Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie tylko Donald Tusk. Którzy politycy przekraczają prędkość? Jakie konsekwencje za przekraczanie prędkości ponoszą politycy?

Marcin Darda
Marcin Darda
Donald Tusk stracił prawo jazdy za piracką jazdę w terenie zabudowanym, a immunitetem się nie zasłonił, bo go nie ma. Nie jest pierwszym politykiem, który okazał lekceważenie dla  kodeksu drogowego, choć zazwyczaj nie robią tego politycy tak wysokiej rangi.CZYTAJ DALEJ NA KOLENYM SLAJDZIE>>>
Donald Tusk stracił prawo jazdy za piracką jazdę w terenie zabudowanym, a immunitetem się nie zasłonił, bo go nie ma. Nie jest pierwszym politykiem, który okazał lekceważenie dla kodeksu drogowego, choć zazwyczaj nie robią tego politycy tak wysokiej rangi.CZYTAJ DALEJ NA KOLENYM SLAJDZIE>>>Fot. Wojciech Barczynski / Polskapresse
Donald Tusk stracił prawo jazdy za piracką jazdę w terenie zabudowanym, a immunitetem się nie zasłonił, bo go nie ma. Nie jest pierwszym politykiem, który okazał lekceważenie dla kodeksu drogowego, choć zazwyczaj nie robią tego politycy tak wysokiej rangi.

W tej plemiennej wojnie na niewybaczalne błędy między PO a PiS, równowagi nie będzie nigdy. Jarosław Kaczyński prędkości nie przekroczy nigdy, nigdy też nie straci prawa jazdy, bo zwyczajnie go nie posiada. Wożą go kierowcy elitarnego stowarzyszenia byłych operatorów GROM limuzynami należącymi do PiS. Tusk, przewodniczący PO, jak się okazało, też jechał niejako służbowym autem, należącym do partii. W Wiśniewie koło Mławy zatrzymała go drogówka. Na liczniku miał 107 km/h w sytuacji, gdy w terenie zabudowanym powinien nie przekraczać 50 km/h.

Tomasz Lis, publicysta – mówiąc delikatnie – antypisowski i proplatformerski, ocenił, iż Tusk tak dalece chce się odróżniać od Kaczyńskiego otoczonego ochroniarzami i wożonego limuzynami, że prowadzi osobiście, co jest karygodnym błędem. Sam Tusk twierdzi, że odmówił kierowcy dlatego, gdyż był przeziębiony i nie chciał go narażać. Co brzmi dobrze, ale nie zmienia faktu, że Tusk piracką jazdą naraził siebie i partię na kryzys wizerunkowy. Bo co innego, gdy prawo łamie „zwykły” poseł czy senator, a co innego, gdy robi to były premier i lider głównej partii opozycyjnej.

„Jest przekroczenie przepisu drogowego, jest kara zatrzymania prawa jazdy na 3 miesiące plus 10 punktów i mandat. Adekwatna. Przyjąłem ją bez dyskusji” – oświadczył Tusk niedługo po zatrzymaniu.

Niektórzy wypominali mu, że zachował się zbyt powściągliwie, że nie bił się w piersi, że nie wykazał skruchy. Tak czy siak, piractwo drogowe Tuska za Platformą będzie się ciągnąć długo, a zadbają o to politycy PiS. Równowagi – jak już wspominaliśmy – nie będzie, ale faktem jest, że Tusk jest jak do tej pory najwyższym rangą politykiem, który prowadząc samochód osobiście, dopuścił się tak rażącego złamania przepisów.

W PiS też nie ma świętych

W 2015 r. podobnego występku dopuściła się Beata Szydło, wiceprezes PiS, posłanka i przyszła premier. Posłankę namierzono koło Goczałkowic-Zdroju na Śląsku, a prędkość przekroczyła o 27 km/h. Szydło zrzekła się immunitetu, by zapłacić mandat.

Z kolei Antoniego Macierewicza, także wiceprezesa PiS, posła z okręgu piotrkowskiego, fotoradar niemal dekadę temu złapał trzykrotnie, raz było to przekroczenie jeszcze wyższe, niż to, którego dopuścił się Tusk. Pod Tomaszowem Mazowieckim, w miejscu, gdzie dopuszczalna prędkość wynosi 70 km/h, jego auto pędziło z prędkością 133 km/h. W pozostałych dwóch przypadkach było to 104 i 112 km/h. Policja wyliczyła, że za te wykroczenia poseł Macierewicz dostałby 29 punktów, co skutkowałoby utratą prawa jazdy, ale chronił go immunitet. Miał też szczęście, bo za przekroczenie prędkości w Warszawie mandatem chciała go ukarać Straż Miejska, tyle tylko, że dokument... zaginął przy przekazywaniu postępowań policji, bo straży uprawnienia zarządzania fotoradarami cofnięto.

Kurski, ten Kurski

Przez całe lata za wzorcowy przykład pirata drogowego wśród polityków uchodził jednak Jacek Kurski, niegdyś PiS, potem Solidarna Polska, a od kilku lat prezes Telewizji Polskiej. W 2008 r. podłączył się pod konwój CBA i gnał siedząc na ogonie przez 100 km, śpiesząc się, jak przyznał, na komitet polityczny PiS. A że auta były cywilne, acz z kogutami, on zaś jechał z Gdańska, był pewien, że to eskorta… Donalda Tuska lub Bogdana Borusewicza. Zatrzymała go dopiero policyjna blokada na drodze pod Ostródą. Rok później zatrzymała Kurskiego drogówka w Olsztynie. Miał na liczniku 109 km/h czyli o 39 km za dużo. Zwyczajny obywatel otrzymałby wówczas 300 zł mandatu i 6 punktów karnych, ale nie chroniony immunitetem europoseł Kurski.
Spośród parlamentarzystów PiS na pirackiej jeździe łapano jeszcze Lecha Kołakowskiego czy Kazimierza Smolińskiego, a z PO Stanisława Żmijana, dziś szefa partii na Lubelszczyźnie.

Bardzo szybki prezes NIK

Na rażącym przekroczeniu prędkości przyłapano także Krzysztofa Kwiatkowskiego, tego samego, o którym Donald Tusk w 2011 r. powiedział, że to „przyszły lider Platformy”. Liderem Platformy to Kwiatkowski już nie będzie, nie należy już do tej partii, bo legitymację złożył po wyborze na prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Kwiatkowskiego, który jako prezes NIK powinien świecić przykładem nieskazitelności w życiu publicznym, zatrzymano w lutym 2016 r. gdy na liczniku miał 136 km/h w miejscu, gdzie dopuszczalna prędkość wynosi 70 km/h.

„Nie tłumaczy mnie fakt, że prędkość przekroczyłem, jadąc cztero- czy trzypasmową ulicą Sikorskiego po godz. 23 w piątek, ponieważ przepisy złamałem” – mówił wówczas Dziennikowi Łódzkiemu. – W związku z tym, że naruszyłem przepisy ruchu drogowego, jak każdy obywatel zapłaciłem mandat i zdałem prawo jazdy na trzy miesiące”.

Z immunitetu zatem nie skorzystał, a gdy w 2019 r. został senatorem jako kandydat niezależny, wyborcom jakoś jego rajd i kara nie przeszkadzały.

Inny, były już senator PO, Marek Trzciński ze Zduńskiej Woli, to przypadek więcej niż ciekawy, bo trąci nieco politycznym gangiem Olsena. Fotoradar przy ul. Łaskiej w 2009 r. zdjął parlamentarzystę w jednym z jego mercedesów trzykrotnie, jadącego z prędkością 89, 88 i 81 km/h, a dopuszczalna prędkość w tym miejscu wynosi 50 km/h. Trzciński przyznał, że jeździ szybko. Ale usprawiedliwia go to – jak tłumaczył – że śpieszy się w sprawach wagi państwowej.

– Samochód jest moim narzędziem pracy. A trudno sobie tą pracę wyobrazić, gdybym miał z powodu punktów karnych stracić prawo jazdy – odważnie odkrywał wówczas karty w Dzienniku Łódzkim senator, zaznaczając, że nie będzie bił się w piersi i wciskał kitu, bo nie jest hipokrytą. – Ale za każdym razem wymierzam sobie pokutę, przekazując pieniądze na cel charytatywny. I to nie 300 zł, ale okrągłą sumę, tysiąc złotych. Na stowarzyszenie Amazonki

.

Bolesna ironia jest jednak taka, że Trzciński... sam o ten fotoradar walczył jeszcze jako radny Zduńskiej Woli. Potem ówczesny prezydent miasta Piotr Niedźwiecki, wtedy jeszcze popierany przez Trzcińskiego z wzajemnością, pozbawił posady szefa Straży Miejskiej, za politykę zbyt skoncentrowaną na mandatach z fotoradaru, który zasilał wtedy budżet miasta sumą około 150 tys. zł rocznie.

Groteskowy kontekst ma także wykroczenie Władysława Serafina sprzed 8 lat, wówczas szefa kółek rolniczych, którego gnanie samochodem w Sieradzu kosztowało legitymację partyjną PSL i wyrok sądu. Serafina złapała sieradzka drogówka na prędkości 111 km/h, co znaczy, że jechał za szybko o 61 km/h. Policja mandatem go nie ukarała, bo funkcjonariuszom machnął legitymacją z unijnymi pieczęciami, sugerując, że jest europosłem i chroni go immunitet, co stało w sprzeczności z rzeczywistością. Potem przed sądem tłumaczył, że to policja wzięła go za europosła, on zaś się tak nie przedstawiał.

Okazało się również, że od lat Serafin jeździł bez prawa jazdy, bo cofnięto mu je… za przekroczenie dopuszczalnej liczby punktów karnych. Nie uważał tego za problem, bo właśnie był przed egzaminem. Wyrok? 4 tys. zł grzywny plus koszty sądowe.
Władysław Serafin po całej tej aferze do życia publicznego w zasadzie już nie wrócił. Tyle tylko, że prawdopodobnie jest to wyjątek potwierdzający regułę, iż politycy łamiący prawo na drodze, niestety raczej nie spotykają się ze zbyt surową oceną wyborców.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki