Bo przecież nie jest przypadkiem, że obaj, Tomczyk i Biernat, startują z tego samego okręgu, okręgu sieradzkiego. Jednak szef regionu łódzkiego Platformy mógłby sobie pomyśleć, że po dymisji z rządu, po dosyć aroganckich wypowiedziach za które musiał przepraszać prezydenta Bronisława Komorowskiego, wreszcie za "wątpliwości", które wobec jego oświadczenia majątkowego ma Centralne Biuro Antykorupcyjne, być może, także w oczach premier Ewy Kopacz, nie byłby dość wiarygodnym liderem listy partii, która usiłuje wiarygodność odzyskać.
Manewr z ustawieniem Cezarego Tomczyka w roli rzecznika rządu, daje alibi do wystawienia go na pierwszym miejscu listy w okręgu, bo w przeciwnym wypadku ów rzecznik (i lista PO) zostałby narażony na śmieszność. Rzecznik rządu to przecież urzędnik w randze sekretarza stanu Kancelarii Premiera, po prostu minister.
A że twarz rządu, nawet przy jego niepopularności, i tak ma bezpłatną ogólnopolską kampanię wyborczą i premię kilku tysięcy głosów za występy w telewizji, (niezależnie od tego, co w niej mówi), to taka lokomotywa prędzej wciągnie następnych z listy, niż zdymisjonowany minister Biernat. I na plecach rzecznika wchodzi do Sejmu unikając świateł kampanii. Prosta zmiana lidera nie wystarczy, poseł Tomczyk w roli lidera listy byłby po prostu posłem Tomczykiem, bez wartości dodanej, jaką bez wątpienia jest stanowisko rzecznika rządu. Tomczyk dla Biernata może być jak polisa na życie. O ile oczywiście sprawy nie pójdą w tym kierunku, że CBA na posła Biernata doniesie do prokuratury.
Manewr z Cezarym Tomczykiem w tej roli może opłacić się też całej partii i rządowi, o ile nie zjedzą go emocje i duża presja. Jak dotąd nie miewał ostrych i kontrowersyjnych wypowiedzi. Co prawda nie kojarzy się z żadnymi aferami, a póki co jeszcze wprost nie kojarzy się z tzw. "spółdzielnią" w PO. Budzi sympatię, jest komunikatywny, a przede wszystkim młody. Ma dopiero 31 lat, spore jak na ten wiek doświadczenie, a zdaje się, że to pokolenie, które reprezentuje Tomczyk, chce właśnie odzyskać Platforma Obywatelska.
Podobnie, jeśli idzie o rozgrywki o lidera listy, rzecz może być rozegrana w okręgu łódzkim, gdzie mówi się, że być może to Iwona Śledzińska-Katarasińska będzie liderem listy PO, a nie dotychczasowa "jedynka" Cezary Grabarczyk, zdymisjonowany w kwietniu minister sprawiedliwości. Także w okręgu piotrkowskim, gdzie dyżurną "jedynką" jest Elżbieta Radziszewska, chyba od początku istnienia PO, też słychać niezadowolenie.
Nie żeby posłankę gdzieś nagrano, po prostu jako liderka listy mogła się znudzić, a jeden z działaczy już stwierdził, że "jak jest tak popularna jak mówi, to niech udowodni to z trzeciego miejsca". Z tym koledzy działacze też mogą mieć kłopot, bo Radziszewska jest wicemarszałkiem Sejmu, a to jest jakiś argument do zatrzymania nr 1. Póki co, to tylko spekulacje, bo mimo że pisze o tym prasa, to w PO nie padła jeszcze komenda nadsyłania kandydatur przez partyjne koła.
Wracając na krótko do rozgrywek centralnych, nominacje ministerialne nie mają zdaje się klucza merytorycznego, jak usiłuje przekonywać premier, a raczej wizerunkowy. Doskonale widać to po ministrze zdrowia, profesorze Marianie Zembali, którego za kilka dni zobaczymy w Łodzi. To człowiek i lekarz takiego formatu, że nie ma chyba ludzi, którzy nie wierzyliby w jego dobre i szczere intencje naprawienia fatalnego systemu służby zdrowia w Polsce. Tyle, że w tej chorej dziedzinie polskiego życia społecznego potrzeba lat, a nie kilku miesięcy, które zostały do zakończenia kadencji. Trzeba odwagi do trudnych decyzji, na które przed wyborami nikt ministrowi nie pozwoli. A co można zrobić przez cztery miesiące? Tylko dobre wrażenie. I od tego jest właśnie profesor Zembala, od tego będzie również rzecznik Tomczyk.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?