Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niepotrzebne kompleksy

Joanna Leszczyńska
fot. Paweł Nowak
Z prof. Jerzym Radwanem, kierownikiem Kliniki Leczenia Niepłodności "Gameta" w Łodzi, rozmawia Joanna Leszczyńska

Nie jest Pan rodowitym łodzianinem. Przyjechał Pan do Łodzi z Białegostoku. Czy ta decyzja podyktowana jest sprawami zawodowymi?

Tak, niespełna dwadzieścia lat temu dostałem propozycję pracy w "Matce Polce" i skorzystałem z niej. Wcześniej wiele lat byłem związany z kliniką w Białymstoku.

Domyślam się, że Pana przyjazd do Łodzi był związany z awansem?

To prawda. Byłem najpierw ordynatorem, potem kierownikiem kliniki w "Matce Polce". W Łodzi zrobiłem habilitację, tu otrzymałem prezydencką nominację na profesora. Można powiedzieć, że wszystko, co najważniejsze w moim życiu zawodowym, wydarzyło się w Łodzi. Ale oczywiście nie zapominam, że pierwsze kroki w leczeniu niepłodności, w którym się specjalizuję, zrobiłem w Białymstoku.

Jak Łódź przyjęła człowieka, który przyjechał tu, by robić karierę?

Raczej pracować niż robić karierę. Zarówno świętej pamięci profesor Dec, który był moim przyjacielem, i profesor Pertyński przyjęli mnie serdecznie. Kiedy mogłem przejść na wcześniejszą emeryturę, zrezygnowałem z pracy w państwowej służbie zdrowia, w której nawet najlepszy dyrektor będzie skazany na walkę z wiatrakami. Wiedziałem, że nowoczesne leczenie niepłodności w państwowej służbie zdrowia będzie niewykonalne.

W jaki sposób poznawał Pan Łódź?

Czytałem książki o Łodzi. Chodziłem na wycieczki ze wspaniałym znawcą historii Łodzi Ryszardem Bonisławskim. Od lat jestem związany z klubem Rotary, co dało mi okazję lepszego poznania ludzi, którzy coś znaczą w tym mieście, a to też jest forma poznawania miasta.

Czy trudno było się przyzwyczaić do życia i pracy w Łodzi?

Nie, gdyż razem ze mną do Łodzi przeprowadziła się cała moja rodzina: żona, lekarka i dzieci, które bardzo szybko zaadoptowały się w szkole. Poza tym ja byłem przyzwyczajony, że dla pracy zmieniam miejsce pobytu. Zanim przyjechałem do Łodzi, prawie dwa lata spędziłem na stażach klinicznych w Paryżu i innych miastach Francji.
Białystok to inne miasto niż Łódź, z inną kulturą, inną mentalnością ludzi. Czego Panu brakowało na początku w Łodzi?

Mam być szczery? Byłem tak zaangażowany w pracę, że nie miałem czasu, by o tym myśleć. "Matka Polka" była sztandarowym ośrodkiem w Polsce w ginekologii i położnictwie. Dzięki temu szybko zrobiłem habilitację.

Chce Pan przez to powiedzieć, że nie widział Pan wtedy świata poza pracą i że nie zwrócił uwagi, na to, że na przykład jest tu gorsze powietrze i mniej zieleni niż w Białymstoku?

Bez przesady! Wbrew pozorom Łódź ma bardzo dużo zieleni. Jest otoczona lasami, ma dużo parków. Od czasu upadku komuny ubyło w mieście dużo kominów fabrycznych i powietrze jest lepsze. Denerwuje mnie, jak rodowici łodzianie mają bardzo złe mniemanie o Łodzi, mówiąc, że w innym mieście jest lepiej. A czy byli i wszystko dokładnie widzieli? Odnoszę wrażenie, że część łodzian jest niesłusznie zakompleksiona. Moi przyjaciele z Francji, którzy tu gościli, są zdania, że Łódź zrobiła pod wieloma względami olbrzymi krok do przodu. Moi synowie, którzy też są lekarzami, nie mają zamiaru wyprowadzać się z Łodzi, uważając że jest to jedno z najlepszych miejsc w Polsce do życia. A rodowici łodzianie często tego nie dostrzegają. Oczywiście, że są zaniedbania, ale przez jedno pokolenie ich nie nadrobimy. Mówi się, że Kraków, Wrocław i Gdańsk są atrakcyjniejsze od Łodzi, ale myślę, że to kwestia czasu, kiedy je dogonimy. Przypomnijmy sobie, jak kilkanaście lat temu wyglądała ulica Piotrkowska, czy drogi, choć wtedy nie było jeszcze tyle samochodów. Ale jest na pewno dużo rzeczy do naprawienia, na przykład stan czystości miasta.

Z tego, co Pan mówi widać, że jest Pan miłośnikiem Łodzi...

Bo Łódź ma największy potencjał w Polsce. Ma świetne, centralne położenie i jest olbrzymim rozwijającym się ośrodkiem naukowym. Jest jednak niedobrze, że nie wykorzystuje się potencjału ludzi młodych. Ale ten potencjał będzie wykorzystany, kiedy pojawią się autostrady i będzie lepsze połączenie z Warszawą i w ogóle lepsza komunikacja, wtedy warszawiacy będą przyjeżdżać do Łodzi, by tu pracować. Mam nadzieję, że dożyję tej chwili, kiedy ktoś położy w Łodzi szpadel pod budowę metra. Przecież komunikacja to krwioobieg miasta. Obawiam się, że jeśli nie będzie metra, przyjdzie taki moment, że po Łodzi nie będzie można jeździć.
Naprawdę wierzy Pan, że kiedyś warszawiacy będą przyjeżdżać do Łodzi do pracy? Przecież tu są niższe pensje...

Ale Warszawa wcześniej czy później musi się zatkać, bo zabraknie tam pracy. Ta aglomeracja stanie się nieznośna do zamieszkania z powodu tłoku. Z czasem zabraknie też tam dobrej pracy.

Chwali Pan Łódź, że jest świetnie położona, ale ona nie leży blisko jezior, tak jak Białystok...

Kiedy będzie autostrada z odbiciem na Mazury, na południe i na zachód, jaki to problem pokonać odległość 300 kilometrów? Można będzie pojechać nad jezioro w dwie i pół godziny.

Czy łodzianie są inni niż białostocczanie?

Jeśli chodzi o stosunki międzyludzkie. wszędzie jest podobnie. Wszędzie trzeba się postarać, żeby sobie je ułożyć. Nie wydaje mi się też, że w Białymstoku, który jest znacznie mniejszy od Łodzi i leży na uboczu kraju, żyje się spokojniej. Myślę, że dziś wszędzie ludzie pędzą.

Jakie Pan ma marzenia związane z Łodzią, poza metrem?

A nie będzie się pani śmiać? Marzę, że kiedyś pójdę na mecz piłki nożnej na superstadion, na którym Widzew i ŁKS będą grać w eliminacjach Ligi Mistrzów i kibice będą się porządnie zachowywali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki