18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nawróceni złoczyńcy: Robiłem straszne rzeczy. Nie wiem dlaczego

Matylda Witkowska
Piotr "Gepard" Stępniak urodzony w Kutnie, 48 lat: Robiłem straszne rzeczy. Dlaczego? Nie wiem
Piotr "Gepard" Stępniak urodzony w Kutnie, 48 lat: Robiłem straszne rzeczy. Dlaczego? Nie wiem Jakub Pokora
PIOTR "GEPARD" STĘPNIAK URODZONY W KUTNIE (48 LAT): Mam opowiadać , jak byłem bandytą, jak kradłem, rabowałem, jak chciałem się zabić i wbiłem sobie nóż w szyję? Po co? Nie jestem już "Gepardem". Mam na imię Piotr. Jestem innym człowiekiem.

Pamiętam pierwszą rzecz, którą ukradłem - to była kanapka mojej koleżanki ze szkolnej ławki. Dobra kanapka, z masłem i żółtym serem. A ja byłem głodny. Wiem, że gdybym opowiedział jej, co się dzieje w moim domu, to by się ze mną podzieliła. Ale ja się wstydziłem. A potem ukradłem drugi raz, trzeci. Nie wiem kiedy i stałem się złodziejem. Nie wiem też dlaczego, przecież nie chciałem.

W naszym domu w Kutnie było cudownie. Tata był dla mnie autorytetem, brał mnie i rodzeństwo na mecze, nauczył pływać. Wieczorami przychodził do naszego pokoju i opowiadał ciekawe historie. Ale pewnego dnia do domu przyszedł bezwzględny morderca - alkohol.

Tata był kelnerem, przynosił alkohol z pracy. Pili z mamą, dobrze się bawili i nikt nawet nie spodziewał się, jak to się skończy.

Aż którejś nocy usłyszeliśmy wrzask. Biegniemy do pokoju rodziców i widzimy ojca, który rzuca w matkę kryształową popielniczką. Mama się uchyla, popielniczka odbija od maszyny do szycia i uderza mnie w wargę. Do tej pory mam ślad. A ja przed sobą widzę kogoś zupełnie obcego, kto może być moim ojcem.

W końcu tata odszedł. Mama piła dalej, z kolejnymi wujkami. Wiele razy nie mieliśmy co jeść. Mieliśmy zniszczone buty, ale na wódę zawsze były pieniądze. Wstydziłem się chodzić do szkoły, ale do domu też nie chciałem wracać.

Przypominam sobie jedne święta Bożego Narodzenia. Był wtedy mróz -30 stopni, a my chodziliśmy z młodszym bratem po ulicach, stawaliśmy pod oknami i patrzyliśmy, jak ludzie spędzają święta, palą się choinki, jedzą świąteczne potrawy. A u nas w domu mama spała pijana. Nie było nawet prądu, bo nam odłączyli. Nikt się nami wtedy nie zainteresował.

Chciałem być strażakiem

W dzieciństwie chciałem zostać strażakiem, pomagać ludziom. Ale gdy miałem 11 lat, gdy trafiłem na ludzi, którzy mnie zaakceptowali. Mieli po lat 20, 30 lat i wyroki za sobą. To oni nauczyli mnie kraść i rabować. Stałem się złodziejem. Gdy miałem 14 lat, już do mnie strzelali.

Po tym wszystkim wysłali mnie do poprawczaka. Ale podczas transportu wyskoczyłem w biegu z pociągu, uderzyłem głową w słup. Zawieziono mnie do więziennego szpitala. Nie wiem, czemu tam, bo byłem jeszcze dzieckiem. Trafiłem do celi z ludźmi, którzy mieli wiele wyroków. Oni nauczyli mnie, jak kraść, żeby nie trafić do więzienia. Żeby mnie nie złapali. Tak się zaczęła moja kariera bandyty.

Powiedział mi trzy słowa

Byłem jednym z najbogatszych ludzi. Miałem domy, samochody, wszystko. Ale żeby je zdobyć, robiłem różne rzeczy. Handlowałem bronią, narkotykami, odbierałem długi, byłem członkiem przestępczości zorganizowanej. Strzelałem do ludzi, oni strzelali do mnie. Robiłem straszne rzeczy. Dlaczego to robiłem? Nie wiem.

W więzieniach spędziłem w sumie ponad 20 lat. Było tam strasznie. Raz przywieziono 17-letniego narkomana. Tacy ludzie stoją bardzo nisko w więziennej hierarchii. I raz widziałem, jak po apelu ze 30 więźniów go gwałciło. A ja nawet nie próbowałem go bronić. Siedziałem na łóżku i czytałem książkę. Wiedziałem, że jeśli się odezwę, zrobią mi to samo. Do tej pory nie mogę tego zapomnieć.

Wiele osób tego nie wytrzymywało. Był taki moment, że wypuszczali zarażonych wirusem HIV. Więc ludzie wstrzykiwali sobie zarażoną krew. Robili też "wbitki", wbijali w oczy kawałki szkła. Co z tego, że tracili wzrok, skoro mogli wyjść.

Tak straciłem mojego przyjaciela - "Wielokropka" ze Zduńskiej Woli. Zrobił sobie "wbitkę" na oba oczy. Gdy wyszedł, ludzie wzięli go na włamanie. Złapali go, trafił do więzienia. Nie wytrzymał tego. Zabił się. Miał 23 lata.

Mój ojciec zapił się na śmierć. Mamę zamordował mój przyjaciel, który siedział ze mną w celi. Miał zawieźć jej list, wziął ze sobą ćwiartkę. Pili. Próbował ją zgwałcić, ona się broniła. Zaczął ją dusić.

Dla mnie też nie było już nadziei. Osiem razy próbowałem się zabić. Podcinałem sobie żyły, aortę, ale nie mogłem umrzeć. Siedziałem w celi dla niebezpiecznych bandytów. Drugiego człowieka widziałem dwa razy dziennie, rano strażnika, potem drugiego więźnia na spacerniaku. I on kiedyś podszedł do mnie i powiedział trzy słowa: "Jezus cię kocha". Wyzwałem go, a on znowu do mnie podszedł. Zbiłem go tak, że wylądował w szpitalu. A ten człowiek, leżąc w szpitalu, się za mnie modlił.

Wyrwał serce z kamienia

Po miesiącu padłem w celi na kolana i powiedziałem "Jeżeli jesteś, pomóż mi". Poczułem, że potężna fala miłości wlewa mi się do serca. On wyrwał moje serce, które miałem z kamienia i dał nowe, mięsiste. Stałem się nowym człowiekiem.

Początkowo wszyscy myśleli, że w tej pojedynczej celi oszalałem. Że to jakiś mój patent, żeby wcześniej wyjść. Ale to była prawda.

Minęło jeszcze pięć lat, zanim wyszedłem na wolność. Miałem 130 zł w kieszeni, jedną zmianę ciuchów i Pana Boga. Ale wiedziałem już, że chcę żyć inaczej, chociaż nie jest to łatwe.

Nie mogłem znaleźć pracy, chwytałem się, czego mogłem. Komuś naprawiłem płot, komuś skopałem trawnik. Ale było ciężko. Kiedyś nie miałem co jeść, chodziłem od kościoła do kościoła, nikt nie chciał mi pomóc. To był najtrudniejszy moment.

Raz spotkałem wspólnika, który na mnie doniósł. Chciałem się z nim pojednać. A on na mój widok uciekł. Nie goniłem go, bo wtedy naprawdę mógłby dostać zawału serca.

W końcu znalazłem pracę w Stowarzyszeniu Pomocy Arka Noego. Wraz z 12 innymi mężczyznami tworzymy Bożą Bandę Byłych Bandytów. Jeździmy po więzieniach, poprawczakach, opowiadamy nasze historie.

Należę do Kościoła zielonoświątkowego. Pewnego dnia spotkałem w kościele kobietę. Usłyszałem, jak Bóg mówi do mnie, że będzie moją żoną. Podszedłem do niej i jej to powiedziałem. Uśmiała się. Ale już od dawna jesteśmy razem.

Zaadoptowaliśmy dwóch synów. Jednego spotkałem na wagarach na dworcu w Kutnie. Opowiedziałem mu swoją historię i tak się zaczęło. Mam też rodzoną córkę. Niestety, nie mam z nią kontaktu.

Przez tyle lat żaden psycholog, terapeuta, psychiatra, żadna kara nie była w stanie mnie zmienić. 14 lat temu poznałem Chrystusa i narodziłem się na nowo. W moim życiu jest radość.

**CZYTAJ TEŻ:
Nawróceni złoczyńcy
Nawróceni złoczyńcy: Byłem bandytą, zostałem księdzem

Nawróceni złoczyńcy: W pijackim zwidzie zabiłem przyjaciela

**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki