Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowe Centrum Łodzi. Plan NCŁ trafi do kosza przez zielony klin niezgody?

Piotr Brzózka
Plan miejscowy dla Nowego Centrum Łodzi ujrzał światło dzienne po dwóch latach procedowania. Teoretycznie jesteśmy już na ostatniej prostej, jeśli chodzi o krystalizację wizji NCŁ. W praktyce nie sposób dziś przesądzić, jaki będzie dalszy los planu.

Prof. Elżbieta Muszyńska, szefowa łódzkiego oddziału Towarzystwa Urbanistów Polskich, wystosowała list otwarty, w którym podnosi zarzut niezgodności planu z dokumentem nadrzędnym, jakim jest przyjęte w 2010 roku studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Miejska Pracownia Urbanistyczna wytacza wprawdzie szeroką paletę kontrargumentów, niepewność jednak została zasiana, trafiając na podatny grunt polityczny. Dlatego dziś wyobrazić sobie można przynajmniej kilka możliwych scenariuszy dalszego rozwoju wypadków.

Możliwe, że plan zostanie przyjęty w tej, bądź w zmodyfikowanej formie i szczęśliwie przez nikogo niezaskarżony zacznie funkcjonować. Najbardziej prawdopodobne terminy głosowania to czerwiec bądź w przypadku wprowadzenia większej ilości poprawek - wrzesień.

Ale nie jest też wykluczone, że w najbliższym czasie w ogóle nie trafi pod głosowanie. Mogą tego nie chcieć radni, ale też i urzędnicy za plan odpowiedzialni. Mówi się, że magistrat mógłby przeczekać do grudnia, by głosowanie przeprowadzić już po wyborach, w nowym układzie politycznym, bez klubu Łódź 2020, za to z SLD wciągniętym w orbitę władzy.

W kolejnym scenariuszu radni wezmą plan na tapetę i spektakularnie go wyrzucą do kosza. Ostatnia opcja, to przyjęcie planu przez radnych i jego późniejsze zaskarżenie. Mogą to zrobić służby wojewody (choć ponoć miejski i wojewódzki ośrodek władzy miały w tej sprawie zawrzeć pakt o nieagresji), ale może też zwykły Kowalski.

Każdy z kolejno wymienionych scenariuszy negatywnych wydłuża drogę do ostatecznego przyjęcia planu, a im dłużej dokument nie będzie obowiązywać, tym dłużej narzędziem planowania Nowego Centrum będą wydawane inwestorom decyzje o warunkach zabudowy, a to najgorsze z możliwych narzędzi. Jest to prawda na tyle oczywista, że straszak ten podnoszony jest i przez prof. Muszyńską, i przez władze Łodzi, tyle że z zupełnie innych pozycji...

Nowe Centrum Łodzi to 90 hektarów terenu, w sensie urbanistycznym momentami dość dziewiczego, choć z istotnymi ograniczeniami. Pierwszą wizję ukształtowania przestrzeni na obszarze wydartym kolei przedstawił światowej sławy planista Rob Krier, zaproszony do Łodzi za kadencji Jerzego Kropiwnickiego. Po zmianie władzy pierwotna wizja mocno ewoluowała, choć ponoć nad pracami prowadzonymi pod okiem architekta miasta Marka Janiaka wciąż unosił się duch Kriera...

Po dwóch latach wizja przybrała postać miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, przygotowanego przez MPU. Z wyłożonego w marcu projektu dowiedzieliśmy się, jak będą wyglądać kwartały ulic i że dominować będzie zabudowa 5-6-piętrowa, z wyjątkiem ulicy Nowowęglowej (do 33 metrów) i rejonów dworca - około 50 metrów.

Szybko okazało się, że plan nie spotkał się z powszechnym aplauzem. W dyskusji wyraźnie wybił się głos prof. Elżbiety Muszyńskiej z Politechniki Łódzkiej. W liście otwartym do władz Łodzi podkreśla ona, że przyjęcie planu cofa Łódź w dążeniu do realizacji wizji miasta zrównoważonego.

Prof. Muszyńska, która od lat postuluje stworzenie na terenie NCŁ dużego terenu zielonego, pisze, że w studium z 2010 roku wyrysowano klin zieleni, który mógłby łączyć centrum miasta z parkiem 3 Maja, tworząc rekreacyjny pas w środku Nowego Centrum i czyniąc to miejsce bardziej przyjaznym do życia. Jednak zamiast parku, zaprezentowany właśnie plan miejscowy zakłada bardzo gęstą zabudowę skoncentrowaną w sąsiedztwie ulicy Nowowęglowej. Szefowa łódzkiego TUP wylicza, że w całym wschodnim obszarze NCŁ jedynym przewidzianym elementem zielonym ma być pas wzdłuż projektowanej drogi dwupasmowej, zaś w części zachodniej skwer o powierzchni 1 hektara, a więc dwukrotnie mniejszej niż powierzchnia parku Moniuszki.

Zarzuca przy tym prof. Muszyńska poważne obciążenie natury prawnej. Jej zdaniem, brak wspomnianego klina zieleni sprawia, że plan jest niezgodny ze studium, czyli dokumentem nadrzędnym. A prawo takiej zgodności wymaga. Muszyńska postuluje dokonanie korekty planu, zanim ten trafi pod głosowanie w Radzie Miejskiej, tak by zminimalizować ryzyko znacznie większej straty czasu w przypadku dalszych perturbacji formalnoprawnych.

Kontrofensywa magistratu w odpowiedzi na ten list jest zmasowana. Wiceprezydent Marek Cieślak prosi, byśmy nie dali się zwariować, przekonuje, że plan nie rodzi problemów prawnych, zaś jego nieprzyjęcie będzie miało katastrofalne skutki, począwszy od tego, że miasto nie będzie sprzedawać działek bez planu, a są już ponoć chętni na zagospodarowanie 10 ha NCŁ. Z drugiej strony, w obliczu braku planu wolną rękę mają właściciele prywatnych gruntów i nikt nie jest w stanie zabronić im wypełnienia przestrzeni NCŁ na przykład dyskontami Biedronki.

Błażej Moder, szef zarządu NCŁ, mówi, że zgadza się z przemyśleniami profesor Muszyńskiej dotyczącymi zieleni, ale przekonuje, że plan nie może wyglądać inaczej, bo pewne rozwiązania narzuca przyjęty układ drogowy wokół dworca, którego częścią jest ulica Nowowęglowa. Układ ten został po prostu przerysowany do planu. Moder podkreśla, że tzw. decyzje ZRID-owskie, wydawane przy budowie dróg, są nadrzędne wobec studium, nie ma więc mowy o problemie prawnym. Z taką linią zasadniczo nie zgadza się prof. Muszyń-ska, która przekonuje, że ulica Nowowęglowa to jedno, a wyrysowana obok gęsta zabudowa w miejscu klina zieleni - to drugie.

Robert Warsza, szef MPU, zżyma się na to, argumentując, że w miejscu zielonego klina stoją dziś zabytkowe obiekty i nikt nie będzie ich burzył, żeby posiać trawę. Dodaje, że gdyby się ślepo trzymać mało precyzyjnego rysunku studium, to należałoby wyciąć 5 ha parku 3 Maja pod budowę Nowowęglowej...

I Moder, i Warsza podgrzewają atmosferę wytaczając działa personalne i sugerując, że list otwarty jest prywatną inicjatywą prof. Muszyńskiej. Moder dziwi się, że napisała go szefowa lokalnego oddziału TUP, podczas gdy prezes ogólnopolskich struktur TUP, prof. Tadeusz Markowski, jest członkiem Miejskiej Komisji Urbanistycznej, a ciało to opiniowało projekt planu i wydało mu pozytywną ocenę. Zdaniem Modera, plan generalnie był przekonsultowany z szerszym gronem ekspertów zewnętrznych i wewnętrznych i śmiało może być przyjęty przez Radę Miejską.

Wywołany do tablicy prof. Markowski zaznacza, że prof. Muszyńska przedstawiła swój autorski pogląd, przekonanie, iż w centralnej części miasta potrzebna jest przestrzeń otwarta, mniej intensywna, w typie Hyde Parku.

- Ja, pracując w Miejskiej Komisji Urbanistycznej, oceniam poprawność rozwiązań planistycznych z formalnego punktu widzenia. Przy czym jestem zwolennikiem mówienia o spójności, nie zaś o zgodności ze studium - mówi Tadeusz Markowski. Jaka to różnica? - Wolę patrzeć, czy jakieś rozwiązanie nie jest sprzeczne ze studium, czy nie pogarsza warunków funkcjonowania w mieście, nie szukam zaś totalnej zgodności. Możliwe bowiem jest, że w studium jest błąd albo zapis, który powstał 5 lat temu i nie przystaje do współczesnych warunków.

Oczywiście, prawnicy zasadę spójności zamienili w zasadę pełnej zgodności, tyle że tej zasady i tak się potem nie realizuje, bo w Polsce można budować nawet wtedy, gdy planu nie ma, jedynie na podstawie decyzji o warunkach zabudowy. A one nie muszą być ze studium zgodne - przekonuje prof. Markowski. Jego zdaniem wielce prawdopodobne jest, że kwestia planu będzie teraz rozgrywana przez opozycję. Profesor podkreśla, że źle by się stało, gdyby dokument nie został przyjęty. Przyznaje, że to nie jest najlepszy plan pod słońcem, ale szukanie lepszego rozwiązania na tym etapie może sprawić, że zostaniemy z niczym. A wówczas królować będą decyzje o warunkach zabudowy i dopiero będziemy płakać nad niezgodnościami ze studium.

Czy opozycja będzie kwestię planów rozgrywać, czy jedynie się nad nią pochyli z troską to kwestia nazewnictwa. Pewne jest, że łatwo planu przeforsować nie będzie - przedstawiciele trzech opozycyjnych klubów w Radzie Miejskiej tradycyjnie są dość zgodni w sceptycznym nastawieniu...

Jacek Borkowski, radny klubu Łódź 2020, z zawodu architekt, mówi, że jest pełen obaw. - Nie wiem, jak ustosunkowałby się do tego sąd, ale gdy popatrzymy w studium, to przeważającą funkcją dla tego klina jest zieleń. Tymczasem według planu miejscowego, większość tego trójkąta ma stanowić zabudowa mieszkaniowo-usługowa - zaznacza Borkowski. - Pomijając, że zieleni w NCŁ mogłoby być więcej, to się nie zgadza formalnie i to może być duży problem. Ten plan jest bardzo potrzebny, ale jeśli po drodze ktoś nawalił, to nie możemy przyłożyć ręki do tego, by uchwalić plan niezgodny ze studium, bo wystawilibyśmy się na kompromitację.

Marek Michalik z PiS mówi, że jeśli dokument jest niezgodny ze studium, to najlepiej by było, gdyby w ogóle nie trafił w takiej postaci pod głosowanie. - W tej sprawie pod uwagę będziemy brać głosy ze środowiska urbanistów, a w tym gronie pani prof. Muszyńska jest dla mnie ogromnym autorytetem - zaznacza Michalik. Również Maciej Rakowski, radny SLD, nie pozostawia złudzeń - jeśli plan jest niezgodny ze studium, nie ma co liczyć na poparcie jego klubu.

Czy wobec takich deklaracji można w ogóle zakładać, że plan zostanie przyjęty w tej kadencji? Na pewno jest to kolejny atrakcyjny temat do kampanii wyborczej. Nie przesądzając, kto ma rację w tym niejednoznacznym sporze - byłoby szkoda, gdyby merytoryczne argumenty w jednej z kluczowych dla Łodzi spraw miały utonąć w morzu politycznego szamba.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki