Mówi nie tylko o trudzie dialogu z niechętną okazywaniu szacunku subkulturą, ale i o matni kontrolerów. A już Bułhakow w "Mistrzu i Małgorzacie" słowami Behemota troszczył się o moskiewskich kontrolerów, że to tak niewdzięczna profesja, iż lepiej drwa rąbać. A w Łodzi okazać się może profesją tyleż łatwą, co wybiórczo traktującą pasażerów.
Trzy kontrolerki proszą o bilety dwóch pasażerów, doprowadzając ich tą prośbą do rechotu. Podchodzą zatem w te same słowa do dwóch pasażerek. Jedna utrzymuje, że bilet ma, ale myszkując po torebce znalazła tylko nieaktualny. Potem szarpanina, policja, mandat i deklaracja skargi w MPK, a nawet w sądzie, bo bilet się znalazł, a i świadek gotów potwierdzić wersję pasażerki też. Bo już wersja MPK różni się diametralnie.
Nie jestem sądem, nie rozstrzygam. Ale chylę czoła przed wyobraźnią tych, co posyłają w jednej ekipie same tylko kontrolerki. To nie mizoginizm ani krytyka równouprawnienia płci. Po prostu życie chamieje, a i bez tego w optyce mężczyzn kontrolerkom łatwiej odmówić niż kontrolerowi. A kontrolerce łatwiej dopaść pasażerkę niż pasażera.
Świat widział już damsko-męskie duety w tym fachu: praktyczne i nie awanturujące się, choć działające z zaskoczenia. A może trzy panie to miał być większy element zaskoczenia? Może, ale nie dla facetów, którzy nie płacą za bilety. Gdyby jednego dnia posłać do boju same kobiety, to ciekawi mnie, ilu z ukaranych mandatami będzie mężczyznami.
No i brawa dla pani, która przez parę przystanków nie sprostała zadaniu odnalezienia dopiero co skasowanego biletu, choć bez problemu znalazła stary.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
