Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie laury i nagrody są najcenniejsze, lecz uczucia osób bliskich i przyjaciół [SYLWETKA]

Paweł Patora
Paulina Gruszecka ze statuetką  „Lady D.” otrzymaną 23 września za zwycięstwo w ogólnopolskim konkursie
Paulina Gruszecka ze statuetką „Lady D.” otrzymaną 23 września za zwycięstwo w ogólnopolskim konkursie archiwum prywatne
Z Pauliną Gruszecką - laureatką tegorocznego konkusu „Lady D.” w kategorii „Dobry start”, rozmawia Paweł Patora

Kiedy zaczęła się Pani przygoda ze śpiewem?

Śpiewać zaczynałam już w szkole podstawowej, ale dopiero gdy trafiłam do Studia Integracji prowadzonego przez Krzysztofa Cwynara, śpiewałam już regularnie i bardziej intensywnie. W Studiu tym śpiewałam przez kilka lat, a później występowałam już samodzielnie, poza tym studiem.

Które spośród licznych nagród i sukcesów estradowych ceni sobie Pani najbardziej?

Swego czasu, gdy startowałam w wielu konkursach krajowych i zagranicznych, otrzymywałam bardzo dużo nagród. Ale moim największym sukcesem nie są te nagrody, lecz kontakty nawiązane z wieloma wspaniałymi artystami, których poznałam dzięki mojemu śpiewaniu. A poznałam ich od strony bardziej człowieczej. Gdy znanych artystów widzimy na estradzie lub ekranie telewizora, to wydaje się nam, że są jakby z innego świata, tak bardzo niedostępni. Tymczasem przy bliższym kontakcie okazuje się, że wielu z nich to ludzie superprzyjaźni, życzliwi, wrażliwi, o dobrych sercach. I takich artystów poznałam.

Kogo na przykład?

Przede wszystkim pana Krzysia Cwynara, który jest moim przyjacielem, bliskim tak, jakby był moim tatą. Wspaniałymi ludźmi, mającymi cechy, o których wspomniałam, okazali się też przy bliższym poznaniu i podczas współpracy Danusia Błażejczyk, Jacek Cygan, Ela Zapendowska, która przygotowywała mnie do wielu koncertów i konkursów, a także Andrzej Brandstatter, który od wielu lat organizuje na Równi Krupowej festiwal „Wierchowe spotkania”. Nie nagrody i laury na festiwalach, ale przyjaciele, z którymi dzięki muzyce dane było mi zetknąć się w życiu, to mój największy sukces.

Jedną z tych poznanych przez Panią, dzięki występom estradowym, osób jest też pani mąż- Bartosz Gruszecki...

Właśnie. Poznaliśmy się ponad 10 lat temu na warsztatach bluesowych „Blues nad Bobrem” w Bolesławcu, gdzie zaśpiewaliśmy w duecie. Wtedy zaprzyjaźniliśmy się przez moment, ale później nie widzieliśmy się chyba przez 6 lat, aż spotkaliśmy się ponownie i zakochaliśmy się w sobie. Od tej pory jesteśmy nierozłączni.

Wsparcie ze strony przyjaciół i męża, szczególnie podczas zmagań z tak poważną chorobą, jaką jest rdzeniowy zanik mięśni, na który Pani cierpi, jest niezwykle ważne. Kto jeszcze Panią wspiera?

Moja wspaniała mama. Duża jest jej zasługa w tym, że nauczyłam się żyć pełnią życia mimo choroby. Nigdy nie dawała mi taryfy ulgowej. Zawsze, chociaż choruję od wczesnego dzieciństwa, byłam traktowana normalnie, miałam dużo obowiązków. Mama też pomagała mi realizować moje pasje. Jestem przekonana, że mamie zawdzięczam to, iż tyle udało mi się osiągnąć .

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Czym, poza śpiewaniem, zajmowała się Pani dotychczas?

Ukończyłam studia licencjackie z kulturoznawstwa w Wyższej Szkole Humanistyczno-Ekonomicznej (obecnie jest to Akademia Humanistyczno-Ekonomiczne) w Łodzi, a później, cztery lata temu ukończyłam dwuletnie studia magisterskie na kierunku zarządzanie cyfrową telewizją i produkcja na Uniwersytecie w Brighton w Wielkiej Brytanii. W tym czasie, gdy ja studiowałam, mój mąż tam pracował.

Jakie są Pani najbliższe plany estradowe?

W listopadzie będę śpiewać w Łodzi na organizowanym przez pana Krzysia Cwynara koncercie, na który złożą się wielkie przeboje światowe. Będę tam śpiewała w duecie z mężem. Później w grudniu będę śpiewać w Bydgoszczy na koncercie z muzyką filmową, zatytułowanym „Melodie srebrnego ekranu”.

Niewiele tych planów.

Tak, bo teraz stan zdrowia nie pozwala mi już na tak intensywne koncertowanie, jak poprzednio. Śpiewanie traktuję nie jako zawód, lecz jako realizację swojej pasji. Zresztą nie jedynej.

A jaka jest ta druga?

Gotowanie. Od dwóch lat prowadzę bloga o zdrowym żywieniu. Blog nazywa się „Jazzowe smaki”. Zamieszczam tam przepisy potraw, a przy każdym przepisie jest muzyka. Poza przepisami przemycam tam też różne swoje myśli i spostrzeżenia z życia.

Proszę podać jakiś przykład przygotowywanej przez Panią potrawy.

Bardzo lubię ciasta z warzyw, które są słodkie i nikt nie wie, że są tam warzywa. Goście, którzy zjedzą takie ciasto dziwią się, gdy im mówię jakie warzywa były w środku.

Pani choroba wymaga nieustannej rehabilitacji...

Tak. Jeden pokój w domu mam przystosowany do ćwiczeń, wyposażony przez potrzebny sprzęt . Niestety czasami mam tak ciężki dzień, że nie mam siły na ćwiczenia. Nie ćwiczę więc codziennie, ale staram się robić to jak najczęściej, bo w moim przypadku jest to jedyny sposób na to, by zachować kondycję i być w dobrej formie.

Na ile skuteczny okazał się przeszczep komórek macierzystych, któremu poddała się Pani w grudniu ubiegłego roku?

Często zastanawiam się nad tym, ale trudno mi o jednoznaczną ocenę. Nie ma niestety wyraźnej poprawy, ale też nie wiem, czy bez tej operacji, mój stan nie byłby dzisiaj znacznie gorszy. Nie żałuję, że poddałam się przeszczepowi. Wiedziałam, że jest to metoda eksperymentalna. Nie było gwarancji, że okaże się skuteczna. Jednak gdybym nie spróbowała, miałabym poczucie utraconej szansy.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Mimo tak ciężkiej choroby, jest Pani osobą niezwykle pogodną. Skąd Pani bierze ten optymizm?

Najwięcej zawdzięczam, jak już mówiłam, mojej mamie, która właśnie tak ukształtowała mój charakter. Duże znaczenie ma też wsparcie męża, przyjaciół, a nawet osób, których nie znam osobiście, a które okazują mi życzliwość.

W 2006 roku otrzymała Pani tytuł „Człowiek bez barier”, w tym - „Lady D.”. To chyba miłe być tak docenioną na forum ogólnopolskim?

Oczywiście. Obie statuetki stoją na eksponowanym miejscu w moim mieszkaniu. To przecież duży zaszczyt, że zostałam tak doceniona. W konkursie „Lady D.” było po 7 laureatek z każdego województwa. Zdobycie więc głównej nagrody w jednej z pięciu kategorii to coś wspaniałego.

Nagrodzono Panią w kategorii „Dobry start”. Na czym polegał ten dobry start w Pani przypadku?

Na pewno nie był to start łatwy. Jeżeli okazał się dobry, jeżeli dużo udało mi się osiągnąć, to przede wszystkim dzięki swojej ciężkiej pracy. Wielokrotnie musiałam pokonywać kłody rzucane mi pod nogi. Często jakoś przeskakiwałam je mentalnie, ale coraz częściej irytują mnie sytuacje, w których osobom niepełnosprawnym utrudnia się życie.

Jak na przykład?

Po powrocie z wakacji dowiedziałam się, że muszę wymienić kartę parkingową, którą mam od wielu lat. W tym celu nie wystarczy jednak złożyć wniosek o nową kartę, przesłać swoje zdjęcie, czy wnieść opłatę. Konieczny jest też wniosek o dopuszczenie przed komisję, która stwierdzi, że osoba niepełnosprawna na pewno nadal jest niepełnosprawna. Dotyczy to również takich przypadków jak mój, gdy wiadomo, że niepełnosprawność jest wynikiem choroby nieuleczalnej. Przyznam, że nie mam siły chodzić do urzędów i stawać przed komisją w nadziei, że nie znajdzie się tam ktoś, kto uzna, że skoro nie jestem przykuta do wózka inwalidzkiego, to karta mi się nie należy. Nie mam więc aktualnej karty parkingowej i zawsze z obawą parkuję na miejscach dla niepełnosprawnych.

Ale z zaparkowaniem przed Sejmem, na finał konkursu, nie było chyba problemu?

Był! Gdy chcieliśmy z mężem wjechać na teren Sejmu, nie zostaliśmy wpuszczeni, mimo, że pokazaliśmy zaproszenie na finałową galę konkursu. Długo szukaliśmy miejsca do zaparkowania, bo w centrum Warszawy o wolne miejsca nie jest łatwo. Wreszcie zaparkowaliśmy tak daleko, że z dużym trudem doszłam na miejsce gali. Mimo dużego zapasu czasu spóźniliśmy się na uroczystość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki