Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niebezpieczne podróże. Łodzianie wrócili z tropików z malarią

Joanna Barczykowska
Joanna Barczykowska
Tropikalne podróże to nie tylko egzotyczne widoki, gorące słońce i zabytki. Mieszkańcy Łodzi i regionu przywożą z podróży - oprócz wspomnień - tropikalne choroby. Na oddział chorób zakaźnych w Łodzi rocznie trafia kilka osób z malarią i dengą

Nad brzeg Gangesu dotarli całą grupą. Na schodach zastali setki Hindusów podczas rytualnej kąpieli w rzece. Hindusi wierzą, że kąpiel w świętej rzece, a taką jest dla nich Ganges, obmyje ich z grzechów i pomoże w osiągnięciu zbawienia. Łodzianie, warszawiacy i bydgoszczanie, którzy byli na wycieczce, patrzyli na to z zaciekawieniem. Niewiele myśląc, zrobili to samo. Zeszli po słynnych schodach, ghatach, do rzeki Ganges i obmyli swoje ciało. Oblali wodą napełnione kłopotami głowy. Dziś drżą, czy nic im się nie stanie. Nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia, jakim dla Europejczyków jest święta rzeka Hindusów - tam wrzucane są spalone zwłoki, martwe zwierzęta i nieczystości. W stu mililitrach wody z Gangesu znajduje się milion - półtora miliona bakterii, a według WHO ilość bakterii w stu mililitrach powinna utrzymywać się poniżej 50.

Do Waranasi pielgrzymują tysiące. Wycieczkę organizowała szkoła jogi. Wśród turystów była 57-letnia łodzianka. Chciała zmyć z siebie codzienne kłopoty, drobne niepowodzenia i stres. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jakie niebezpieczeństwo może na siebie sprowadzić.

- To skrajna nieodpowiedzialność. Woda z Gangesu jest bardzo zanieczyszczona i niebezpieczna nawet dla Hindusów, których flora bakteryjna jest przyzwyczajona do zanieczyszczeń, występujących w Azji. Wiem, że jest to rytualna kąpiel, ale po niej wielu Hindusów poważnie choruje, np. na czerwonkę czy tyfus, tylko mało kto łączy to z kąpielą. Dla Europejczyków te wirusy mogą być zabójcze - mówi profesor Anna Piekarska, ordynator oddziału chorób zakaźnych, tropikalnych i pasożytniczych w szpitalu im. Biegańskiego w Łodzi oraz wojewódzki konsultant ds. chorób zakaźnych w Łodzi.

Do krajów tropikalnych każdego roku wyjeżdża 500 tysięcy osób z całej Polski i kilkanaście tysięcy z samej Łodzi. Niestety, oprócz pięknych wspomnień i opalenizny, niektórzy z nich przywożą ze sobą choroby tropikalne i choroby pasożytnicze. Miesięcznie do izby przyjęć w Wojewódzkim Szpitalu im. Biegańskiego w Łodzi, gdzie znajduje się poradnia medycyny podróży i oddział chorób zakaźnych, tropikalnych i pasożytniczych zgłasza się od kilkunastu do kilkudziesięciu pacjentów, którzy odczuwają nieprzyjemne dolegliwości po powrocie z wakacji. W Łodzi zdarzają się przypadki malarii, gorączki denga, biegunek podróżnych i różnego rodzaju pasożytów.

- Dalekie podróże stają się modne i coraz bardziej dostępne. Przez to wzrasta też liczba osób, cierpiących na różne choroby, związane z podróżami. Trzeba jednak zawsze pamiętać, by podróżować z głową- mówi profesor Piekarska.

Malaria nie jest tropikalną grypą

Jedną z najczęstszych chorób, z którymi wracamy z wakacji, jest malaria. Rocznie choruje na nią około 50 Polaków. W Łodzi zdarza się od pięciu do dziesięciu przypadków rocznie. Większość z nich udaje się wyleczyć. Był jednak jeden przypadek śmiertelny. Na malarię mózgową, czyli najgorszą postać tej choroby, zachorowała żona jednego z byłych łódzkich polityków. Zaraziła się malarią podczas podróży po Kenii. Niestety, choroba przez wiele miesięcy nie została zdiagnozowana. Kobieta zmarła. W Łodzi kolejnego śmiertelnego przypadku nie było od lat. Nie oznacza to jednak, że wszyscy od razu trafiają na oddział chorób tropikalnych.

40-letni łodzianin, który zaraził się malarią, przez rok leczył się z przeziębień i grypy, czuł, że łamało go w kościach i miał obniżoną odporność. W końcu choroba rozłożyła go na łopatki. Kiedy trafił do szpitala im. Biegańskiego w Łodzi, okazało się, że to malaria. Mężczyzna przez dwa lata mieszkał w Ugandzie. 40-latek jest w grupie kilku łodzian, którzy w ostatnim czasie zachorowali na malarię.

U żadnego z nich nie zdiagnozowano malarii mózgowej, która często kończy się śmiercią. W szpitalu leczyła się też 30-latka z Łodzi, która rok temu była w Kamerunie oraz małżeństwo, które zaraziło się malarią podczas podróży po Wietnamie, Kambodży i Laosie. W tym roku na oddział chorób tropikalnych w Łodzi trafiła też czteroosobowa rodzina, która wybrała się na wakacje do Tajlandii. Malarią zarazili się młodzi rodzice oraz ich kilkuletnie dzieci. Nikt nie brał wcześniej tabletek profilaktycznych.

- Malaria jest chorobą groźną, a nawet śmiertelną. Widzieliśmy już zgony z powodu malarii mózgowej, zawleczonej z Afryki Równikowej, dlatego nie można tej choroby bagatelizować. Jeśli dostępne w Polsce leki nie są skuteczne, możemy sprowadzić odpowiednie leki, ale to często trwa. Zawsze instruujemy pacjentów, żeby zgłaszali się do poradni medycyny podróży, która jest w szpitalu im. Biegańskiego dużo przed wyjazdem. Jeśli ktoś wyjeżdża pierwszy raz i nigdy nie był szczepiony, najlepiej przyjść pół roku przed wyjazdem, żeby można przejść cały cykl szczepień. Najpóźniej należy się zgłosić miesiąc przed podróżą - mówi profesor Anna Piekarska. - Tabletki przeciw malarii należy zacząć brać już tydzień przed podróżą. Profilaktyka malarii nie jest do końca wygodna, ponieważ tabletki trzeba brać jeden lub dwa razy dziennie. Zaczynamy już w kraju, bo wtedy przy pierwszym dniu pobytu w tropiku mamy ochronę. Jest jeszcze drugi, bardziej prozaiczny powód, czyli skutki uboczne leków. Niektóre środki przeciwmalaryczne wywołują u pacjentów np. depresję i pacjenci nie są w stanie ich brać.

W tym roku do szpitala im. Biegańskiego trafiła też rodzina Hindusów, która od wielu lat mieszka w Łodzi.

- Ta rodzina pojechała do Indii w odwiedziny. Przez wiele lat pobytu w Polsce stracili przeciwciała i kiedy pojechali do Indii, od razu zarazili się malarią. Wszyscy trafili do nas do szpitala. Udało się ich wyleczyć - mówi Piekarska.

Egipt też może być niebezpieczny

Wśród mieszkańców województwa łódzkiego najpopularniejsze kierunki wakacyjne to dziś Bliski Wschód: Egipt i Tunezja, a także Turcja i Grecja. Choć nie zarazimy się tam malarią, to nadal musimy być ostrożni. Na wakacjach w Grecji, Portugalii czy we Włoszech można zarazić się leiszmaniozą, która wywołuje ogromne owrzodzenia. Chorobę przenoszą obecne tam muszki piaskowe. Nie mniejsze zagrożenie można spotkać na Maderze, gdzie były ogniska gorączek krwotocznych, w tym dengi. Po wyleczeniu dengi pacjenci otrzymują kilkuletnie zakazy wyjazdów do tropikalnych krajów. Kolejne zarażenie może bowiem zabić. Nawrót choroby prawie w stu procentach jest śmiertelny. W łódzkim szpitalu zakaźnym w ciągu ostatniego roku leczyły się trzy osoby z gorączką denga. Chorobę złapały, podróżując po Afryce.

Jeśli chodzi o Afrykę Północną, to króluje tam "zemsta faraona". - W północnej Afryce pacjentów najczęściej spotykają zakażenia przewodu pokarmowego. Na ogół banalne, ale mogą być bardzo uciążliwe, zwłaszcza podczas wyjazdu i grozić odwodnieniem. Takie zakażenia są bardzo częste, ponieważ spotykamy się na obcym dla nas terenie z patogenami, czyli bakteriami, wirusami i pasożytami przewodu pokarmowego, które dla nas są czymś nowym. Bakterie, które niekoniecznie muszą wywoływać dramatyczne zakażenia przewodu pokarmowego wśród tubylców, dla nas, osób nieodpornych, mogą być bardzo groźne - mówi prof. Piekarska.

Biegunki podróżnych są plagą polskich turystów. Na izbę przyjęć szpitala im. Biegańskiego w Łodzi trafia w każdym miesiącu co najmniej kilkunastu pacjentów, którzy cierpią na przewlekłe biegunki nawet po powrocie.

- Poza naszym nieprzystosowaniem immunologicznym, problemem są również złe warunki higieniczne i sanitarne- mówi prof. Piekarska.

Najlepiej pić tylko napoje z puszki

Wyjeżdżając w tropiki, trzeba uważać na to, co jemy i co pijemy. Źródłem wielu zakażeń jest często woda. Nawet butelkowana może być zakażona i brudna.

Przekonał się o tym pan Paweł z Piotrkowa Trybunalskiego. Przez wiele lat był zakażony amebą, ale nic o tym nie wiedział. Nabawił się pełzakowicy, bo tak nazywa się choroba, wywoływana przez amebę podczas podróży po Indiach z przyjaciółmi. Była to jego jedyna tropikalna podróż. Po niej miewał biegunki, poty, stany podgorączkowe i był osłabiony. Przez ten czas leczono go na grypę żołądkową, jelito drażliwe, a nawet zapalenie okrężnicy. W końcu okazało się, że mężczyzna ma amebę, którą wypił z zanieczyszczoną wodą w Azji. Po wielu miesiącach leczenia wyzdrowiał.

- Będąc w tropikach, należy pić tylko płyny pewne. Wybierać wodę lub napoje, które są przemysłowo zamknięte. Kiedyś zalecało się tylko wodę butelkowaną, niestety dziś znamy przypadki, kiedy to sprzedawcy napojów napełniają butelki wodą z wodociągów w krajach arabskich i ponownie je korkują. Najpewniejszym napojem są puszki, ponieważ nie da się ich zamknąć w warunkach domowych. Wytworzenie napojów w puszkach podlega procesowi technologicznemu, przemysłowemu, który daje nam pewną gwarancję jakości - mówi prof. Piekarska. - W rejonach świata, kiedy jest bardzo gorąco, szybko się odwadniamy i chce nam się pić, zasady podróżnika wcale nie są łatwe do przestrzegania. O nich łatwo się mówi w Europie, kiedy siedzimy w klimatyzowanym pomieszczeniu. Niestety, w praktyce, kiedy zwiedzamy dany kraj, a temperatura dochodzi do 40 stopni C, nie myślimy o tym, że za dwa dni możemy mieć biegunkę, tylko szybko chcemy się napić.

Podróżni łamią zasady, a często po prostu ich nie znają.

- Permanentnie nieprzestrzeganą zasadą jest unikanie drinków z lodem. Możemy mieć w drinku coca-colę przelaną przy nas z puszki, ale barman doda do niej lód, przechowywany w bardzo złych warunkach z wody z kanalizacji i mamy infekcję gotową. Lód nie zawsze powstaje z wody mineralnej czy przegotowanej - mówi prof. Piekarska.

Kiedy jedziemy gdzieś daleko, mamy też ochotę spróbować lokalnych przysmaków, choćby z czystej ciekawości. Nie jedziemy tylko po to, żeby się opalić, ale też żeby poznać kulturę.

- To jest normalny odruch, ale może skończyć się źle, dlatego swoją ciekawość trzeba poskromić. Wszystkie uliczne stragany z jedzeniem są dla nas ogromnym zagrożeniem. Tak samo jak zagrożeniem są dla nas owoce i warzywa z tych straganów. Takie owoce należy zawsze myć wrzątkiem. Osoby zapuszczające się w dalekie od cywilizacji rejony świata mogą zostać poczęstowane jakimiś lokalnymi specjałami. Niezwykle trudno nam odmówić, ale apeluję o rozwagę. W skrajnych sytuacjach poleca się także mycie zębów wodą przegotowaną. Te zasady obowiązują wszędzie poza Europą, Stanami Zjednoczonymi, Australią i wschodnią Azją, np. Japonią. Mam świadomość, że ich realizacja jest trudna, ale często może nam uratować zdrowie i życie - mówi prof. Piekarska.

Niebezpieczna miłość kończy się w szpitalu

Dalekie podróże to nie tylko tropikalny klimat, gorące słońce, piękne zabytki, ale też egzotyczne kochanki i kochankowie. Od kilku lat rośnie liczba pacjentów, chorych na kiłę i rzeżączkę. Lekarze nie chcą zdradzać dokładnych danych, ale takich przypadków jest aż o 30 procent więcej niż jeszcze kilka lat temu. Nieoficjalnie przyznają, że w zdecydowanej większości z problemami tymi zgłaszają się kobiety, które wróciły z urlopu z popularnych kurortów w Egipcie, Turcji i Tunezji. To właśnie tam najsilniej rozwija się seksturystyka, a poziom higieny mieszkańców nadal odbiega od europejskich standardów.

- Od kilku lat sprzedajemy więcej wycieczek dla singli. Osoby samotne nie wstydzą się już jeździć na wycieczki w pojedynkę. Kraje arabskie są znane z gościnności, a panie pocztą pantoflową opowiadają sobie o przystojnych masażystach, barmanach i kelnerach - mówi Emilia z Łodzi, rezydentka łódzkiego biura podróży w Turcji. - W lipcu na wycieczce miałam małżeństwo z Łodzi. Pani została na drugim turnusie z Turkiem Tarikiem, a pan wrócił wcześniej do domu. Takich sytuacji jest więcej - dodaje pracownica biura podróży.

W ocenie lekarzy, erotyczne wakacyjne przygody coraz częściej kończą się niebezpiecznie dla zdrowia.

- Do gabinetów dermatologicznych często zgłaszają się panie z rzeżączką albo kiłą - mówi profesor Daniela Dworniak, specjalista chorób zakaźnych w Łodzi. - U kobiet te choroby nieleczone mogą mieć bardzo poważne skutki. Zdarza się, że pacjentki muszą trafić nawet na leczenie do szpitala. W naszych umysłach choroby weneryczne funkcjonują jako mało groźne. Pacjenci często myślą, że wezmą antybiotyk i będą zdrowi, ale nic bardziej mylnego. Pacjentki mogą mieć poważne powikłania.

Ze wstydliwymi, a często groźnymi dla życia pamiątkami erotycznych podbojów wracają także panowie.

Na oddział dermatologii i wenerologii szpitala im. Biegańskiego w Łodzi trafiło trzech mężczyzn. Po badaniach okazało się, że wszyscy zostali zarażeni wirusem HIV podczas kontaktów seksualnych z Azjatkami w Tajlandii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki