Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie dzieli ich aż tak wiele. Od ekipy ŁKS trenera Jerzego Matlaka do „wiewiór” ze złota [Zdjęcia]

R. Piotrowski
„Dziennik Łódzki” z 28 marca 1983 roku informuje o mistrzostwie Polski dla siatkarek ŁKS
W kwietniu siatkarki ŁKS Commercecon powtórzyły sukces drużyny, o której w Łodzi rzadko się przypomina, a to przecież ekipa trenera Jerzego Matlaka w 1983 roku jako pierwsza sięgnęła po siatkarskie złoto kobiet dla łódzkiego klubu.

Na tamtą drużynę też nikt przed sezonem nie stawiał. Od tamtej drużyny też ponoć byli w lidze szybsi, lepsi i silniejsi. I tamta drużyna, tak samo jak ta obecna, z tego protekcjonalnego tonu „życzliwych” niewiele sobie robiła, dzięki czemu 28 marca 1983 roku „Dziennik Łódzki” mógł obwieścić swym czytelnikom o „kolejnym mistrzowskim tytule dla miasta włókniarzy”.

Od tamtego czasu zmieniło się niemal wszystko - sport, siatkówka, a przede wszystkim rzeczywistość, w której ekipy z al. Unii 2 wykuwały medale z najszlachetniejszego kruszcu. Ale i łączy drużynę Jerzego Matlaka z „wiewiórami” wbrew pozorom więcej niż zdaje się na pierwszy rzut oka.

Do ostatniej piłki

W zeszłym sezonie ŁKS Commercecon w tarapaty wpadał nieraz. Kiedy, kilka dni po ostatnim finałowym meczu, ucięliśmy sobie krótką pogawędkę z Zuzanną Efimienko-Młotkowską, sympatyczna środkowa nie owijała w bawełnę: – Szczerze? Były takie momenty, gdy jechałyśmy na wyjazd i tak naprawdę nie wiedziałyśmy czego się spodziewać. Pustka w głowie. Mogłyśmy wygrać, mogłyśmy i przegrać mecz. Nie czułyśmy się faworytem. Wszystko było możliwe – przyznała obecna zawodniczka KS DevelopRes Rzeszów, mając na myśli przede wszystkim fazę zasadniczą sezonu, gdy nie wszystko jeszcze ełkaesiankom wychodziło na parkiecie.

Trzydzieści sześć lat temu było podobnie, choć tu problemy pojawiły się na finiszu. A trzeba wiedzieć, że wówczas o losach tytułu decydowały cztery finałowe turnieje z udziałem czwórki najlepszych drużyn, rozgrywane kolejno w hali łódzkiego Startu, w sosnowieckich Milowicach, Słupsku i w al. Unii 2. Najlepsze w sezonie zasadniczym ełkaesianki przystąpiły do finałów ze sporym kapitałem, lecz już po dwóch pierwszych turniejach roztrwoniły znaczną jego część. Nieco lepiej łodzianki wypadły w trzecim turnieju, ale szalę zwycięstwa przechyliły na swoją stronę dopiero w ostatniej decydującej rozgrywce, a tak się wówczas złożyły, że tę kropkę nad „i” przyszło ełkaesiankom postawić we własnej hali i przed łódzkimi kibicami.

Derby ze Startem

W 2019 roku scenariusz się powtórzył, choć tym razem o złoto ŁKS rywalizował nie m.in. ze Startem a drużyną Grot Budowlanych. Dodajmy gwoli ścisłości, że bałucka ekipa także zapisała piękny rozdział w historii łódzkiego sportu, wszakże to przecież mistrzynie Polski z 1968, 1971, 1972, 1973, 1977 roku, do tego czterokrotne srebrne medalistki i sześciokrotne zdobywczynie krajowego pucharu. Innymi słowy - siatkarska potęga lat 70.

- W tamtym czasie zazwyczaj emocji nie było. Łódzki Start miał rzesze kibiców nie tylko na Bałutach, a na parkiecie w derbach zwykle lał ŁKS – przyznaje Paweł Lewandowski, znany kibic drużyny z al. Unii 2, który zdradza także, że gdy dochodziło do derbowej rywalizacji stawał przed nie lada dylematem. – Serce miałem rozdarte. Po pierwsze - jestem wychowankiem łódzkiego Startu; po drugie - siatkarki bałuckiego klubu były moimi sąsiadkami na łódzkim Teofilowie – wyjaśnił, zagadkowo uśmiechając się przy tym kibic.

Start Łódź przez wiele lat znajdował się poza zasięgiem ŁKS, ale na początku lat 80., kiedy ten drugi rósł w siłę, ekipa z Bałut zaczęła się zmagać z kryzysem. Dzięki temu pod koniec marca 1983 roku zdarzył się mały cud. Ełkaesianki poradziły sobie z ekipą z Sosnowca, pokonały obrońcę tytułu ze Słupska (to ten mecz zadecydował o mistrzostwie Polski), a wcześniej w czterech setach rozprawiły się także z lokalnym rywalem.

Dodajmy, że pod koniec marca 1983 roku, jak i kilka miesięcy temu, ełkaesianki mogły liczyć na wsparcie kibiców, choć i Start miał wtedy bardzo liczną rzeszę oddanych sympatyków, a różnica, na co zwraca uwagę Paweł Lewandowski, leżała wyłącznie w „kibicowskich decybelach”, bo podczas spotkań swój zespół głośno dopingowali przede wszystkim sympatycy ŁKS.

„Kibice zajęli każde wolne miejsce w sektorze A. Reporterzy usadowili się na osłonowych kratach tuż pod sufitem hali, by stamtąd obiektywami „Praktik” i „Canonów” skrzętnie rejestrować każde udane zagranie, każde skuteczne ścięcie, kąśliwą zagrywkę. Wszystkie te najlepsze i podziwiane przez kibiców siatkówki zagrania, przybliżające dziewczęta trenera Matlaka do tytułu mistrzowskiego” – czytamy w wydanej z okazji 80. rocznicy powstania łódzkiego klubu książce autorstwa Dariusza Kuczmery, Michała Strzeleckiego, Pawła Strzeleckiego, Andrzeja Szymańskiego, Zbigniewa Wojciechowskiego i Wiesława Wróbla.

I tak jak na ustach (nie tylko zresztą łódzkich) kibiców po finałowej batalii z Grot Budowlanymi znalazły się Krystyna Strasz, Aleksandra Wójcik, Klaudia Alagierska, Marta Wójcik czy Izabela Kowalińska, tak wówczas tłumy w starej hali w al. Unii 2 wiwatowały na cześć Ireny Krogulskiej, Anny Szalbot (mama tenisisty Jerzego Janowicza), Anny Erbel, Jolanty Bartczak, Agnieszki Dutkiewicz, Małgorzaty Trojanowskiej, Elżbiety Rychter, Katarzyny Pilarczyk, Bożeny Mateckiej i Doroty Mamrot.

„Były wiwaty, mnóstwo kwiatów, całusy z dubeltówki, owacje. Kibice zaintonowali: sto lat. Dziewczęta ocierały ukradkiem łzy. Była też okazja do szampańskiej (dosłownie) zabawy. Tak, jak to nakazywała klubowa tradycja” – zapisali we wspomnianej wcześniej książce świadkowie triumfu podopiecznych trenera Jerzego Matlaka.

Z ŁKS-em idź przez świat

To pierwsze ełkaesiackie złoto wykuwano m.in. w starej wysłużonej hali przy ul. Zakątnej, gdzie pot wylewały kolejne pokolenia siatkarek ŁKS, i gdzie przez wiele lat uwagę zwracało wymalowane czyjąś dłonią hasło autorstwa Zbigniewa Zduna, też wielce zasłużonej dla łódzkiej siatkówki persony.

Chcesz tradycje sportu zgłębiać
I być młodą wiele lat,
Nie ociągaj się z decyzją,
Z ŁKS-em idź przez świat.

Dziś te proste częstochowskie rymy co poniektórym mogą z lekka trącić myszką, ale wówczas oddawały istotę rzeczy. ŁKS był bowiem w założeniu nie tylko klubem „wszystkich łodzian”, ale i klubem bardzo przy tym rodzinnym. Przygodą i bezpieczną przystanią w jednym. O taki jego charakter w kontekście sekcji siatkarskiej troszczyło się na przestrzeni lat wielu ludzi, na czele ze szkoleniowcami - wspomnianym Zbigniewem Zdunem, Ryszardem Felisiakiem, a potem także Jerzym Matlakiem, który „ozłocił” siatkarki ŁKS jako pierwszy.

Etat w „Olimpii”

Sukces nie był dziełem przypadku. W klubie niczego wówczas nie brakowało - lekarz, masażysta, odnowa biologiczna z prawdziwego zdarzenia, obozy przygotowawcze, dobre hotele, gdy przyszło zagrać na wyjeździe i fikcyjne etaty m.in. w Zakładach Przemysłu Bawełnianego „Olimpia”. Wszystko to pozwalało zawodniczkom skupić się wyłącznie na treningach i meczach, a zaprocentowało nie tylko mistrzostwem Polski, bo w 1985, 1987 i 1989 roku ełkaesianki zdobyły brązowy medal, a w 1986 roku dołożyły do listy sukcesów wicemistrzostwo Polski (zdobyły je także w 1982) i trzeci już w historii krajowy puchar.

Prawda, siatkarki nie były idolami kibicowskiej gawiedzi w takim stopniu co piłkarze Stanisław Terlecki czy Jerzy Sadek, bliskie sercom fanów stały się jednak bardzo szybko. Każda jedna to przecież dziewczyna z sąsiedztwa. Takie znają problemy Kowalskiego, bo zarabiają zwykle tyle, ile on, jedzą w tych samych co Kowalski knajpach, ba, nierzadko pracują z Kowalskim w tej samej fabryce (choć one akurat zwykle na fikcyjnych etatach). Nigdy też, tak zresztą jak dziś „wiewióry”, nie zadzierało to towarzystwo nosa, a na parkiecie walczyło zwykle do ostatniej piłki.
- Agnieszka Dudkiewicz (Bieńkowska) i śp. Jola Bartczak (Molenda) miały niesamowite uderzenie ze zbicia piłki, obie zresztą grały w reprezentacji Polski. Na boisku walecznością imponowała zaś filigranowa Kasia Pilarczyk – wspomina z rozrzewnieniem swoje ulubione zawodniczki tamtego okresu Paweł Lewandowski.

Zmierzch i… powrót

W 1990 roku ŁKS dotarł do finału Pucharu Konfederacji CEV, był to jednak epilog tamtej tworzonej przez wiele lat siatkarskiej potęgi z al. Unii 2. Po transformacji ustroju długo nie potrafiono znaleźć i formuły na funkcjonowanie ŁKS (dotyczyło to także siatkarskiej sekcji), i wydatków na pokrycie wielkiego przecież organizmu. Wielki „kombinat sportowy z duszą”, jak nazwał klub z al. Unii 2 jeden z jego oddanych kibiców, na przełomie lat 80. i 90. zaczął chwiać się w posadach i w końcu przepadł z kretesem, początkowo wydawało się nawet, że na zawsze. Siatkarska drużyna zapłaciła za to już na początku lat 90.

Droga powrotna na krajowy szczyt rozpoczęła się w 2010 roku. Dziś o ŁKS Commercecon, dziele Huberta Hoffmana et consortes, znów jest w Polsce głośno za sprawą udanego powrotu do ekstraklasy zwieńczonego siatkarskim srebrem i złotem zespołu trenera Michala Maska, który tym samym dołączył do panteonu najbardziej utytułowanych szkoleniowców w historii ŁKS. I trudno nie odnieść wrażenia, że przepis na sukces w obu tych przypadkach, choć zdawałoby się, że na pierwszy rzut oka więcej dzieli te drużyny niż łączy, był podobny. Co więcej, „wiewióry” ponoć nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa.

ZOBACZ GALERIĘ SIATKARSKICH ZDJĘĆ ŁKS Z 1983 I 2019 ROKU

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki