Film "Nasze matki, nasi ojcowie" wzburzył wielu Polaków zanim zdążyli go obejrzeć. Dlaczego? W trzeciej części, którą TVP1 pokaże w środę wieczorem, jeden z Niemców ucieka z transportu do Auschwitz i przyłącza się do oddziału AK. Mimo że dzielnie walczy przeciw swoim, zostaje usunięty z oddziału, gdy wychodzi na jaw, że jest Żydem. Wcześniej partyzanci z AK zatrzymują po walce niemiecki pociąg, lecz gdy okazuje się, że przewożeni są nim Żydzi z obozu koncentracyjnego, zostawiają wagony zamknięte, wydając więźniów na pastwę Niemców.
To wszystko wiemy z recenzji PAP i na tym wszyscy się w Polsce skupili. Prezes TVP wysłał nawet do niemieckiej telewizji ZDF list, w którym stwierdził, że film fałszuje obraz żołnierzy Armii Krajowej. I pewnie na tym proteście się nie skończy, zwłaszcza po emisji ostatniego odcinka.
Nie zabraknie zapewne oskarżeń o mieszanie Polakom w głowach, brak patriotyzmu, może nawet ktoś powie, że taki film w polskiej telewizji publicznej to żadne zaskoczenie, skoro Tusk i Merkel są ze sobą tak blisko.
Czy jest w takim razie sens pokazywać taki film, skoro reakcje można przewidzieć? Dość często dyskutuje się u nas o czymś, co znamy z drugiej, albo trzeciej ręki. Druga rzecz: dobrze wiedzieć, z czego Niemcy uczą się historii II wojny światowej. Choćby dlatego, że - podobnie jak u nas - niewielu z nich zna wojnę z własnego doświadczenia. Coraz częściej słyszymy też o niemieckich próbach składania współodpowiedzialności za wojnę na cudze barki i eksponowania niemieckich cierpień wojennych.
Dobrze się przekonać na własne oczy, czy czas bić na alarm.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?