Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niedokończone śledztwa łódzkiej policji

Agnieszka Jasińska
Prof. Stefan Widacki: Niestety, zawsze będzie jakiś procent zbrodni, które pozostaną bezkarne.
Prof. Stefan Widacki: Niestety, zawsze będzie jakiś procent zbrodni, które pozostaną bezkarne. Grzegorz Gałasiński
Nie ma winy bez kary - twierdzą policjanci. Niestety, statystyki pokazują, że w ich dokumentach są zbrodnie i zaginięcia, których nikomu nie udało się wyjaśnić.

Kuba i Małgosia Bogdańscy ze Starowej Góry koło Łodzi zaginęli siedem lat temu. To rodzeństwo. Kubuś miał wtedy 11 lat, Małgosia - 15. Do dziś nie wiadomo, co się z nimi stało, gdzie są, co robią, czy w ogóle żyją. Ola Bielewska z Osowa koło Wieruszowa zaginęła osiem lat temu. Nie wiadomo, co się wydarzyło. Choć minęło tyle lat, poszukiwania dziewczynki nie zostały zakończone.

Łódź gorsza od Poznania

Rodziny zawsze będą się zastanawiać, czy policja zrobiła wszystko co mogła zrobić w ich sprawie.
- Niestety, są przypadki, że wszystkiego nie zrobiła... - tłumaczy adwokat prof. Stefan Widacki. - Na całym świecie zawsze zostanie jakiś procent zbrodni, które pozostaną bezkarne. Tak było na przykład ze słynnym angielskim seryjnym zabójcą - Kubą Rozpruwaczem. Wykrywalność w poszczególnych miastach czy krajach jest do siebie zbliżona. Im poważniejsze przestępstwo, tym większe środki policja angażuje w dochodzenie.

Niestety, łódzkim policjantom cały czas nie udało się znaleźć gwałciciela, który w październiku w okolicy ul. Wojska Polskiego w Łodzi napadł na 10 -letnią dziewczynkę, wracającą do domu. To był wyjątkowo brutalny gwałt. Mama dziesięcioletniej dziewczynki martwiła się, że córka nie wraca o zwykłej porze ze szkoły. Wyszła jej szukać. Niedługo potem zauważyła dziecko, błąkające się po ulicy. Córeczka była cała ubłocona i niekompletnie ubrana. Płakała. W szpitalu okazało się, że padła ofiarą gwałtu. Zwyrodnialec wciąż jest na wolności.

W oparciu o relację szkolnej koleżanki 10-latki i jej ojca policja sporządziła portret pamięciowy gwałciciela. Zgłosiło się kilka osób z informacjami, ale żaden sygnał nie potwierdził się.
- Gwałciciel nigdy nie jest profesjonalistą, raz czy drugi mu się uda, ale w końcu popełni kardynalny błąd - mówi podinspektor Magdalena Zielińska z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

Łódzka policja nie może się jednak pochwalić wysoką wykrywalnością gwałtów. Na 30 gwałtów, zgłoszonych od stycznia do listopada, wykryto zaledwie 19 sprawców (to 59,4 procent wykrywalności). W Łodzi jest gorzej niż w woj. łódzkim, gdzie wykrywalność sięga 74,4 procent (na 75 gwałtów wykryto 58 sprawców). Dla porównania w województwie wielkopolskim wykrywalność sprawców zgwałceń wynosi ponad 80 proc.

Wiem kto to zrobił

Postępowania policyjne, w których ofiarami są dzieci, są bardzo trudne. Podinspektor Zielińska przyznaje, że bardzo dużą rolę w tych dochodzeniach odgrywa doświadczenie funkcjonariuszy.

- Trzeba łączyć fakty. Zwykle gwałciciele czy mordercy działają w ten sam sposób - mówi Zielińska - Pamiętam przypadek mordowanych dzieci. Mężczyzna zaczepiał maluchy pod szkołą. Prosił o pomoc przy noszeniu makulatury. Oferował za to pieniądze. Dzieci godziły się. Szły za mężczyzną we wskazane miejsce. Ten wciągał je do ogródków działkowych, bił, a potem zabijał.

Mężczyzna wpadł dzięki dobrej pamięci policjantki. Funkcjonariuszka, kiedy przeczytała komunikat, że taka osoba jest poszukiwana, przypomniała sobie, że pięć lat temu prowadziła podobną sprawę. Wtedy też mężczyzna działał taką metodą. Trafił za kratki. Sprawdzono, co się z nim dzieje. Okazało się, że wyszedł z więzienia. I że to rzeczywiście on napadał na dzieci.

- Ten przypadek nie jest wyjątkiem. W gwałcicielach, nawet po latach spędzonych w więzieniu, odzywa się zew natury i znów zaczynają napadać. I robią to w znany sobie sposób - mówi policjantka.
Funkcjonariusze podkreślają, że im więcej szczegółów, nawet najintymniejszych, przedstawi im ofiara, tym większe są szanse na złapanie przestępcy.

- Zgwałcone dziewczyny chcą się najpierw umyć, spalić ciuchy, wypłakać. Dopiero potem idą na policję. To źle, bo wtedy zacierają ślady. A nam potrzebne są odciski palców, ślina, włosy. Dlatego im wcześniej zgłoszą się na policję, tym lepiej. Czas działa na naszą niekorzyść - mówi podinps. Zielińska. - Niestety, zdarzają się sytuacje, kiedy matki manipulują córkami podczas rozwodów. Namawiają je, by zeznawały, że gwałcił je ojciec. Chcą, by podejrzenia padły na ojca. To są bardzo trudne sprawy.

Znajdziemy, nawet po latach

Zdaniem policjantów, nie ma zbrodni bez kary.
- Jeśli nie znajdziemy mordercy albo gwałciciela za miesiąc czy za dwa, to znajdziemy za pięć lat - podkreśla podinsp. Magdalena Zielińska. - Nawet jeśli zawieszamy śledztwo, to nie znaczy, że nic nie robimy w tej sprawie. To znaczy, że tylko w tym momencie nie udało się nam odnaleźć sprawcy. Karalność nie ustaje. Przedawnia się dopiero wtedy, gdy mija górna granica kary. Jeśli policjanci trafią na trop, to natychmiast podejmują nawet umorzone postępowanie. Odciski palców, DNA - wszystko to dzięki współczesnej technice pozwala znaleźć przestępcę nawet po kilkunastu latach od dokonania zbrodni.

Śledczy z Bielska-Białej postanowili właśnie przedłużyć dochodzenie w sprawie śmierci 1,5- -rocznego chłopczyka, którego ciało znaleziono w marcu w okolicach Cieszyna. Niespodziewanie pojawił się nowy trop w tej sprawie. Jest to zapis z monitoringu banku w Ustroniu koło Cieszyna. Na nagraniu widać osobę, prowadzącą dziecko w czerwonej kurtce. A właśnie ten kolor dominował na ubranku chłopca, znalezionego w okolicach Cieszyna. Obraz zarejestrowano kilka dni przed znalezieniem zwłok. Teraz prokuratorzy sprawdzają numery kart płatniczych i kredytowych, którymi zapłacono w sklepach odzieżowych za ubranka podobne do tych, jakie miał na sobie chłopiec. Jest możliwe, że bliscy dziecka, którego tożsamość wciąż jest nieznana, zapłacili w ten sposób za zakupy.
Dziewięć miesięcy temu ciało chłopczyka znaleźli na obrzeżach Cieszyna przypadkiem dwaj przechodzący w pobliżu chłopcy. Okazało się, że zwłoki leżały tam kilka dni. Przyczyną śmierci był uraz jamy brzusznej. Pod koniec kwietnia chłopiec został pochowany w Cieszynie. Pogrzeb był skromny. Nie wiadomo było, kim jest dziecko, więc pochowane zostało bez imienia, jako N.N. W ostatnią drogę wyruszyli z nim duchowni Kościoła katolickiego i ewangelickiego oraz kilkuset mieszkańców Cieszyna. Nad białą trumienką księża apelowali o modlitwę za tych, którzy niewinnemu dziecku zgotowali taki los.

Gdzie jest nasza córeczka?

O tym, że nie tylko polska policja szuka przestępców latami, przekonuje przypadek czteroletniej Madeleine McCann - dziewczynki, która zaginęła w Portugalii w 2007 roku. Wydawnictwo Transworld podało właśnie, że jej rodzice zadecydowali się na napisanie książki o sprawie swojej córeczki. Zaginięciem małej Madeleine żyła cała Wielkiej Brytania. Rodzice chcą, by zyski ze sprzedaży książki zostały przeznaczone na dalsze poszukiwania córki. Kate i Gerry McCannowie uzgodnili z wydawnictwem, że opowiedzą własną wersję zaginięcia czteroletniej Madeleine w Praia da Luz na południu Portugalii.
W połowie 2008 roku portugalska policja umorzyła śledztwo w sprawie zniknięcia małej Madeleine z powodu braku dowodów. W toku dochodzenia za podejrzane uznano trzy osoby: rodziców Madeleine i Roberta Murata, mieszkańca nadmorskiego kurortu, gdzie zaginęło dziecko. Nie znaleziono jednak dowodów, by postawić im zarzuty. McCannowie wynajęli wówczas prywatnych detektywów, aby kontynuować poszukiwania. Rodzice mieli duże zastrzeżenia do pracy portugalskiej policji. Chociaż od razu zgłosili zaginięcie córeczki, to według nich funkcjonariusze zabrali się do pracy z dużą opieszałością, nie zabezpieczając nawet śladów w miejscu zamieszkania urlopowiczów. Prasa brytyjska natychmiast podchwyciła temat i w pierwszym etapie sprawy pisano głównie o nieudolności władz. Doszło nawet do tego, że brytyjscy dziennikarze sami wzięli sprawy we własne ręce, wynajęli policyjne psy i na własną rękę szukali śladów. Bez skutku.

Kiedy dziecko znika bez śladu

Niedokończone postępowania to nie tylko morderstwa i gwałty. To także poszukiwania osób zaginionych. Są przypadki, kiedy poszukiwania trwały latami i nigdy nie udało się odnaleźć zaginionych. Tak było w przypadku rodzeństwa ze Starowej Góry. Kuba miałby dzisiaj 19 lat, Małgosia - 23. Zaginęli siedem lat temu. Nie wiadomo, co się z nimi dzieje, nie wiadomo czy żyją.
Ola Bielewska miałaby dzisiaj 16 lat, zaginęła osiem lat temu. To bardzo skomplikowana sprawa, pełna znaków zapytania. Za jej zabójstwo został skazany mężczyzna. Jednak do dzisiaj nie znaleziono jej ciała. Poszukiwania trwają. - Bardzo ważne, by w przypadku zaginięcia dziecka nie czekać 48 godzin, tylko od razu zgłosić się na policję - podkreśla podinsp. Zielińska.

- Pomagamy rodzinom do rozwiązania sprawy, policja zajmuje się zaginięciami 25 lat od jego zgłoszenia. Bardzo trudno wytyczyć granicę, kiedy to jest bardzo długi czas, a kiedy tylko długi lub krótki. To jest wszystko relatywne - mówi Aleksandra Andruszczak, zastępca dyrektora zespołu poszukiwań i identyfikacji Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych Itaka. - Jeśli uznać, że długie zaginięcie to takie, gdy rodzina nie wie, co się dzieje z ich bliską osobą więcej niż 10 lat, to na naszej stronie internatowej jest kilkadziesiąt takich spraw. Każda ta sprawa jest inna i inne są okoliczności zaginięcia. Czasami można się domyślać, że osoba zaginiona padła ofiarą przestępstwa i jej ciało zostało ukryte, aczkolwiek bardzo często nie wiadomo, co się wydarzyło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki