Najpierw FC Sankt Pauli Hamburg, później Torpedo Moskwa - te dwa kluby były najbardziej zainteresowane zatrudnieniem napastnika Widzewa. Po kilku dniach oba wycofały się jednak z transferu.
Do drużyny z Hamburga bardzo chciał trafić Visnjakovs, który od momentu, gdy pojawił się w Widzewie, mówił, że marzy o tym, by z Łodzi trafić do klubu z Niemiec. Mówiło się o zainteresowaniu m.in. TSV Monachium, ale z Hamburga nadeszło zaproszenie na testy medyczne i rozmowy. Piłkarz, wraz z łódzkim biznesmenem Grzegorzem Waraneckim, który współfinansuje z klubem grę Łotysza w Widzewie pojechał do Hamburga i kilka godzin rozmawiał z przedstawicielami niemieckiego klubu. Ostatecznie St. Pauli Visnjakovsa nie kupiło.
Później w transfer piłkarza zaangażował się - na prośbę Widzewa - Andrzej Grajewski, dziś menedżer piłkarski, a kiedyś współwłaściciel łódzkiego klubu. Nie od dziś wiadomo, że Grajewski ma doskonałe kontakty na rynku wschodnim i to on sprawił, że Visnjakovsem zainteresowało się Torpedo Moskwa - jak na polskie warunki dość bogaty klub, ale akurat w lidze rosyjskiej jeden z biedniejszych. Torpedo zaprosiło Visnjakovsa na zgrupowanie do Austrii, gdzie zawodnik miał się zaprezentować trenerom. W sumie Łotysz spędził tam blisko tydzień, ale ostatecznie wrócił, a moskiewski klub oferty nie złożył.
Niedawno prezes Widzewa Sylwester Cacek potwierdził, że w Widzewie nie ma ofert dla Visnjakovsa i trudno nie odnieść wrażenia, że łódzki klub przegapił moment, w którym trzeba było poszukać kupca na Łotysza. Niemal dokładnie rok temu "Wiśnia" miał na koncie 5 goli po 5 ligowych kolejkach, a Widzew zbierał gratulacje za to, że wyciągnął tak dobrego, ale nikomu nieznanego piłkarza z ławki jednego z kazachskich klubów. Zimą Visnjakovsem interesowała się Legia Warszawa, ale wtedy w Polskę szedł jasny komunikat - łotewski napastnik nie jest na sprzedaż, chyba, że za milion euro. - A dla Legii cena wynosi trzy miliony - żartował na Facebooku Waranecki.
12 miesięcy później Visnjakovs jest w zupełnie innej sytuacji. W tym roku kalendarzowym do bramki trafił zaledwie 4 razy w 18 meczach, więc nie jest to bilans, który rzucałby na kolana. A tym bardziej zachęcał kluby do wyłożenia dużych pieniędzy, bo wiadomo, że w Widzewie nikt nie chce pozbyć się Łotysza za grosze.
Kto może uratować tę sytuację? Tylko... Visnjakovs, który przecież pokazał, że jest w stanie grać na wysokim poziomie. Tylko seryjnie zdobywane gole sprawią, że Łotyszem znów zainteresują się bogatsze od Widzewa kluby. Najwyższa pora, by piłkarz przestał myśleć transferze, a skupił się na grze. Możliwości ma.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?