W Łodzi temat niedożywionych dzieci powrócił w ostatniej kampanii wyborczej. Tomasz Trela z SLD, który zdobył stanowisko "oświatowego" wiceprezydenta Łodzi, zapowiadał wprowadzenie bezpłatnych śniadań w miejskich podstawówkach dla klas I
- III. Kosztowałoby to 7 mln rocznie i objęło ok. 15 tys. łódzkich dzieci.
Na razie nie wiadomo, czy program zostanie przyjęty przez rządzącą łodzią koalicję PO - SLD. A problem jest niemały - ponad 4 tys. uczniów je obiady opłacone przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Ponadto dyrektorzy starają się jak mogą, wydając uczniom owoce, warzywa i mleko pozyskane z programów Agencji Rynku Rolnego. Tak jest m.in. w bałuckiej Szkole Podstawowej nr 153.
Z kolei w SP nr 111, położonej w Śródmieściu Łodzi, druga przerwa jest przeznaczona na wspólne jedzenie śniadania w klasach.
- Wychowawca może dyskretnie dostrzec, jak dziecko zostało wyprawione do szkoły przez rodziców - opowiada Małgorzata Tomaszewska, dyrektor SP nr 111. Brak kanapki nie musi oznaczać ubóstwa, może po prostu przepracowanym rodzicom zabrakło czasu, ale pierwszy sygnał do analizy jest.
Dwudniowy obiad ze szkolnej stołówki z kompotem i deserem zazwyczaj kosztuje w obu wymienionych szkołach 3,50 zł.
- To cena nie do uzyskania, gdy gotujemy w domu - mówi Małgorzata Dziedziurska, dyrektor SP nr 153. Na 314 uczniów szkolny objad zjada tam 225 dzieciaków, z tego 30 ma ten posiłek opłacony przez MOPS.
W SP nr 111 jest 430 uczniów, 220 z nich korzysta ze stołówki, z tego 110 je obiady opłacane przez MOPS.
- Wśród tej setki są dzieci, które inaczej nie zjadłyby ciepłego posiłku w ciągu dnia -twierdzi Małgorzata Tomaszewska, dyrektor SP nr 111. - Ale myślę też o szerszej grupie: która w domu jadłaby monotonne posiłki, np. dzień w dzień pomidorową. Część pierwszaków nie chce odbierać w okienku sałatki, bo nie widziała jej wcześniej w domu. Ale potem dzieci dziękują kucharce, że nauczyła je jeść np. fasolkę po bretońsku. Najważniejsze, by nie dać do zrozumienia opłacanym przez MOPS, że są w innej sytuacji niż reszta jedzących. Uczniowie nie wiedzą, kto wśród nich ma obiady z opieki, wiedzą to tylko wychowawcy.
Ponad dekadę temu Izabella Kołecka, łódzka działaczka społeczna, założyła pomagającą ubogim Fundację "Opoka". Zainspirowały ją obrazki z pl. Barlickiego, gdzie dzieci zbierały resztki warzyw i owoców po dniu targowym.
- Teraz takich sytuacji nie zobaczymy, bo rynki w Łodzi są zabudowane. Ale problem niedożywienia w mieście nie zniknął. Największą rolę w jego rozpoznawaniu mają nauczyciele klas I - III, bo w końcu to oni spędzają z dziećmi najwięcej czasu - mówi Izabella Kołecka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?