Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Obywatelu! Musisz bronić się sam". Polskie organizacje paramilitarne

Jakub Szczepański
Junackie Hufce Pracy
Junackie Hufce Pracy Fot. NAC
Prezydent Bronisław Komorowski namawia Polaków, by uczyli się, jak bronić kraju w razie napaści. Mamy w tej dziedzinie własne tradycje sięgające PRL oraz II RP. Piszemy o tym, które i w jakim kształcie przetrwały.

Konflikt na wschodnich rubieżach Europy tli się od końca lutego, chociaż wydaje się, że nikt już nie pamięta o aneksji Krymu. Dzisiaj mamy większy problem, czyli wojnę Rosjan z Ukraińcami.

- Trzeba skutecznie zwiększyć odporność państwa polskiego na potencjalną agresję - oświadczył Bronisław Komorowski podczas wrześniowej wizyty w kwaterze głównej Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego w Szczecinie. Tylko jak to zrobić w praktyce? Chociażby przez wprowadzenie do systemu obrony "większości" służb mundurowych. Tyle że podczas potencjalnego skrzyżowania szabli z Rosją - drugą potęgą militarną na świecie - to oczywiście nie wystarczy. Dlatego, zdaniem prezydenta, w kraju należy tworzyć postawy proobronne. - Chciałbym, aby zmieniło się to w dyskusję ogólnospołeczną, ogólnonarodową, co możemy zrobić, aby być bezpieczniejszymi - zadeklarował Komorowski. Wnioski? Prezydent RP nawołuje do tworzenia polskich jednostek paramilitarnych.

Wykorzystywanie potencjału zwykłych Polaków do obrony nie jest koncepcją autorską obecnej głowy państwa. Ba, oddolne organizacje paramilitarne są stare jak świat. Wiele tradycji, które do dzisiaj przetrwało nad Wisłą, powstało jeszcze za czasów II RP. Inne wymyślili komuniści. Niezależnie od tego, kiedy wcielano w życie idee powszechnej obronności, wszystkie miały jeden wspólny mianownik: patriotyzm wyrażany w przygotowaniu do praktycznej obrony granic. I nawet w XXI w. nietrudno znaleźć organizacje, które mogą się poszczycić niemal stuletnim doświadczeniem.

Swoje trzy grosze do obrony powszechnej kraju dorzucił już prezydent Ignacy Mościcki. ,,Junackie Hufce Pracy zapewnią młodzieży, obok pełnienia służby pracy, także przysposobienie do służby wojskowej lub wojskowej służby pomocniczej, a nadto nabycie kwalifikacji zawodowych, wychowanie obywatelskie i oświatę ogólną" - głosi art. 2 dekretu głowy państwa z 22 września 1936 r. Chociaż JHF funkcjonowały jedynie przez trzy lata - do czasu wybuchu II wojny światowej, to samą ideę przeniesiono na czasy powojenne. Można się ich doszukiwać w działalności "Służby Polsce" i Ochotniczych Hufców Pracy. Te ostatnie przetrwały do dzisiaj.

Są jednak tradycje sięgające dużo dawniej niż druga połowa lat 30. ubiegłego wieku. Chociaż idea skautingu doszła do Anglii w roku 1907, to już dwa lata później została entuzjastycznie przyjęta na ziemiach polskich. Pierwsze towarzystwa harcerskie uformowały się wokół takich organizacji młodzieżowych, jak "Sokół", "Zarzewie" i "Eleusis". Z czasem skautów było tylko więcej. I wcale nie poprzestawali na wychowaniu patriotycznym. Pierwsi harcerze przelali swoją krew w polskich formacjach wojskowych podczas I wojny światowej oraz w powstaniu wielkopolskim. O Szarych Szeregach chyba nie trzeba wspominać. Dlatego towarzysze z PRL nie mogli nie skorzystać z takiego potencjału.

W każdym razie ani ZHP, ani szeroko rozumiane hufce pracy nie są organizacjami, które stricte nawiązują do tradycji wojskowych. Co innego Liga Obrony Kraju - żywe dziecko ustroju komunistycznego. Towarzystwo Przyjaciół Żołnierza, przodek LOK, został powołany do życia podczas odwrotu wojsk niemieckich w lipcu i sierpniu 1944 r. Kiedy Warszawa zaczynała się wykrwawiać podczas powstania, na wschód od stolicy (ziemia siedlecka - red.) tuż obok Armii Radzieckiej i Armii gen. Berlinga powstała nowa inicjatywa.

Cel? Pomoc dla żołnierzy - zarówno tych rannych, jak i przelewających krew na froncie. W efekcie 21 sierpnia 1944 r. zaczyna funkcjonować Towarzystwo Przyjaciół Żołnierza. Z czasem, w wyniku mariaży m.in. z miłośnikami ORMO czy "krótkofalowcami", doszło do kolejnych zmian organizacyjnych. Jedni odchodzili, inni zakładali własne organizacje. Efekt finalny to Liga Obrony Kraju, która zaczęła działać dokładnie 12 listopada 1962 r.
Wróćmy do OHP. Działają i mają się całkiem dobrze. Tyle że nie mają nic wspólnego z działalnością paramilitarną. Jesteśmy na Gałczyńskiego 4 w Warszawie, tuż obok Foksal. Dookoła modne knajpki i wybrukowane uliczki. Oszklony front, przy wejściu do budynku ochroniarz, który od razu wskazuje drogę do OHP-owskiego Centrum Pracy i Edukacji Młodzieży. Biuro jak każde inne. W końcu trafiam do pokoju szefowej.

- Dzisiaj to na pewno zupełnie inna instytucja niż ta, którą znamy z przeszłości - mówi Dorota Siematycka, uśmiechnięta, krótko ostrzyżona brunetka. - Nasza działalność, tylko w ramach rynku, pracy polega na doradztwie zawodowym, pośrednictwie pracy i refundacji wynagrodzeń młodocianych pracowników - tłumaczy. Kilkanaście metrów od gabinetu pani dyrektor, tuż przy klatce schodowej, mieści się Młodzieżowe Biuro Pracy. Wśród młodzieży największą popularnością cieszy się m.in. statystowanie. Dorobić można nawet 15 zł na godzinę. Ale rano nie ma tu klientów, bo - jak zapewniają mnie pracownice - wszyscy najpewniej są jeszcze w szkole. Jedno jest pewne: dzieciaki mogą tu zarobić, o obronności nie ma mowy.

Dalsze tropy wiodą na Mokotów, dokładnie na ulicę Chocimską. To tutaj urzęduje zarząd główny LOK. Przy wejściu również ochroniarz, dalej metalowe bramki. Recepcjonista anonsuje mnie u oczekującego rozmówcy. Winda, potem korytarz. Goście mijają trofea jeszcze z poprzedniej epoki. A jest ich pełno. Chociażby za biatlon czy strzelectwo. W jednym z pokoi czeka na mnie starszy specjalista z Wydziału Szkolenia i Sportów Obronnych.

Na biurku plik papierów, co jakiś czas szybki telefon do prezesa. - Proszę to zapisać, bardzo chciałbym, żeby ukazało się w pańskim tekście - mówi Wiesław Michalak, emerytowany wojskowy i ekspert LOK. Pokazuje palcem tekst Konstytucji 3 maja: "Naród winien jest sobie samemu obronę od napaści i dla przestrzegania całości swojej. Wszyscy przeto obywatele są obrońcami całości i swobód narodowych." To dewiza działalności LOK.

Stowarzyszenie liczy 50 tys. członków. W ramach jego działalności można sobie postrzelać z kbks, wziąć udział w zawodach sportowych i uzyskać przyzwoity wynik. Bo podopieczni LOK odnoszą sukcesy. Ostatnio wygrali mistrzostwa stowarzyszeń o nagrodę szefa MON. Ale problemem są oczywiście pieniądze. W PRL było ich więcej, dzisiaj LOK musi sam na siebie zarabiać - na przykład szkoląc kierowców. Ważne są także kolejne wnioski rozpatrywane przez ministerstwo. Łatwo to wszystko przeliczyć. Nabój do pistoletu kosztuje złotówkę. Najniższa kwota, która pozwala na organizację strzelania dla 50 osób to 2 tys. zł. Tym bardziej że trzeba przecież wypłacić pensje - chociażby ratownikowi obstawiającemu imprezę.

W niedzielę światowe media obiegła informacja, że Władimir Putin polecił, żeby jego wojska stacjonujące w najbliższym sąsiedztwie Ukrainy opuściły poligony obwodu rostowskiego. To prawie 18 tys. wojskowych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: "Obywatelu! Musisz bronić się sam". Polskie organizacje paramilitarne - Portal i.pl

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki