Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niepozorny dymek zamiast groźnego czadu w Teatrze Powszechnym w Łodzi [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Aleksandra Listwan udowodniła, że wiele może na polu monodramów dokonać, ale musi otrzymać reżyserskie wsparcie
Aleksandra Listwan udowodniła, że wiele może na polu monodramów dokonać, ale musi otrzymać reżyserskie wsparcie Katarzyna Chmura / mat. prasowe teatru
Autorski monodram Aleksandry Listwan na scenie Teatru Powszechnego w Łodzi jest przykładem niewspółmierności efektu do nakładu pracy.

Aktorka zebrała opowieści łódzkich kobiet: z różnych środowisk, o różnych doświadczeniach i emocjonalności. Łączą je warunkowany wychowaniem, rodzinnymi traumami niedojrzały stosunek do cielesności, bytowanie na marginesie społeczeństwa i (nie zawsze świadomie) wola samostanowienia. Pracy niemal nie przypłaciła zdrowiem - premierę przesunięto z powodu zatrucia aktorki czadem.

Listwan wraz z reżyserką Ulą Kijak i dramaturżką Martyną Lechman stworzyła portrety czterech kobiet. Udanie przeobraża się w nie (z zaangażowaniem kostiumu, odmiennych plenerów) na wideo, które zaczyna monodram. Gdy przechodzi do rozwinięcia postaci na scenie, trudno orzec, co z tego wynika dla widza.

Dobry monodram powinien określać sytuację wyjściową, która stawia aktora w solowej konfrontacji z widzami. W "Czadzie" tego nie ma. Tak jak i materiału, wokół którego mogłaby toczyć się ta rozmowa, tekstu, który prowadziłby aktorkę, dał jej szansę stworzenia ciekawych ról, za którymi ewentualnie można by "schować" niedomagania warsztatu lub reżyserii.

Nie dostarcza go słaby scenariusz, a usprawiedliwieniem nie jest "prawdziwość" historii i osobisty ton, który bywa zaletą półprofesjonalnych spektakli młodzieżowych. Zawiera on pewną wtórność w miejsce dramaturgii dążącej do czegoś więcej niż opowieść. Na przykład Asia co chwila wtrąca: "A, lubię jeszcze chodzić do kościoła". Czy to prowokacja? Bunt przeciw "ciemnogrodowi" (ostatnio bardzo modny)? A przecież nie ma sprzeczności w instrumentalnym wykorzystywaniu ciała przez Asię i praktykach religijnych (jeśli o nie chodzi). Więcej, to może być pretekst do zgłębiania niejednoznacznych relacji między społeczną moralnością a wewnętrznym światem uczuć. Ale tego w "Czadzie" nie ma.

Można podejrzewać, że oglądane na wideo przekonujące metamorfozy to efekt obcowania aktorki z "modelem", którego gesty i sposób wypowiadania się można kopiować. Gdy modelu brak, niedopracowana reżyseria budzi między postaciami z wideo i ze sceny tak znaczny dysonans, że zdaje się, iż chodzi o wyjście z roli (ale i to się nie dzieje).

Przez dwa sezony w "Powszechnym" Aleksandra Listwan udowodniła talent i warunki pozwalające realizować się jej, czasem błyskotliwie, w rolach z gatunku groteski i komedii. Może takich właśnie, wdzięcznie wariackich, dających odprężenie i uśmiech, oczekiwał obecny na premierze prezes NBP Marek Belka? Tymczasem oglądane role dramatyczne ukazały niedomiar środków, a słaby scenariusz "Czadu" obnażył nieadekwatność kilku znaków scenicznych (przesuwanie krzesła, gdy Asia wieziona jest karetką, wołanie przez Karolinę nieobecnego na scenie synka).

Ale i tak dołączyła Listwan do grona zdolnych łódzkich monodramistek (by wymienić choćby Gabrielę Muskałę i Agnieszkę Skrzypczak z Teatru im. S. Jaracza, Jolantę Jackowską z Teatru Nowego) pokazując, że na tym polu może jeszcze wiele zdziałać. Jeśli tylko otrzyma solidne reżyserskie wsparcie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki