Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowe Centrum Łodzi: miał być "efekt Bilbao", jest liczenie na "efekt nowego ratusza" ZDJĘCIA

Marcin Darda
Marcin Darda
Magistrat rozstrzygnął właśnie konkurs na architektoniczny kształt nowego gmachu UMŁ, który ma się mieścić w NCŁ, przy Rynku Kobro i Dworcu Łódź Fabryczna. Marek Janiak, architekt miasta i szef jury konkursowego, stwierdził, że wygląd ratusza musi mieć swoją rangę, bo to jeden z najważniejszych obiektów miasta, a nie tylko ten zwycięski projekt, ale i pozostałe nagrodzone, pokazują urząd jako obiekt wyróżniający się w strukturze miasta, wręcz imponujący.CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE>>>
Magistrat rozstrzygnął właśnie konkurs na architektoniczny kształt nowego gmachu UMŁ, który ma się mieścić w NCŁ, przy Rynku Kobro i Dworcu Łódź Fabryczna. Marek Janiak, architekt miasta i szef jury konkursowego, stwierdził, że wygląd ratusza musi mieć swoją rangę, bo to jeden z najważniejszych obiektów miasta, a nie tylko ten zwycięski projekt, ale i pozostałe nagrodzone, pokazują urząd jako obiekt wyróżniający się w strukturze miasta, wręcz imponujący.CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE>>>
Nowe Centrum Łodzi miało być nowym nie tylko z nazwy. Miał być „efekt Bilbao”, spektakularne nazwiska architektów i miliony turystów, będzie dzielnica biurowa z funkcjami sypialni i nowym budynkiem Urzędu Miasta Łodzi.

Magistrat rozstrzygnął właśnie konkurs na architektoniczny kształt nowego gmachu UMŁ, który ma się mieścić w NCŁ, przy Rynku Kobro i Dworcu Łódź Fabryczna. Marek Janiak, architekt miasta i szef jury konkursowego, stwierdził, że wygląd ratusza musi mieć swoją rangę, bo to jeden z najważniejszych obiektów miasta, a nie tylko ten zwycięski projekt, ale i pozostałe nagrodzone, pokazują urząd jako obiekt wyróżniający się w strukturze miasta, wręcz imponujący.

Skąd w ogóle pomysł przeprowadzki z pałacu Juliusza Heinzla przy Piotrkowskiej 104? Prezydent Hanna Zdanowska (PO) tłumaczyła, że dziś UMŁ to 23 lokalizacje, często w budynkach nieprzystosowanych do wizyt interesantów, na dodatek takich, w których trudno wdrożyć elektroniczny obieg dokumentów, a „latanie z papierami” między wydziałami rozrzuconymi po całym mieście też kosztuje. Część budynków jest wynajmowana, poza tym wyliczono, że skorzysta na tym budżet miasta: oszczędności mają przynieść miliony w skali kilku lat, należące do miasta budynki można wynająć, a skorzystać mają łodzianie, którzy wszystko załatwią w „sprawnym, przyjaznym i otwartym na mieszkańca urzędzie”.

Finansowanie? Tu ma wejść formuła partnerstwa publiczno-prywatnego. Budynek postawi prywatny inwestor, a miasto będzie mu płacić czynsz, dopóki inwestorowi inwestycja się nie zwróci. Jeśli wszystko pójdzie gładko, przeprowadzka 2 tys. urzędników nastąpi w 2023 r. Urzędnicy zaś mają w pustej i rodzącej się w bólach od lat nowej dzielnicy generować ruch, tak jak interesanci przybywający do NCŁ załatwić swoje sprawy. Teraz ruchu nie ma, bo też NCŁ jest dziś czymś innym, niż miało być wedle pierwotnej koncepcji.

Nowe centrum na ugorze

90 hektarów terenu przy odrapanym i niefunkcjonalnym dworcu Łódź Fabryczna, gdzie kończą się tory i stała pierwsza w mieście Elektrociepłownia EC1, było ugorem przez całe lata. I to właśnie wokół nich w 2005 r. za kadencji Jerzego Kropiwnickiego zaczęto formułować ideę NCŁ. O dworcu w nowej formule pomyślano jako o przelotowym dzięki tunelowi łączącemu go ze stacjami po zachodniej stronie Łodzi, a zabytkowa EC1 miała zyskać po rewitalizacji funkcję centrum kultury.

Ekipie Kropiwnickiego udało się zainteresować nazwiska ze światowego topu. NCŁ projektował słynny luksemburski architekt Rob Krier, głównym obiektem miał być Camerimage Łódź Center projektu samego Franka Gehry’ego, architekta o marce globalnej, na dodatek z łódzkimi korzeniami. Miała powstać Specjalna Strefa Sztuki, zwana gigantyczną szklaną rurą, a słynny reżyser David Lynch miał tu otworzyć swoje studio... To wszystko miało się złożyć na powtórzenie „efektu Bilbao”, czyli wykreować zupełnie nowy wizerunek Łodzi, a słynne nazwiska i związane z nimi obiekty przyciągnąć miliony turystów dowożonych na podziemny dworzec koleją dużych prędkości. Rzeczywistość jednak okazała się inna, a to głównie za sprawą rzeczywistości politycznej.

Materiał na film Lyncha

Kropiwnicki został odwołany w referendum na początku 2010 r. Władzę w mieście przejęła PO i Hanna Zdanowska, a NCŁ zaczęła dopadać dyskontynuacja. Marek Żydowicz po konflikcie z radnymi PO i ich odmowie finansowania wkładu własnego w CŁC zabrał Festiwal Camerimage do Bydgoszczy, a potem Torunia, razem z projektem Gehry’ego i zainteresowaniem NCŁ Lyncha. Projekt szklanej rury za czasów zarządu komisarycznego miasta spadł z dofinansowania nawet na liście rezerwowej, zresztą okazał się mieć wady i niejasną strukturę własności, a do dziś jest przedmiotem sporów sądowych. To oczywiście gigantyczny skrót, bo szczegółów i kontekstów tego, co się działo w sprawie NCŁ, nawet Lynchowi wystarczyłoby na kilka filmów o skomplikowanej i zagmatwanej strukturze fabuł. Prezydent Zdanowska projektowaniem w NCŁ zdołała zainteresować innego słynnego architekta, również z łódzkimi korzeniami, Daniela Liebeskinda. Zaprojektował koncepcję Bramy Miasta, która miała być nowym symbolem NCŁ, ale i ta idea umarła w 2014 r. po kontroli NIK, która zarzuciła urzędnikom nietransparentny przetarg. Dziś mamy w NCŁ dworzec, który czeka na połączenie tunelem, EC1, a także Bramę Miasta, ale zupełnie inną i bez nazwiska słynnego architekta.

Nowy ratusz, nowy impuls

NCŁ przestało na lata budzić emocje, aż do wybuchu pandemii. Latem 2020 r. Hanna Zdanowska i wiceprezydent Wojciech Rosicki ogłosili pomysł z budową nowego ratusza, który miał tchnąć w NCŁ nowy impuls. Przy okazji zaś także weryfikację miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, które uchwalono w 2014 r. Powód był m.in. taki, że inwestycje prywatne w dobie pandemii w NCŁ stanęły i trzeba było zapytać inwestorów, jakie mają oczekiwania. W grudniu Rada Miejska podjęła decyzję o otwarciu na zmiany w planach. W styczniu 2021 r. wiceprezydent Adam Pustelnik ogłosił, że pandemia obróciła świat i życie o 180 stopni, a jak świat i życie, to i NCŁ.

Widzimy potrzebę stworzenia tu większych możliwości wyboru tego, co zostanie zbudowane na poszczególnych działkach – mówił Pustelnik. – Zamiast wymogu budowy biur zaproponujemy elastyczność w doborze funkcji: mieszkania, lokale usługowe, rozrywka, kluby fitness, a nawet instytucje kultury, jeśli ktoś uzna, że to jest opłacalne.

Wiceprezydent Pustelnik wygłosił tę opinię trzy tygodnie po sesji Rady Miejskiej, która przejdzie do historii Łodzi jako jedna z bardziej kontrowersyjnych, choć dziś nikt pewnie jeszcze tego nie wie. Otóż referujący ponowne przystąpienie do trzech planów Robert Warsza, szef Miejskiej Pracowni Urbanistycznej, nie potrafił ukryć – i nie jest to zarzut – jak bardzo obawia się otwarcia tych planów. Inwestorzy, choćby Ghelamco, które kupiło działkę za 85 mln zł (niegdyś współpracował z tą firmą wiceprezydent Pustelnik), chce większego udziału zabudowy mie-szkaniowej zamiast usługowej. Inny inwestor, właściciel terenu po wyburzonym hotelu Centrum, chce zmian dopuszczających projektowanie obiektu do wysokości 105 m itd.

Warsza odpowiadając na pytania stwierdził, że „plany powinny oferować stabilność, zwłaszcza w okresach gorszej koniunktury, nie powinny pobudzać rynku spekulacyjnego”. Dodał też, że obawia się otwarcia planów, a także nie wie, co jest lepsze: „stabilność czy liczenie na to, że w czasach trudniejszych na korzyść inwestorów pobudzą rynek”. Sformułowanie „na korzyść inwestorów” niektórzy radni przyjęli jako ostrzeżenie przed „potencjalną korupcjogennością” otwarcia planów, bo te zwiększą wartość nieruchomości kupionych przecież od miasta na warunkach planów obowiązujących. 18 marca wiceprezydent Pustelnik podpisał obwieszczenie o otwarciu na nowe wnioski trzech planów NCŁ, 23 marca na swoich stronach opublikowała je Miejska Pracownia Uranistyczna, a dzień później cała dyrekcja MPU z Warszą na czele podała się do dymisji...

Urząd, główny inwestor

Teraz to magistrat wygląda na wiodącego inwestora w NCŁ. Sam pomysł przeniesienia magistratu i pobudzenia tej części Łodzi po porażce „efektu Bilbao” jest dobry, ale nie ma się co dziwić, że budzi kontrowersje. Może zyskać całe życie gospodarcze NCŁ i okolic, łącznie z małą przedsiębiorczością, bo urzędnicy wydadzą na bułkę, kawę czy obiad, na czym zarobić może nawet pusty dworzec, a interesanci dojadą quasi-metrem, które ma być gotowe w roku otwarcia nowego magistratu. Natomiast moment na realizację takiej idei jest najgorszy z możliwych. Władze Łodzi zyskają poklask biznesu, ale w czasie pandemii ogłoszenie tej inwestycji zawsze obudzi sprzeciw opinii publicznej, bo generuje naturalny ciąg logiczny, że to władza za pieniądze podatnika mości sobie nowe, drogie gniazdko, w sytuacji gdy ludzie tracą pracę. A prócz pandemii mamy także cięcia w łódzkiej oświacie i serię podwyżek za śmieci, prawdopodobnie wodę, bilety komunikacji miejskiej czy parkowanie. Wszystko wokół drożeje, a pensje w górę nie idą.

W mediach społecznościowych pomysł budowy nowego gmachu i przeprowadzki komentowany jest w stylu „A co tam, j***ć biedę, stać nas przecież, nie?”. Inspirację do takich komentarzy władze Łodzi zresztą zawdzięczają same sobie, bo jest w stylu promocji miasta, który zaakceptowały.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki