eurosierot na sto tysięcy dzieci. Według danych z łódzkiego kuratorium, problem w naszym województwie dotykał wtedy prawie osiem tysięcy dzieci. Ponad tysiąc z nich opuścili ojciec i matka, reszta z powodu emigracji została tylko z jednym rodzicem.

Wśród placówek, wylosowanych do badania przed trzema laty i teraz, jest Szkoła Podstawowa nr 10 w Sieradzu. Za pierwszym razem dyrektor Kazimiera Gotkowicz raportowała do MEN o 40 eurosierotach na 626 uczniów jej podstawówki. Teraz liczba wszystkich dzieci w szkole Gotkowicz wzrosła do ponad 700, zaś eurosierot - do 42.

- Jedna z nich to dziewczynka dotąd wychowywana przez samotną matkę. Teraz mama wyjechała za granicę, a uczennicę wychowuje babcia - opowiada dyrektorka z Sieradza. Już w 2010 roku zauważyła, że takie dzieci mają problemy emocjonalne.

- Dużym problemem jest np. omawianie sposobów spędzania świąt, jeśli rodzic nie wraca w takich okresach do domu. Gdy inne dzieci opowiadają o rodzinnej atmosferze, widać, że tym "sierotom" robi się przykro - mówi Kazimiera Gotkowicz.

Grażyna Wojdyła, dyrektor Gimnazjum nr 44 w Łodzi, wspomina przypadek ucznia trzeciej klasy, którego rodzice przed wakacjami zdobyli pracę w Niemczech.

- Musieli ją zacząć już w maju, więc chłopak został z babcią ale po dwóch miesiącach dołączył do mamy i taty - mówi Wojdyła. - Życzę powodzenia tej rodzinie, ale coraz częściej za granicą zdarzają się finansowe klęski i powroty emigrantów. Wtedy uczniowie trafiają do polskiego systemu edukacji, wyjęci z modelu, który różni się od naszego.

W Gimnazjum nr 44 w takiej sytuacji jest świeżo przyjęta drugoklasistka. Przerwała naukę w Łodzi na poziomie czwartej klasy podstawówki, aby wyjechać z rodzicami do Irlandii.

- Dziewczyna przez ostatnie lata nie uczyła się osobno biologii, chemii, fizyki i geografii, ale jednego przedmiotu: science, który zawiera elementy ich wszystkich - opowiada Wojdyła. - Kiedy nauczyciel mówi o nazwach procesów czy reakcji, często nie orientuje się, o co chodzi, bo zna nazewnictwo angielskie.

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki