Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma klientów, nie ma pracy - Port Łódź na złym kursie

Alicja Zboińska, Joanna Barczykowska
Frekwencja w Porcie, zwłaszcza w dni powszednie, jest niska
Frekwencja w Porcie, zwłaszcza w dni powszednie, jest niska fot. Krzysztof Szymczak
Blady strach padł na sprzedawców w Porcie Łódź. Dwa miesiące po uroczystym otwarciu największe centrum handlowe w Polsce świeci pustkami, a klienci pojawiają się głównie w weekendy. Obroty sklepów są na tyle mizerne, że kilkunastu ekspedientów już straciło pracę, a niektórzy wiedzą, że podzielą ich los.

Feta odbyła się 24 marca. Pierwsi klienci pojawili się już o godz. 2, by szturmować sklepy z elektroniką. Tego dnia przewinęło się ich przez centrum ponad 70 tysięcy. O powtórzeniu tego wyniku można już tylko pomarzyć.

- Od poniedziałku do piątku od samego rana do godz. 17 są zupełne pustki - mówi ekspedientka. - Pod wieczór coś zaczyna się dziać, ale na próżno marzyć o prawdziwym ruchu, takim jaki znam z Manufaktury czy Galerii Łódzkiej. My wręcz czekamy na klienta, a jak już przyjdzie, to bardzo zabiegamy, żeby coś kupił. Nie mamy szans, by realizować założone obroty. Szef wyliczył, że sprzedamy dziennie za 20 tysięcy złotych, tymczasem - mimo naszych starań - nie udaje się uzyskać więcej niż trzy - cztery tysiące. Katastrofa.

W tym sklepie zwolniono już jedną osobę. Jeszcze w maju jej los podzielą kolejne.

- Na zmianie pracuje u nas pięć osób - mówi kobieta. - Spokojnie wystarczyłyby trzy, gdyż reszta się nudzi. Obiecywano nam premie, ale jak nie ma utargu, to nie ma też bonusów.

Ten sklep nie jest wyjątkiem. Niespełna dwa miesiące z obsługiwania klientów w jednym ze sklepów odzieżowych cieszyły się trzy osoby, czyli jedna trzecia załogi. Szef nie miał litości, redukcje były nieuniknione.

- Trudno się temu dziwić, skoro nie jesteśmy w stanie przyciągnąć nawet połowy klientów, którzy odwiedzają nasz oddział w Manufakturze - mówi pracownica. - Dni powszednie są martwe, od rana nie dzieje się kompletnie nic. Lepiej robi się popołudniami, ale to nadal za mało. A w weekendy wszystkiego nadrobić się nie da.

- Może się jeszcze poprawi - ma nadzieję sprzedawczyni z kolejnego butiku. - Jeśli tak się nie stanie, to podzielimy los tych, którzy już musieli rozstać się z firmą. U nas na razie były to dwie osoby.

- Niech pani nawet nie żartuje - kwituje pytanie o wolny etat ekspedientka. - Mamy pełną obsadę, a w zasadzie nadkomplet. Szefostwo już przebąkuje, że jest nas za dużo. Boję się końca miesiąca, wówczas wygasa moja umowa o pracę i nie wiem, czy nie będę musiała szukać nowego zajęcia.
Paradoksalnie, część witryn zdobią ogłoszenia typu "zatrudnię pracownika". Nie oznacza to jednak, że te placówki radzą sobie świetnie.

- Niektóre sklepy od samego początku miały zbyt mało pracowników, a część kadry już się wykruszyła - wyjaśnia ekspedientka. - Niektórzy odeszli sami, gdy okazało się, że na premie od utargu nie mają co liczyć, reszta została zwolniona, gdyż nie nadaje się do tej pracy. Ale poszukiwane są pojedyncze osoby, a zwalnia się po kilku ekspedientów z jednego punktu.
Narzekania na słabe zainteresowanie ze strony klientów rozlegają się nawet w tych punktach, w których zwolnienia nie są planowane.

- Nie tak miało to wyglądać - kręci głową sprzedawczyni ze sklepu odzieżowego. - Nikt nie był przygotowany na tak słabą frekwencję. Wygląda na to, że przeliczyli się nie tylko inwestorzy, ale też najemcy. Znamy asortyment swoich sklepów i wiemy, czego można oczekiwać po placówkach w Galerii Łódzkiej czy Manufakturze. Do nas trafia jedna trzecia kolekcji. Nie ma nowości, limitowanych edycji, bo brakuje osób, które mogłyby to kupić. Może się pani śmiać, ale pracuję w sklepie odzieżowym, a na zakupy chodzę do Galerii Łódzkiej, bo tam jest większy wybór.

Niezadowolenie załogi podziela część klientów Portu. Doskwiera im zwłaszcza skromne zaplecze gastronomiczne.

- Niekwestionowanym liderem pod tym względem jest Manufaktura - ocenia Paulina Chrzanowska. - Mimo że mieszkam przy ul. Pabianickiej, a do Portu Łódź tramwajem jadę pięć minut, to na niedzielne zakupy z rodziną wolę wybrać się do centrum przy ul. Karskiego. Nawet jak nic nie kupimy, to możemy przynajmniej zjeść dobry obiad.

Andrzej Cieślik, dyrektor Portu Łódź, nie chce komentować kłopotów centrum.

- Nic na ten temat nie wiem, to się nie wypowiadam - kwituje i odsyła do rzecznika prasowego.
Dla Aleksandry Sikory, rzecznika Ikei, przy której powstało centrum, sprawa jest prosta: - Dyrektor centrum nie analizuje składu personalnego u najemców i nie otrzymuje od nich informacji na ten temat - zastrzega Aleksandra Sikora. - O frekwencji trudno na razie dyskutować, centrum działa od końca marca, a kwiecień pod względem handlu był bardzo słaby w Polsce. Po tragedii w Smoleńsku sklepy były zamykane, wypadły aż cztery dni, w tym weekendowe. Nie był to najszczęśliwszy okres. Dopiero za miesiąc, dwa będzie można ocenić frekwencję.

Z raportu firmy doradczej Cushaman&Wakefield, która działa na rynku nieruchomości, wynika, że już w ubiegłym roku znacznie spadło tempo wzrostu powierzchni handlowych w Europie i trend ten nie odwróci się przed 2012 rokiem. Polska pod względem wielkości powierzchni handlowej plasuje się poniżej europejskiej średniej, ale w latach 2010-2011 sytuacja nie ulegnie poprawie. Dla istniejących centrów handlowych nie są to dobre wieści.

Port Łódź miał dać pracę ponad dwóm tysiącom osób. Wynajęto 80 proc. powierzchni, dokładnie nie wiadomo, ile osób znalazło tu zatrudnienie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki