Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O "dobrym wrogu", burmistrzu z Poddębic

Joanna Leszczyńska
Trzy tysiące Żydów z getta w Poddębicach straciło życie w obozie w Chełmnie nad Nerem.
Trzy tysiące Żydów z getta w Poddębicach straciło życie w obozie w Chełmnie nad Nerem. Krzysztof Szymczak
18 marca, 1942 rok, na rynku w Poddębicach ma się odbyć egzekucja sześciu Żydów. Pięciu zostanie przywiezionych z getta z Litzmannstadt. Będą to poddębiccy Żydzi, znani mieszkańcom. Szóstego miał wskazać na polecenie gestapo burmistrz miasta Heinrich Bock, urzędujący tu, w imieniu Rzeszy. Ale nie wskaże. Bock nie zmrużył w nocy oka, ale nie zmienił zdania.

Właśnie przywieziono z getta w Litzmannstadt 30 Żydów. Piątka wysiadła na rynku, a pozostali pojechali na stracenie do innych miejscowości. Każdy z nich miał na kurtce żółtą gwiazdę Dawida i namalowany biały krzyż na znak, że zostaną powieszeni. Bock jest poruszony, że starszy z Żydów ma na żądanie gestapo wygłosić przemówienie przed straceniem swych rodaków. To Żydzi mają wyprawić swych współbraci na tamten świat. Jeden z Żydów wiesza syna, drugi brata. Do Bocka z trudem dociera, że dają w ten sposób dowód swojej najwyższej miłości.

W czasie egzekucji konstrukcja szubienica nie wytrzymała. Dwa ciała zawisły, a trzej Żydzi spadli na ziemię. Zgromadzeni ludzie na rynku płakali, wręcz wyli, tylko nieugięci pozostali sami Niemcy. Zarządzili naprawienie szubienicy i dokończenie egzekucji. Dla Bocka to jest moment przełomowy. Nazywa w swoim pamiętniku Niemców sadystami i bestiami.

Ponad 20 lat później , w 1963 roku Instytut Historii Współczesnej w Monachium wydał "Pamiętnik z kraju Warty 1941-1942", którego autorem jest Alexander Hohenstein. To pseudonim. Ukrywa się pod nim Heinrich Bock. Wydawca pisze, że pamiętnik był prowadzony na bieżąco, a jego fragmenty wysyłane w tajemnicy do Niemiec, gdzie przetrwały wojnę. Po wojnie Bock przepisał rękopis na maszynie, po czym go zniszczył. Jednak eksperci, do których zwrócił się wydawca, ocenili, że wersja maszynopisowa jest w pełni wiarygodna i zasługuje na publikację jako dokument czasu.

W pamiętniku znajduje się zacytowana wyżej relacja z egzekucji Żydów na rynku. Wkrótce getto w Poddębicach zostało zlikwidowane, a około trzy tysiące Żydów trafiło do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem.
Pamiętniki Heinricha Bocka nigdy nie ukazały się w języku polskim. Wersja niemiecka trafiła do naszej redakcji za sprawą 23-letniego Macieja Jędrzejczaka, zgierzanina, który od dziewięciu lat mieszka w Niemczech. Zainteresował się tymi wspomnieniami, kiedy niedawno obejrzał w niemieckiej telewizji film o byłym burmistrzu Poddębic, zrealizowany przez niemieckiego reżysera Hansa Dietricha Grabe w 1992 roku. Reżyser cytował w nim pamiętniki Bocka. Wynika z nich, że choć Bock realizował niemiecką misję cywilizowania Wschodu, był człowiekiem.

Poddębice, ośmiotysięczne miasteczko nad Nerem. Dziś, poza zainteresowanymi regionalną historią, niewielu ludzi słyszało o burmistrzu Bocku.

- Mieszkańcy Poddębic niewiele wiedzą o tamtych czasach - mówi Tomasz Wójcik, tutejszy nauczyciel historii. - Mieszka tu dużo ludności napływowej, przybyłej po 1956 roku, kiedy powstał powiat.

Miasto nie ma monografii. Wprawdzie w niedawno wydanej przez Poddębickie Towarzystwo Regionalne pracy zbiorowej "Świadkowie wojny i okupacji" są przetłumaczone fragmenty pamiętnika Heinricha Bocka, ale nie ma relacji ludzi, którzy pomogliby zobiektywizować fakty i oceny, przedstawione na jego łamach przez byłego burmistrza. Dziś nie sposób już znaleźć ludzi, którzy go pamiętają. Większość nie żyje, albo na rozmowę nie pozwala stan zdrowia.

Janina Puckowa, emerytowana polonistka z liceum w Poddębicach, mieszkała z rodzicami kilka domów dalej od willi Bocka. Ale na podstawie rodzinnych wspomnień nic nie może powiedzieć o Bocku, choć interesuje się regionalną historią. - Przed laty rozmawiałam z już nieżyjącą panią, która podczas wojny były służącą u Bocka - mówi Janina Puckowa.

- Opowiadała mi, że Bock był niezwykle pedantyczny i wymagający. Ale nie doznała od niego żadnej krzywdy podczas służby.
Dlaczego, kiedy był na to czas nie zebrano relacji ludzi, pamiętających rządy Bocka? Po części jest to skutek komunistycznej propagandy, zgodnie z którą wszyscy Niemcy, odwieczni wrogowie Polski, byli źli. To dlatego, kiedy w 1946 roku Władysław Szpilman opublikował swoje wspomnienia, w których opisał, że po upadku Powstania Warszawskiego uratował mu życie niemiecki oficer Wilm Hosenfeld, był zmuszony przedstawić go jako Austriaka.

Heinrich Bock przybył do Poddębic w 1940 roku w wyniku karnego przeniesienia z Rzeszy, gdzie był burmistrzem średniej wielkości miasta.

- Szczegółów od wydawcy się nie dowiadujemy, poza tym, że burmistrz był w złych stosunkach z partią NSDAP, do której należał od 1934 roku - mówi prof. Witold Kulesza, prawnik z Uniwersytetu Łódzkiego i były szef pionu śledczego IPN. - Ma poczucie, że jako burmistrz ma do spełnienia misję kulturową w tej części okupowanej Polski, włączonej jako kraj Warty do III Rzeszy.

Wierzył w wyższość kulturową narodu niemieckiego. Jego przekonania mieściły się w propagandowej formule niemieckiego działa odbudowy na Wschodzie. Jeżeli Kraj Warty, Poddębice mają być częścią Rzeszy, to ta część, za którą on odpowiada, powinna być upodobniona do Rzeszy. Pisze w pamiętniku, że Polacy budują byle gdzie, bez żadnego planu urbanistycznego. Ubolewa, że wiele domów jest nieotynkowanych. Buduje mosty, wytycza nowe ulice.

Mówi wprost, że nie ma zamiaru, by jego polski personel należał do kategorii drugiej klasy. Kto będzie realizował jego plany, pozostanie jego współpracownikiem, niezależnie od tego, czy jest Niemcem, Polakiem czy nawet Żydem. Nie zwraca się do Polaków na ty, nie muszą ustępować mu miejsca na chodnikach. O swoich niemieckich współpracownikach, pisze, że są to ludzie najgorszego pokroju, którzy korzystają z władzy, by łupić i rabować Polskę, zwłaszcza Żydów. Część tych precjozów: złota, kosztowności, odbieranych ludności żydowskiej trafia do kieszeni Niemców.

Gdy wchodzi w życie zarządzenie, że Polacy i Żydzi nie mogą prowadzić zakładów rzemieślniczych i zarabiać na życie, z przełożonym Żydów wymyślają, że będzie żądał od zlecających pracę Żydom, by wpłacali do kasy miasta pieniądze, jakie im się należą, a przełożony rady Żydów będzie miał o nich dostęp po potrąceniu 10-procentowego podatku. Kiedy mówi staroście o nędznej egzystencji Żydów w getcie, słyszy: "Niech Żydzi żyją z własnego tłuszczu, który zdołali wcześniej zgromadzić!" Ta odpowiedź nim wstrząsa.

- Kiedy w kwietniu 1942 roku następuje likwidacja getta w Poddębicach, był na urlopie - mówi prof. Kulesza. - Starosta uznał, że lepiej go nie odwoływać z urlopu, bo "zrobimy to bez niego szybciej".

Czy w tym pójściu na urlop należy upatrywać uniku ze strony Bocka? Trudno jednoznacznie to ocenić, ale nie można tego wykluczyć - przyznaje Artur Ossowski, historyk z łódzkiego IPN.

Jeden ze współpracowników zdał potem Bockowi relację, jak wyglądała likwidacja getta. Jest to bardzo drastyczny fragment pamiętnika. Jak ocenia prof. Kulesza, pod koniec pamiętnika zniknęło już poczucie wyższości Bocka. Dociera do niego, że żadna inna narodowość nie byłaby skłonna do takiego traktowania ludzi.

Zdaniem Artura Ossowskiego, Bock jest przedstawicielem tych Niemców, którzy chcieli realizować "misję cywilizacyjną", a nie eksterminacyjną. To była typ solidnego urzędnika , a nie hitlerowskiego prostackiego karierowicza, dla którego nazizm był szansą na karierę.
19 czerwca 1942 roku w Litzmannstadt odbyło się postępowanie karne w jego sprawie. Bock zostaje odwołany z funkcji burmistrz, gdyż m.in., zachowywał się nieobyczajnie, siadając przy jednym stole z Polakami, późniejsze wprowadzenie kartek na żywność niż w innych gminach, wysłanie wozów, by ulżyć łęczyckim Żydom w ich marszu do getta w Poddębicach. Jakie były dalsze losy Bocka? Do 1944 roku był kierownikiem w prywatnym przedsiębiorstwie, następnie powołano go do Wehrmachtu. Prawdopodobnie służył na froncie zachodnim, Potem przez rok pracował w administracji w Brunszwiku, skąd zwolniono go za przynależność do NSDAP. W ramach postępowania denazyfikacyjnego w 1948 roku został zaliczony do grupy trzeciej, czyli wspierających NSDAP. Jego majątek zajęto, otrzymał zakaz pracy w administracji i orzeczono nad nim nadzór policyjny. Odtąd zarabiał na życie jako robotnik w fabryce. W 1950 roku na skutek jego odwołana zmieniono mu kwalifikację denazyfikacyjną na "bierny członek partii". Mimo wielu prób nie udało mu się wrócić do pracy w administracji państwowej.
Czy Bock napisał te pamiętniki, by się wybielić? Prof. Kulesza: Kiedy opisuje egzekucję Żydów na rynku, używa przejmujących słów. To brzmi przekonywująco. Pamiętajmy, że za nieprzydatność dla NSDAP został odwołany z funkcji burmistrza. Myślę, że Bock napisał ten pamiętnik, żeby dokonać rozrachunku z samym sobą i odpowiedzieć na pytanie, czy mógł zrobić więcej. W latach 60. w Niemczech ten problem wypływał z całą mocą.
A jak wytłumaczyć to, że po wojnie przegrał postępowanie denazyfikacyjne? Wszak świadectwa denazyfikacyjne wydawały Niemcom komisje złożone z nazistów i w oparciu o zeznania nazistów. I dlatego nazywano je persilowymi, od nazwy proszku do prania, gdyż wybielały życiorysy.

Prof. Witold Kulesza twierdzi, że najprawdopodobniej Bock nie miał wsparcia ustosunkowanych nazistów.

- To nie był człowiek układowy i mógł mieć wrogów - dodaje dr Jacek Walicki, łódzki historyk.

Zdaniem prof. Kuleszy, możemy w przypadku Bocka mówić o chichocie historii. To samo dotyczy Hosenfelda, "dobrego Niemca" z "Pianisty,", który potrafił postawić wyżej swoje człowieczeństwo ponad to, że był niemieckim żołnierzem. Mimo to zginął po wojnie w sowieckiej niewoli.

Dziękujemy prof. Witoldowi Kuleszy za pomoc w przygotowaniu tego artykułu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki