18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowe Centrum Łodzi jako miś na miarę naszych możliwości

Piotr Brzózka
EC1 wygląda efektownie. Równie imponujące są koszty utrzymania obiektu
EC1 wygląda efektownie. Równie imponujące są koszty utrzymania obiektu Grzegorz Gałasiński
Nowe Centrum Łodzi wyłania się z mgły i wyłonić nie może. Za czasów prezydentury Jerzego Kropiwnickiego mgła spowijała szczegóły, zmysły karmiła za to rozbuchana wizja. Następcy Kropiwnickiego, wprost przeciwnie - mozolnie szukają podstaw ekonomicznych, analizują potrzeby rynkowe, grzebią się w strukturze własności. Tyle że wizji trudno się dopatrzyć.

Najtrudniej dostrzec, co miałoby być kołem zamachowym całego projektu. Bo chyba nie dworzec - dworce pełniły role miastotwórczą, tyle że w połowie XIX wieku. Pytanie - czy w związku z tym nie skończy się na budowie osadzonego w łódzkich realiach Mokotowa-bis, skrzyżowanego z tańszą kopią Miasteczka Wilanów?

Błażej Moder, szef zarządu NCŁ, o starej i nowej filozofii mówi tak: - Nie będę rywalizował z wizjami administracji Jerzego Kropiwnickiego i Fundacji Sztuki Świata, bo licytując się na skalę i brawurę przedsięwzięć, zawsze przegram. Pamiętajmy, że wizje oderwane od ekonomicznej rzeczywistości są nierealne. Jeśli projekty nie są przemyślane co do szczegółu, to tworzą duże problemy, czego przykładem są wysokie, sięgające milionów złotych koszty związane z utrzymaniem kompleksu EC1. Nie jest trudno wyjść i obiecać śmiałe wizje oparte na ogromnych inwestycjach z publicznych pieniędzy - takie jak: EC1, Specjalna Strefa Sztuki czy Camerimage Łódź Center. Ale jak zaczynamy się zastanawiać, jakie byłyby obciążenia dla budżetu miasta, związane z utrzymaniem wszystkich tych inwestycji, to może lepiej, że niektóre z nich nie powstały, mimo swej brawury, skali i powabu. Realizując Program Nowego Centrum Łodzi musimy jasno określić rolę i możliwości finansowe rządu i samorządu. Naszym zadaniem jest zaplanowanie ładu przestrzennego, zapewnienie infrastruktury transportowej, przygotowanie oferty kulturalnej i stworzenie warunków do inwestycji kapitału prywatnego. Łódzcy podatnicy nie mogą brać na siebie ciężaru budowy całego Nowego Centrum - mówi Moder.

No dobrze, skoro mowa o powabie inwestycji firmowanych przez Kropiwnickiego, warto wprost zapytać, w jaki sposób władze Łodzi zamierzają uwieść mieszkańców, turystów i inwestorów, by przekonać ich do nowszej wersji nowego centrum.

Koncepcja zagospodarowania 90 hektarów zaniedbanego, choć położonego w centrum miasta terenu, powstała w 2007 roku. Wystarczyło jednak kilka lat, by wizję powtórki cudu z Bilbao - gdzie budowa muzeum projektu Franka Gehry'ego tchnęła nowe życie w zapuszczone przemysłowe miasto - zastąpić kompletnie inną wizją. O ile w ogóle można tak rzecz nazywać, bo ujmując w dużym skrócie, jest to filozofia "misia na miarę naszych możliwości". Jaki ten miś będzie - też właściwie nie wiadomo.

Częściowo w kreśleniu jego kształtów bierze udział firma doradcza Deloitte, która w listopadzie ma zakończyć analizę potrzeb rynkowych, w oparciu o którą miasto ma zdecydować o podziale funkcji zabudowy, jaka miałaby w przyszłości powstać na tym terenie. To symptomatyczne. Za czasów prezydentury Jerzego Kropiwnickiego wizja NCŁ wykuwała się w głowach projektantów wizjonerów - Roba Kriera czy Franka Gehry'ego, dziś bazą mają być chłodne kalkulacje międzynarodowego koncernu doradczego.

Oczywiście, to duże uproszczenie. Jerzy Kropiwnicki zwraca uwagę, że na wszystko jest czas i miejsce, i gdyby zamienił się z obecną władzą na czas rządzenia, to on dokonywałby niektórych szczegółowych analiz. "Nie mówi się o jedzeniu zupy i trzymaniu łyżki, gdy garnek dopiero jest stawiany na gaz" - metaforycznie ogarnia temat Kropiwnicki. Z drugiej strony obecny wiceprezydent Marek Cieślak deklaruje, że elementy wizji Kriera są wykorzystywane przy tworzeniu planu zagospodarowania przestrzennego dla NCŁ. Plan ten, wedle różnych relacji, miałby być być przyjęty najwcześniej wiosną, najpóźniej jesienią 2014 roku.

Choć nic nie jest tu czarno-białe, wyraźnie jednak widać zmianę w podejściu do Nowego Centrum Łodzi i nie wszystko jest kwestią naturalnie następujących po sobie sekwencji. Nowe władze Łodzi dość szybko po objęciu władzy przystąpiły do rozmontowywania starych koncepcji i rozkładania na czynniki pierwsze tego, co zostało zrobione w kwestii NCŁ za czasów poprzedników. Szybko wskazano na błędy i wypaczenia oraz zaocznie skazano winnych.

Nim ujrzał światło dzienne raport z audytu projektu NCŁ, w eter poszły zarzuty, że z właściwą powagą nie były dotąd traktowane zagadnienie własności gruntów. A okazało się, że - tak jak w całej Łodzi - mamy do czynienia z ogromnym rozdrobnieniem: 542 nieruchomości rozlokowane na 90 hektarach. Z tego wszystkiego ledwie 18 ha należało do gminy, 15 ha było własnością gminy z wieczystymi użytkownikami, 5 ha to własność Skarbu Państwa, 15 ha - SP wraz z wieczystymi użytkownikami. Kilka hektarów to mutacje gminno-państwowo-prywatne. 2 hektary (8 działek) należały do właścicieli, których nie udało się ustalić. I wreszcie aż 22 hektary (126 nieruchomości) były w rękach prywatnych właścicieli. Błażej Moder przyznawał 2 lata temu, że miasto nie wie nic o zamiarach tych właścicieli i o tym, jak zapatrują się na kwestię budowy NCŁ.

Czy dziś jest lepiej? Ponoć tak. Marek Cieślak twierdzi, że sprawy własnościowe są wyczyszczone i nie dojdzie na tym polu do żadnych konfliktów, z wyjątkiem konfliktu z firmą Enkev - tu widoków na porozumienie już nie ma. Co do intencji prywatnych właścicieli, siłą rzeczy ma je ukierunkować plan zagospodarowania. Czy tak będzie - zobaczymy.

W połowie 2012 roku ukazały się wyniki audytu przeprowadzonego przez znaną firmę doradczą KPMG, określone przez niektórych jako miażdżące, choć np. były wiceprezydent Włodzimierz Tomaszewski w wydanym oświadczeniu stwierdził, iż audyt nie określił żadnych zarzutów, a jedynie użyto w nim sformułowań oczekiwanych przez zamawiającego, pomijając istotne uwarunkowania. A Jerzy Kropiwnicki wprost nazywa to bzdurą, znów przekonując, że na wszystko jest czas i miejsce - a jego kadencja nie była jeszcze tym czasem, w którym należało się rzeczami wskazanymi w audycie zajmować.
W każdym razie ekipa Hanny Zdanowskiej z audytu KPMG wyciągnęła następujące wnioski: nie opracowano całościowego planu finansowania, nie opracowano mapy ryzyka, zbyt późno podjęto rozmowy z firmą Enkev o przeniesieniu produkcji w inne miejsce, nie wyznaczono osoby nadzorującej cały projekt NCŁ, nie prowadzono należytej kontroli, porozrzucano kluczowe dokumenty po różnych miejscach.

W wyniku audytu powstał Zarząd NCŁ (co zresztą od razu doprowadziło do awantury o jego budżet), projekt NCŁ rozszerzono z 90 do 100 hektarów (rozciągając zasięg aż do ulicy Piotrkowskiej) i przede wszystkim ostatecznie zrezygnowano z dwóch przedsięwzięć, które miały być magnesami NCŁ - Specjalnej Strefy Sztuki oraz Centrum Festiwalowo-Kongresowego Camerimage.

Od dwóch lat władze Łodzi sugerują, że w miejsce obu inwestycji, które wypadły z NCŁ, pojawią się inne projekty o charakterze publicznym. Deklaracje takie słyszeliśmy już 20 miesięcy temu. Po upływie tego czasu projekty te są równie tajemnicze jak wówczas, o ile w ogóle są - w każdym razie nie sposób się dowiedzieć o konkretny pomysł na zagospodarowanie tych przestrzeni. Czy będzie to jakaś nowa forma centrum festiwalowo-kongresowego, tym razem miejskiego, jak przebąkiwano na początku? Raczej nie. Zdaniem Błażeja Modera, EC1, wspólnie m.in. z Teatrem Wielkim, wyczerpuje już zapotrzebowanie na funkcje kulturalne w tym rejonie miasta.

Wychodzi na to, że jedyną konkretną pozostałością po starych zamierzeniach jest EC 1, niewątpliwie atrakcyjny architektonicznie obiekt, choć nieprzestający prowokować do pytań o przeznaczenie i nakłady na bieżące utrzymanie. Czy receptą będzie stworzenie tu centrum gier "Gameinkubator"?

W tym miejscu trzeba wspomnieć o Bramie Miasta, czyli stosunkowo nowym pomyśle. Dwa lata temu miasto chwaliło się pozyskaniem do współpracy Daniela Libeskinda. Światowej sławy architekt z łódzkimi korzeniami miał zaprojektować Bramę, charakterystyczny obiekt otwierający tereny nowego centrum. Na marginesie: po prezentacji wizualizacji obiekt, choć ładny, został ochrzczony mianem szubienicy.

20 miesięcy później teren pod budowę Bramy jest wystawiony na przetarg, a miasto chce uzyskać za niego 40 mln zł. Nie mówi się już tylko o Libeskindzie. A brama ma być po prostu biurowcem, choć próbuje się do tego dorabiać ideologię.

Jest oczywiście jeszcze dworzec podziemny, pytanie, czy to inwestycja warta pokładanych w niej nadziei? Kolej to tylko środek komunikacji, w dodatku znany od przeszło 150 lat. W pierwotnych założeniach pociąg miał przybliżać podróżnych do atrakcji turystycznych nowego centrum. Dziś wygląda to tak, jakby jego główną funkcją, oprócz komunikacyjnej, było generowanie ruchu w centrach handlowych powstałych w tej okolicy.

Można też oczywiście założyć, że dworzec ściągnie pracowników z innych miast do biur wybudowanych w NCŁ, ale jeśli tak, to pytanie po co? Czyżbyśmy zakładali radykalny spadek bezrobocia w Łodzi? Zresztą równie dobrze można przyjąć, że stanie się dokładnie odwrotnie - za pomocą dworca mieszkańcom NCŁ łatwiej będzie co rano eksportować swój talent do Warszawy.

Filozofia NCŁ na dziś wygląda tak. W projekcie nowego centrum nie może chodzić tylko o to, żeby było ładnie. Projekt ma być przede wszystkim oparty o dane ekonomiczne. I tu zaskoczenie - w magistracie panuje przekonanie, że niewłaściwe rozłożenie proporcji mogłoby w obecnej sytuacji ekonomicznej i demograficznej miasta przełożyć się negatywnie na inwestycje prywatne w innych częściach Łodzi. Mówiąc wprost - NCŁ mogłoby zadusić resztę miasta. Stąd stwierdzenie, że NCŁ nie może być miastem w mieście, stąd nacisk na analizy zapotrzebowania rynkowego. Nie znamy jeszcze ich wyniku, jednak wnioski sformułowane przed momentem mogłyby sugerować, że potencjał nie jest oszałamiający.

Błażej Moder mówi, że NCŁ ma być "normalnym miastem". Gęsta siatka ulic, rozległe tereny zielone, zrewitalizowane kamienice (to na obszarze między Kilińskiego i Piotrkowską), a na terenach wokół dworca - działki na sprzedaż, z działką pod Bramę Miasta na czele. NCŁ ma być wpisane w kontekst ekonomiczny i społeczny, a nie zabudowane monumentalnymi budowlami, które mieliby utrzymywać mieszkańcy. Rola miasta ma być ograniczona do sporządzenia planów, sprzedaży ziemi czy budowy infrastruktury. Takie podejście jasno pokazuje, że Łódź, jako gmina, nie będzie najprawdopodobniej budować kolejnych kół zamachowych.

W Zarządzie NCŁ panuje niewiara w "efekt Bilbao". W zamian pozostaje wiara w magię "normalnego miasta" i terenów inwestycyjnych w dużym nagromadzeniu. Czy to nie za mało? Zwłaszcza że inwestorzy nie walą do Łodzi drzwiami i oknami - wystarczy spojrzeć na ilość niezabudowanych działek w mieście. A normalne miasta są wszędzie na świecie, jedne ładne, inne brzydkie. Trudno mieć do kogoś pretensję, że najpierw liczy, a potem rysuje, a myślenie romantyczne zastępuje pozytywistycznym. Jak to jednak bywa w takich przypadkach, po zejściu z chmur na ziemię, czasem wszystko robi się dość przyziemne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki