Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Noc na zielonym materacu w izbie wytrzeźwień w Łodzi

Jacek Losik
Jacek Losik
Pij uważnie. Inaczej spędzisz noc na  zielonym materacu
Pij uważnie. Inaczej spędzisz noc na zielonym materacu Krzysztof Szymczak
W piątki, Zakład Diagnostyczno-Obserwacyjny w Łodzi, dawna izba wytrzeźwień, przechodzi oblężenie. Co weekend trafia tu bowiem kilkaset osób, które w porę nie odstawiły kieliszka. W jakich warunkach spędzą noc?

Nie ma czego żałować ten, kto nigdy nie nocował w Zakładzie Diagnostyczno-Obserwacyjnym Miejskiego Centrum Zdrowia Publicznego w Łodzi, czyli dawnej izbie wytrzeźwień. To nie hotel z luksusami, a przebywający w nim goście (zwani w prywatnych rozmowach personelu ZDO „trollami”), co by tu nie mówić, nie są osobami, z którymi można mile spędzić wieczór lub noc. Nie zmienia to faktu, że w poczekalni placówki przy ul. Kilińskiego 232 (tam mieści się izba) często są tłumy. Trzeba wykazać się cierpliwością, aby dostać się do środka.

Poczekalnia pęka w szwach

Gdy odwiedziliśmy Zakład Diagnostyczno-Obserwacyjny, poczekalnia świeciła jeszcze pustkami. Nic dziwnego. Było południe w środku tygodnia. Im bliżej weekendu i im późniejsza godzina, izba przyjęć zaczyna się coraz mocniej zapełniać. Do izby oprócz stałych bywalców, trafiają osoby, które zatraciły się podczas imprezy. W efekcie, do wnętrza pofabrycznego budynku robi się kolejka. Całkiem spora.

- W weekendy jest tutaj prawdziwy młyn. Non stop ktoś tutaj jest. Jeden pacjent wychodzi, ale za chwilę na jego miejsce przychodzi kolejna osoba. Przyjmujemy po 50 osób dziennie. Bywają jednak też wyjątkowo trudne dni robocze, gdy na przykład w środę przyjmujemy w ciągu doby 40 nietrzeźwych. Skąd ten nagły przyrost? Nie wiadomo - mówi dr Adam Piotrowski, kierownik ZDO w Łodzi.

Jak twierdzi lekarz, najgorzej jest jesienią i zimą. Latem jest trochę luźniej, bo miasto odrobinę się wyludnia, a nasi stali klienci zaszywają się na działkach. Poza tym, bezdomni, którzy są przywożeni na ul. Kilińskiego, a którzy nie są mocno pijani, wypuszczani są od razu na zewnątrz. Zimą, gdy wiadomo, że nie mają gdzie iść, zostają w zakładzie. Niemniej, mimo mniejszego ruchu latem, izba przyjęła w czerwcu i lipcu 2.244 osoby. Od 1 do 23 sierpnia (dnia naszej wizyty) - 728.

Poczekalnie w weekendy wypełniają się po brzegi nie tylko nietrzeźwymi. Dwukrotnie więcej jest mundurowych, którzy od czwartku do niedzieli spędzają w ZDO długie godziny, czekając aż osoba, którą przywieźli, zostanie przyjęta. Odczuliśmy to również na własnej skórze, gdy wybraliśmy się na weekendowy patrol ze strażą miejską. Jechaliśmy tzw. klatką - radiowozem przystosowanym do przewozu nietrzeźwych w specjalnie zaprojektowanym bagażniku, wyposażonym między innymi w monitoring i specjalnie siedzisko.

Informacje o pijanych podaje dyżurny. Pierwszą osobą, o której powiadomiono patrol, był bezdomny siedzący przy przystanku autobusowym na Radogoszczu. Po kilku podstawowych pytaniach, o tożsamość, miejsce zamieszkania itp. mężczyzna został zaprowadzony na tył „klatki”. Nie ujechaliśmy więcej niż kilometr, dyżurny poinformował o kolejnym nietrzeźwym, tym razem na Polesiu. W przeciwieństwie do poprzednika, mężczyzna miał miejsce zamieszkania. Strażnik zadzwonił do jego rodziny, ale ona odmówiła przyjęcia go w takim stanie. Nie było wyjścia. Obaj panowie trafili na izbę. W poczekalni spędziliśmy z nimi... 3 godziny.

CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Tak to niestety wygląda w weekendy. Chcielibyśmy, aby przyjęcie trwało jak najkrócej, aby funkcjonariusze wrócili do patrolowania ulic. Łodzianie też się denerwują, gdy nas wzywają i muszą długo czekać na naszą interwencję - mówi Piotr Czyżewski, zastępca komendanta ds. prewencji w straży miejskiej w Łodzi.

Kierownik Zakładu Diagnostyczno-Obserwacyjnego tłumaczy jednak, że czasu spędzonego w poczekalni nie można skrócić. Dlaczego? Rzeczy, które dzieją się za zamkniętymi drzwiami izby przyjęć nie da się przyspieszyć, bo może je wykonywać tylko jedna osoba - lekarz pełniący dyżur.

Za zamkniętymi drzwiami

Pierwszym przystankiem po przekroczeniu drzwi poczekalni jest pomieszczenie, przypominające centrum dowodzenia. Na ścianie powieszone są dwa ekrany z obrazem z kamer umieszczonych w każdej celi. Tam pacjent zostawia cały swój dobytek, najczęściej telefon, pieniądze, biżuteria. Następny etap to badanie. Lekarz sprawdza stan ogólny przywiezionego oraz zawartość alkoholu w organizmie. Jeśli oczywiście jest na tyle samodzielny, aby dmuchnąć w alkometr. Chociaż prawdziwi rekordziści trafiają na oddział toksykologii Instytutu Medycyny Pracy, ale w ZDO również są osoby z imponującymi wynikami.

- Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy ktoś jest tzw. rekordzistą, bo tacy zazwyczaj nie mają siły dmuchać. Skala w naszym aparacie kończy się na nieco ponad 6 promilach w wydychanym powietrzu. Bardzo rzadko ktoś osiąga ten wynik i nadal ma siłę dmuchać, ale co jakiś czas zdarzają się jednak tacy obywatele. Generalnie, dla tzw. zawodowców, którzy do nas trafią, wynik 4,5 promila to nic dziwnego - mówi dr Piotrowski.

"Izba wytrzeźwień" w Łodzi pełna pijaków. Od lipca przyjęli 1845 osób [ZDJĘCIA]

Później nietrzeźwy zostaje oficjalnie przyjęty do zakładu. Wraca do „centrum dowodzenia”, gdzie jego imię trafia do księgi głównej, a dobytek zostaje opisany. Cenne przedmioty trafiają do sejfu, a pacjent - do celi (panowie idą do pomieszczeń w korytarzu po lewej, panie po prawej). Dla tych, którzy mają problemy z chodzeniem, pracownicy skonstruowali specjalny wózek o bardzo ostro nachylonym siedzisku. Dzięki temu łatwo jest na nim usiąść, ale nie zdarzył się jeszcze taki klient, który by z niego wstał - twierdzą.

Noc na zielonym materacu

Łącznie w budynku przy ul. Kilińskiego są 43 miejsca. 30 dla mężczyzn, 10 dla kobiet. Pozostałe trzy, to miejsca przymusu bezpośredniego dla wyjątkowo agresywnych osób. Dla nich przygotowane są osobne cele, wyposażone w łóżko z pasami.

Pozostali, grzeczni goście izby dostają kilku- lub jednoosobowe pomieszczenia. W obu rodzajach każdy otrzymuje materac obity zielonym tworzywem, przypominającym skórę. Ponadto, przyjęci dostają koc oraz 5 litrowy baniak wody. Niezbędnym wyposażeniem każdej celi jest również toaleta.

W placówce przy ul. Kilińskiego są wykorzystywane dwa modele ubikacji - tańsza, klasyczna (z zewnętrzną muszlą) oraz zdecydowanie droższa - kucana (tzw. arabska). Personel o wiele bardziej ceni sobie tę drugą. Nie ma bowiem dnia, aby muszle nie zostały zniszczone, albo żeby ktoś nie zranił sobie o nie głowy.

Po kilku godzinach, czyli w momencie gdy pacjenci zyskują samoświadomość oraz władzę nad swoim ciałem otrzymują z powrotem zostawione w sejfie kosztowności i wypuszczani są na wolność. Jeśli bardzo doskwiera im ból głowy, mogą liczyć również na środek przeciwbólowy.

Ci, którzy trafili na izbę przypadkiem, bo akurat za dużo wypili, raczej już nie wracają. Dr Adam Piotrowski przyznaje jednak ze smutkiem, że niestety większość gości, trafia na Kilińskiego następnego dnia, a nawet jeszcze tej samej doby.

Rekordy w zawartości alkoholu w organizmie

Na całym świecie uznaje się, że śmiertelną dawką alkoholu we krwi są ponad 4 promile. Polacy (i bezkonkurencyjni Rosjanie) wielokrotnie jednak pokazali, że są w stanie uzyskać o wiele wyższe wyniki.
Rekord Polski został ustanowiony w 1995 roku. Wynosi 14,8 promila alkoholu we krwi, a jego autorem jest Tadeusz S. Pijany mężczyzna... prowadził samochód. Podróż zakończyła się jednak tragedią, bowiem Tadeusz S. spowodował wypadek. Odniesione obrażenia były na tyle poważne, że kilkanaście dni później mężczyzna zmarł.
Dziewięć lat później, mieszkaniec wsi Maków-Kolonia (powiat skierniewicki) był bliski pobicia rekordu Tadeusza S. 45-latek miał 12,3 promile we krwi. Mężczyzna miał podwójne szczęście. Nie zabiła go ani ogromna dawka alkoholu, ani samochód, który go potrącił, gdy wracał z libacji do domu. Z urazem głowy i złamaną nogą trafił do skierniewickiego szpitala. Zaraz po tym, policja starała się go przesłuchać, ale nie był w stanie odpowiedzieć na żadne pytanie. Drugiego dnia, przypomniał sobie swoją tożsamość i gdzie mieszka. Nadal nie wiedział co się stało, gdzie był i z kim pił. Nie pamiętał też, że potrącił go samochód.
W 2012 r. ponownie doszło do śmiertelnego wypadku z rekordzistą. Jedna z ofiar zderzenia w Dobrołęce miała ponad 22 promile. Krwi nie pobrano jednak z żyły, a z rany, dlatego uznaje się, że płyn był zanieczyszczony.

Wydarzenia tygodnia w Łódzkiem. Przegląd wydarzeń 22-28 sierpnia 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki