18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niż demograficzny może zaszkodzić publicznym uczelniom

Maciej Kałach
Krzysztof Szymczak
Problemy z demografią przestają być zmartwieniem tylko właścicieli prywatnych uczelni.

Niemal dokładnie roku temu podsumowaliśmy w "Forum Łódź" prognozy wieszczące ciężkie czasy dla uczelni niepublicznych. Na czele z najbardziej czarną opinią Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, która przepowiada przetrwanie ok. 50 niepublicznych szkół wyższych z obecnie 300 istniejących w kraju. Przypomnieliśmy dwa przypadki upadku łódzkich placówek w ciągu ostatnich trzech lat i często dramatyczne spadki liczby studentów, z którymi zmaga się większość z pozostałych 17 uczelni prywatnych. Przez ostatni rok nikt z grona łódzkich "niepublicznych" nie wypadł za akademicką burtę. Jednak władze Wyższej Szkoły Turystyki i Hotelarstwa zdecydowały o dołączeniu do fuzji przeprowadzanej z pięcioma stołecznymi uczelniami pod szyldem Grupy Szkół Wyższych Vistula. Operacja Vistuli w oficjalnym komunikacie nazywana jest "zwieraniem szyków". Sprawdziliśmy, czy podobna terminologia wkrótce może przyjąć się także na uczelniach publicznych.

Pierwszy rzut oka na statystyki nie przynosi wrażenia, że "państwowi" już teraz tracą na niżu. Owszem, ogółem liczba studentów w Łodzi spadła ze 127 tys. w 2008 r. do 91,5 tys. w 2012 r. (dane z Banku Danych Lokalnych GUS, zaktualizowane w maju 2013), ale "dostało się" tylko uczelniom niepublicznym. Przed pięcioma laty kształciły one w mieście 59,5 tys. studentów (tylko o 8 tys. osób mniej niż "państwowi"), w 2012 r. - aż trzy razy mniej!

Natomiast uczelnie publiczne w ciągu przywoływanych czterech lat nawet poprawiły swój "stan posiadania - z ponad 67 tys. do niecałych 72 tys. studentów. Jednak cały ten wzrost to zasługa zwiększania naboru na studia stacjonarne. W 2012 r. bezpłatnie zdobywało wiedzę o 10 tys. studentów więcej niż cztery lata wcześniej. Tendencja na studiach niestacjonarnych jest odwrotna - łódzkim uczelniom publicznym ubyło ok. 6 tys. osób płacących za naukę.

Dane ogólne potwierdza przebieg ostatnich rekrutacji na naszych największych uczelniach. Uniwersytet Łódzki w naborze na rok akademicki 2012/2013 przyjął na studia stacjonarne pierwszego stopnia i jednolite magisterskie 8960 chętnych, czyli o 620 więcej niż przed rokiem. Jednocześnie za studia od października zaczęło płacić 2200 pierwszoroczniaków niestacjonarnych - o 567 mniej niż w zakwalifikowanych w poprzedniej rekrutacji.

Wniosek wydaje się prosty. Duża część kandydatów, którzy kilka lat wcześniej płaciliby za studia, dziś spokojnie znajduje miejsca w trybie stacjonarnym. Wprawdzie koszty ich kształcenia i tak pokrywane są z budżetu państwa, jednak UŁ musi uwzględniać spadek dodatkowych dochodów z czesnego.

- Szeroka oferta kształcenia stacjonarnego na uczelniach publicznych i niepublicznych powoduje spadek liczby studentów niestacjonarnych, który w coraz większym stopniu dotyka również naszego Uniwersytetu - informuje Joanna Orłowska, p.o. dyrektor biura rektora Uniwersytetu Medycznego. UM miał w 2010 r. 2,4 tys. niestacjonarnych, 1,9 tys. rok później, a w 2012 r. - 1,5 tys.

W dwóch ostatnich rekrutacjach Politechnika Łódzka przyjęła po ok. 5270 pierwszoroczniaków stacjonarnych, czyli o prawie 300 więcej niż w roku akademickim 2010/2011. Nabór niestacjonarnych nie rośnie: trzy lata temu PŁ przyjęła ponad 1200 płacących studentów, dwa lata temu ok. 1100 i ten wynik powtórzył się przed rokiem.

"Poszerzamy ofertę studiów podyplomowych i kursów podnoszących kwalifikacje i umiejętności" - czytamy w odpowiedzi przesłanej przez Ewę Chojnacką, rzecznik PŁ, na pytanie o sposoby zrównoważenia odpływu środków z czesnego. Bowiem "obecnie kształcenie przez całe życie jest formułą dla pracowników i pracodawców niezwykle ważną i potrzebną". Czerpanie zysków z rynku pracy staje się więc kolejnym polem walki między uczelniami publicznymi a prywatnymi, bo w identyczny sposób przed rokiem wypowiadał się dla "Forum Łódź" dr Tomasz Lenkowski, wicekanclerz Wyższej Szkoły Biznesu i Nauk o Zdrowiu. Dla niego"uczelnia wyższa jutra" powinna być obudowana alternatywnymi formami kształcenia jak kursy czy szkolenia.

Politechnika Łódzka zwraca uwagę także na obecność w swoim kampusie studentów zagranicznych. Oferta studiów w języku angielskim adresowana jest do obcokrajowców również spoza Unii Europejskiej, np. z Azji czy Ameryki Południowej. Student PŁ spoza wspólnoty płaci za rok nauki od 2 do 4 tys. euro. Anglojęzyczna ofera jest droższa na Uniwersytecie Medycznym. Czesne za rok wynosi od 7,5 tys. do 13 tys. euro.

We wtorkowym raporcie "Dziennika Łódzkiego" na temat obecności studentów zagranicznych w naszym mieście bardzo optymistycznie oszacowaliśmy liczbę wszystkich studentów zagranicznych na ok. 2 tys. przybyszów. Grubo ponad półtora tysiąca z nich znaleźliśmy na Uniwersytecie Łódzkim, Politechnice Łódzkiej oraz Uniwersytecie Medycznym, wliczając jednak "erasmusów" przebywających u nas na wymianach oraz m.in. słuchaczy Studium Języka Polskiego dla Cudzoziemców UŁ. Przyjęliśmy, że pozostali, poza "wielką trójką" studiują głównie na uczelniach artystycznych, a garstka na prywatnych (tu warto przywołać przykład Rubéna Limardo z Wenezueli, mistrza olimpijskiego z Londynu w szermierce). Gdyby jednak obcokrajowców przyjeżdżało do Łodzi i pięć tysięcy, a każdy z nich płacił za studia, trudno uznawać uczelnianą emigrację do Łodzi za rozwiązanie nadciągającego problemu. Jeśli w naszym województwie w 2012 r. mieszkało prawie 165 tys. osób w wieku 20-24 lat (można ich uznać za główną "zwierzynę łowną" łódzkich uczelni), według prognoz, w 2015 r. liczba ta spadnie do niecałych 148 tys., zaś w 2020 r. - do 119 tys. Apogeum niżu dotrze na uczelnie za 12 lat (ok. 105 tys. mieszkańców w wieku studenckim), potem trochę wzrośnie.

Prognozy pilnie studiują także uczelniani spece od rekrutacji i stale wysyłają emisariuszy poza województwo łódzkie - i to wcale nie tylko do metropolii. PŁ nie odpuszcza odwiedzanych przez maturzystów targów np. w Sierpcu - i podobnie jak UŁ - w Radomiu. Łódzkie uczelnie publiczne stale "polują" na podobnych imprezach we Włocławku oraz w Toruniu.

Innych województw zaniedbać nie można, bo spoza Łódzkiego pochodzi aż jedna piąta kandydatów na UŁ i PŁ. W przypadku politechniki po 5 proc. dają Mazowsze i Wielkopolska, pozostałe regiony przynoszą, jak informuje rzecznik Ewa Chojnacka, "niewielkie liczby". Trochę inny rozkład przedstawia Tomasz Boruszczak, rzecznik UŁ. Przed rokiem 18282 kandydatów chciało iść na studia z województwa łódzkiego, zaś 1940 z Mazowsza (8,5 proc.) Prawie tysiąc kandydatów daje UŁ Wielkopolska, zaś nieco ponad 800 województwa świętokrzyskie i śląskie.

Przy okazji warto zwrócić uwagę na inną ciekawą statystykę - tym razem GUS. Stolice przywoływanych województw śląskiego i wielkopolskiego zasługują na miano miast akademickich w dużo większym stopniu niż Łódź - jeśli "akademickość" mierzyć liczbą studentów na 1000 mieszkańców. W Łodzi ten wskaźnik wynosi 140. W Poznaniu i Katowicach, a także w Krakowie - ok. 240. Rekordową "akademickością" cieszy się Rzeszów (300) i Opole (280), wskaźnik Warszawy to 180, zaś Łódź wyprzedza m.in. Trójmiasto (135) i Radom (80).

Atutem Łodzi jako ośrodka akademickiego są koszty życia. Jest taniej niż w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu, a przypominał o tym Witold Waszczykowski , dyplomata i poseł PiS, wykształcony m.in. na UŁ. We wtorek pojawił się na debacie zorganizowanej przez Porozumienie Samorządów Studenckich Miasta Łodzi w Społecznej Akademii Nauk (czyli największej z naszych uczelni niepublicznych). Polityk przywołał też dość przewrotny argument.

- Profesorowie z Łodzi są zwykle mniej znani, a przez to mniej zblazowani, chętni na kontakt ze studentem przez niemal 24 godziny na dobę - stwierdził Waszczykowski.

Czy brak "zblazowania" pozwala na zachowanie pracy w warunkach niżu? O to także spytaliśmy rzeczników łódzkiej "wielkiej trójki".

- Na uczelni miała w tym roku miejsce redukcja zatrudnienia na poziomie kilkudziesięciu etatów (spośród kadry naukowo-dydaktycznej). Ale przyczyną tych cięć nie był wyłącznie spadek liczby studentów niestacjonarnych. Do zmian w strukturze zatrudnienia na uczelni przyczyniło się wiele innych czynników, m.in. reforma szkolnictwa wyższego - informuje Joanna Orłowska z UM.

Dotąd na UŁ pracę bez trudności zachowywali nauczyciele akademiccy (ok. 2,4 tys. osób), zaś zatrudnienie wśród obsługi, administracji i bibliotekarzy lekko falowało. W 2010 r. nasz uniwerek wypłacał pensje 1633 takim pracownikom, rok później 1568 osobom, zaś w 2012 r. zatrudnienie wzrosło do 1592 osób. Jednak w lutym donosiliśmy o planach na rok 2013: uczelnia zamierza zwolnić120 osób zatrudnionych w rektoracie i w innych jednostkach, które służą całej uczelni.

- Staramy się nie wybierać np. jedynych żywicieli rodziny oraz osób, które mogą nie poradzić sobie na rynku pracy ze względu na podeszły wiek - mówił w lutym "Dziennikowi Łódzkiemu" Rafał Majda, kanclerz Uniwersytetu Łódzkiego.

"U nas nie było cięć zatrudnienia, prowadzona jest racjonalna polityka zatrudnienia, a zmiany w zatrudnieniu wynikają z naturalnych zjawisk, jak np. przejście na emeryturę czy zakończenie okresu zatrudnienia" - czytamy w odpowiedzi Ewy Chojnackiej z PŁ. Warto zauważyć, że PŁ i UŁ tworzą miejsca pracy w nowym dla nich wycinku edukacji: mają swoje ogólniaki (UŁ jedną klasę będzie prowadzić we spółpracy z UM, zaś PŁ uruchamia również gimnazjum).

Zapewne w kolejnej analizie należałoby zwrócić uwagę także na publiczne szkolnictwo artystyczne. Choć podana właśnie przez filmówkę liczba 34 kandydatów ubiegających się o każdy z 20 indeksów aktorstwa wskazuje, że maturzystów, uznających się za potencjalnych artystów, raczej nie brakuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Niż demograficzny może zaszkodzić publicznym uczelniom - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki