Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowe riksze mogą być ozdobą ulicy Piotrkowskiej

Matylda Witkowska
Żółta riksza pojawi się za kilka dni na Piotrkowskiej
Żółta riksza pojawi się za kilka dni na Piotrkowskiej Maciej Stanik/Polskapresse
W najbliższych dniach na ul. Piotrkowskiej pojawi się nowa riksza, w całości wyprodukowana w Łodzi. Może to czas na zmianę wizerunku naszych riksz?

Nowa riksza wykonana jest w kolorze żółtym, z elegancką, czarną kanapą i podnóżkiem. Pasażerów osłania przed deszczem półokrągły dach z osłonami w kształcie skrzydeł motyla. To pojazd prototypowy, który powstał od podstaw w Łodzi.

- Do tej pory riksze produkowaliśmy na ramie zwykłego roweru. Trzeba było je wzmacniać, co nie zawsze wyglądało estetycznie - mówi Aleksandra Tomczak, właścicielka firmy AT Instytut - Przychodziłam do sklepów Go Sport, kupowałam hurtem pięć, sześć rowerów. Gdy mówiłam, że zaraz je potnę, patrzyli się dziwnie. A potem się przyzwyczaili - dodaje.

Pracownicy firmy AT Instytut sami wykonują większość elementów riksz. Sami składają koła z piast, szprych i obręczy. - Dzięki temu możemy dobrać odpowiednio wytrzymałe szprychy - mówi Aleksandra Tomczak.

Teraz także rama produkowana będzie od podstaw w łódzkim zakładzie. - To zwiększy estetykę i bezpieczeństwo - mówi właścicielka firmy.

Pojazd jest już testowany. Na Piotrkowskiej pojawi się najwcześniej za tydzień. Czy to znaczy, że wkrótce deptak zaroi się do żółtych pojazdów? Niekoniecznie. Produkcja rikszy trwa około 10 dni roboczych. W ciągu pięciu lat działania firmy wyjechało z niej prawie 150 sztuk. 80-proc. zostało wysłanych na eksport, głównie do Niemiec.

- Riksza kosztuje około 4,5 tys. zł. W Niemczech zwraca się dużo szybciej - tłumaczy Aleksandra Tomczak.

Po Piotrkowskiej jeździ około 60 riksz. Należą do trzech dużych przedsiębiorców i kilku indywidualnych rikszarzy. Rikszarz płaci po 15-16 zł dziennie za wynajem, od pasażera dostaje 5 zł za kurs. Dziennie zarabia kilkadziesiąt złotych.

- Teraz na pasażera trzeba czekać i trzy godziny - mówi jeden z rikszarzy. - W dobrych czasach riksz jeździło 150, klient płacił 2,50 zł, a i tak zarabialiśmy więcej niż teraz - dodaje.

Rowerowe taksówki pojawiły się w Łodzi w 1999 r. Początkowo były dwie, potem szybko przybywały kolejne. W najlepszych czasach po Pietrynie jeździło prawie 200 takich pojazdów. Rynek riksz nie jest regulowany. Wyjechać może każdy, ceny ustalają sami przedsiębiorcy. Riksze mają też zostać po remoncie Piotrkowskiej. Tymczasem wśród łodzian krąży opinia, że riksze bywają brudne, a prowadzący je często są pijani.

- Nie czarujmy się, rikszarze nie są elitą społeczną. Ale ci panowie nie stoją w bramach, nie żebrzą tylko chcą pracować. I powinniśmy to docenić - mówi Aleksandra Tomczak.

O tym, że riksze to mogą być wesołe i kolorowe, przekonuje doświadczenie Monachium, gdzie produkowane w Łodzi riksze jeżdżą podczas festiwalu Octoberfest. - Tam bycie tzw. rajderem to zajęcie dla rowerowych maniaków i zabawa zarówno dla pasażerów i rikszarzy. Pojazdy są ozdabiane pomponikami, lampkami i kwiatami - mówi Aleksandra Tomczak.

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki