Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od wydziału do uniwersytetu, czyli historia łódzkiej Akademii Medycznej

Anna Gronczewska
Inauguracja roku akademickiego
Inauguracja roku akademickiego archiwum UMŁ
Świętuje Łódź akademicka. Swój jubileusz obchodzi także łódzkie wyższe szkolnictwo medyczne. 70 lat temu na Uniwersytecie Łódzkim otwarto wydział lekarski, farmaceutyczny i stomatologiczny. 5 lat później powstała Akademia Medyczna.

Prof. Leszek Woźniak, to były rektor Akademii Medycznej w Łodzi, znany łódzki onkolog. Studia rozpoczął, gdy istniał tylko wydział medyczny na Uniwersytecie Łódzkim.

- Studia zacząłem w 1945 roku, a skończyłem w 1951 roku - wspomina 90-letni dziś prof. Leszek Woźniak. - Byłem drugim rocznikiem lekarzy, którzy odebrali dyplom tej uczelni. Pierwszym był ten "przyspieszony", który zaczął studia jeszcze w sierpniu 1945 roku.

Prof. Leszek Woźniak opowiada, że zajęcia odbywały się w różnych miejscach Łodzi. Między innymi w kinach "Bałtyk", "Polonia", a nawet w salach dawnej Szkoły Zgromadzenia Kupców przy ul. Narutowicza 68.

- Nie mieliśmy typowo wykładowych sal - dodaje prof. Woźniak. - W tych pierwszych latach warunki były bardzo trudne. Nie można porównywać ich do dzisiejszych. Pamiętam wielu swoich profesorów. Miałem na przykład bardzo sumiennych nauczycieli interny. Zajęcia z interny kończyłem u profesora Wacława Markerta.

Prof. Leszek Woźniak nie ukrywa, że studia szły mu dobrze. Na egzaminach dostawał głównie czwórki i piątki.

- Czerwonego dyplomu jednak nie dostałem! - śmieje się.- Miałem jednak więcej czwórek niż piątek. Żyje jeszcze kilku kolegów z mojego roku. Staramy się utrzymywać kontakt. Na tyle, na ile pozwala nam wiek. Bo nie tylko się uczyliśmy, ale razem bawiliśmy. Chodziliśmy na obiady do "Bratniaka", razem wyjeżdżaliśmy na wczasy, na przykład do Długopola, nad morze... Po skończeniu studiów nie mieliśmy problemów z pracą. Po wojnie w kraju brakowało lekarzy.

Próby stworzenia wyższego szkolnictwa medycznego pojawiły się w Łodzi już pod koniec XIX wieku. Nie udało się go jednak uruchomić. Rozwijało się za to łódzkie szpitalnictwo. Sprawa powołania w mieście uczelni medycznej pojawiła się na nowo po I wojnie światowej. Z taką inicjatywą wystąpił w 1928 roku prof. Wincenty Tomaszewicz. Poparło ją wiele środowisk. Niestety, wybuch wielkiego kryzysu gospodarczego sprawił, że znów sprawę trzeba było odłożyć. Ale w 1938 roku powołano Stowarzyszenie Wyższej Uczelni Lekarskiej. Jego prezesem został bp. Kazimierz Tomczak, sufragan diecezji łódzkiej. W jego skład wszedł też m.in. prof. Tomaszewicz oraz łódzcy fabrykanci.

Rozpoczęto przygotowania do budowy bazy klinicznej w wybranych łódzkich szpitalach, myślano o sprowadzeniu do Łodzi wykładowców z Warszawy i Poznania. Studentów mieli kształcić też lekarze z Łodzi. Budynek rektoratu planowano wybudować przy ul. Rokicińskiej. Akademia Medyczna w Łodzi miała rozpocząć rok akademicki 1 października 1940 roku. Niestety, plany zniweczył wybuch wojny. Ale i w czasie okupacji myślano o utworzeniu w Łodzi uczelni medycznej. Kiedy jednak w maju 1945 roku zostaje powołany do życia Uniwersytet Medyczny, nie ma na nim wydziałów medycznych. Utworzono je dopiero 27 sierpnia tego roku, dzięki osobistemu wstawiennictwu prof. Tadeusza Kotarbińskiego, pierwszego rektora UŁ.

Pierwszym dziekanem Wydziału Medycznego został prof. Wincenty Tomaszewicz, wybitny chirurg. Wydziału Stomatologicznego - prof. Alfred Meissner, a Farmaceutycznego - prof. Jan Muszyński.

Po kilku latach od zakończenia wojny spełniło się w końcu marzenie wielu łodzian o tworzeniu w mieście osobnej uczelni medycznej. 2 sierpnia 1949 roku Rada Ministrów podjęła decyzję o wyłączeniu wydziałów medycznych z uniwersytetów. Jednocześnie zadecydowano o utworzeniu w kraju akademii medycznych.

1 stycznia 1950 roku powołano do życia Akademię Medyczną w Łodzi. Jej pierwszym rektorem został prof. Emil Paluch. Prof. Paluch urodził się w 1904 roku. Studia medyczne zaczął na Uniwersytecie Jagiellońskim. W Krakowie, jeszcze jako student, przygotował swoją pierwsza publikację. Była poświęcona zatruciom ołowiem wśród garncarzy chałupników. Studia dokończył na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego. Dyplom lekarza otrzymał w 1930 roku. Pracował jako asystent w Państwowym Zakładzie Higieny w Warszawie, początkowo na Oddziale Chemii, a następnie Oddziale Higieny Pracy. Po wojnie przyjechał do Łodzi. Był kierownikiem Oddziału Higieny Pracy w łódzkiej filii Państwowego Zakładu Higieny. Zorganizował pierwszą w Polsce Poliklinikę Chorób Zawodowych. Zmarł w 1954 roku. W 1951 roku na AM powstał fakultet wojskowy, który w roku 1958 przekształcono w Wojskową Akademię Medyczną.

Prof. Jan Berner, znany chirurg, były rektor łódzkiej Akademii Medycznej, studia rozpoczął w 1950 roku.

- Byłem więc pierwszym rocznikiem, który skończył Akademie Medyczną - wyjaśnia prof. Jan Berner. - Choć przez pierwsze kilka miesięcy czuliśmy się jeszcze studentami Wydziału Medycznego Uniwersytetu Łódzkiego. Nosiliśmy nawet znaczki uniwersytetu.
Prof. Jan Berner opowiada, że na jego roku studiowało ponad 600 osób. A na wykłady przychodzili wszyscy.

- Nie tak jak dzisiaj! - zaznacza prof. Jan Berner. - Nie zapomnę wykładów z profesorem Marianem Stefanowskim na temat raka żołądka. Przekazywał nam mnóstwo wiadomości. Na jego wykłady przychodzili nie tylko studenci Wydziału Medycznego.

Dobrze też zapamiętał wykłady z fizjologii, które prowadził prof. Mieczysław Wierzuchowski. Przyjechał do Łodzi zza granicy i studenci bardzo się go bali. Na dodatek egzamin z fizjologii nie należał do łatwych. Już na początku swych spotkań ze studentami prof. Wierzuchowski ustalił zasady egzaminu. Losowało się trzy pytania. Kto odpowiedział na jedno dostawał trójkę, na dwa - czwórkę, a na trzy - piątkę. Przy czym nawet, gdy odpowiedziało się na jedno, a poślizgnęło na kolejnym to można było egzaminu nie zdać. I zwykle w pierwszym terminie nie zdawała go połowa studentów.

- Pamiętam, że bałem się tego egzaminu - opowiada prof. Jan Berner. - Wszedłem do sali egzaminacyjnej i wylosowałem pierwsze pytanie, które okazało się banalnie proste. Miałem powiedzieć, ile wynosi poziom cukru w organizmie człowieka. Odpowiedziałem dobrze. Profesor powiedział, że mam trójkę. Zapytał też, czy chcę odpowiedzieć na kolejne pytanie. Nie chciałem i z trójką wyszedłem z egzaminu.

Prof. Berner bardzo miło wspomina wykłady i egzamin u prof. Emila Lejko, z farmakologii. Nie krzywdził studentów, pomagał.

- Bardzo trudny wydawał się również egzamin z anatomii prawidłowej, u profesora Tadeusza Wasilewskiego - mówi prof. Berner. - Dzień przede mną zdawali go koledzy z pierwszej grupy. Na dwadzieścia osób zdały tylko cztery. Następnego dnia zdawała nasza grupa. Ja wszedłem pierwszy na egzamin. Gdy odpowiadałem na pytania profesora Wasilewski tylko lekko się uśmiechał. Potem wpisał ocenę do indeksu. Ja miałem taką sportową duszę, więc nie otworzyłem indeksu. Wyszedłem z sali egzaminacyjnej nie wiedząc czy zdałem. Ale dopadli zaraz do mnie koledzy. Wzięli indeks i okazało się, że zdałem. I to nawet nieźle. Grupa miała więc niezły początek.

Prof. Jan Berner zaznacza, że studiował w czasach stalinizmu. Wtedy wiele do powiedzenia miała tzw. lekka kawaleria Związku Młodzieży Polskiej. Kto nie należał do związku miał ciężko. To ta lekka kawalera decydowała na przykład o praktykach.

- Ja do ZMP nie należałem, ale miałem to szczęście, że podczas studiów rozwijała się moja kariera sportowa - wyjaśnia prof. Jan Berner. - Uprawiałem sport motocyklowy i odnosiłem sukcesy. Byłem więc ceniony. I ta lekka kawaleria ZMP mnie się nie czepiała.

Dr Stanisław Banach jest dziś urologiem. Studia na łódzkiej Akademii Medycznej rozpoczął w 1961 roku.

- Zajęcia odbywały się w bardzo wielu miejscach - opowiada dr Stanisław Banach. - Pamiętam, że bilet na dziesięć przejazdów tramwajem kosztował półtora złotego. Bywało, że w ciągu dnia zużyłem jeden taki bilet. W mojej grupie było wielu kolegów spoza Łodzi, między innymi z kieleckiego. Na początku, zanim poznali miasto, musieli się sporo nagimnastykować, by trafić na zajęcia.

Dr Stanisław Banach przyznaje, że jednym z najtrudniejszych przedmiotów, pewnie nie tylko dla niego, była anatomia. Wykłady trwały dwa lata. Prowadził je prof. Tadeusz Wasilewski. Był też wtedy dziekanem wydziału medycznego. Wykłady odbywały się w w Zakładzie Anatomii, przy ul. Narutowicza 60, blisko Placu Dąbrowskiego.

- Sala wykładowa była olbrzymia, nas na roku 220 osób, a wszyscy pomieścili się w 3-4 rzędach, siedzieliśmy ściśnięci, ale nam to nie przeszkadzało - wspomina dr Banach. - Profesor Wasilewski miał bowiem taki zwyczaj, że na wykładzie pytał tych, którzy na sali siedzieli w ostatnich rzędach. Pamiętam, że profesor malował na tablicy piękny, kolorowy układ nerwowy. Jedne neurony czerwoną kredą, inne niebieską... Na wykład wszyscy szli z wyprasowanym, pięknie złożonym białym fartuchem. Nie mógł mieć żadnego zagięcia. Sam egzamin z anatomii też był bardzo ciężki. Kto dostał trójkę był szczęśliwy. Przecież anatomii uczyliśmy się dwa lata. "Anatomia" Bochenka składała się z ośmiu tomów. Każdy miał po 300-400 stron. I tego trzeba było się nauczyć!

Dr Banach wspomina, że na pierwszym roku bardzo trudne były też egzaminy z biologii, u prof. Rościsława Kadłubowskiego.

- Kto zdał ten egzamin to mógł być pewien, że potem skończy medycynę! - dodaje dr Stanisław Banach. - Zresztą trudna była nie tylko biologia, ale też inne przedmioty ogólne, jak na przykład chemia organiczna. Po trzech latach zaczęliśmy mieć zajęcia w klinikach. To były już inne studia. Wykładowcami byli lekarze, inaczej nas traktowali. Zresztą my studiowaliśmy już na trzecim, czwartym roku. Byliśmy też trochę mądrzejsi. Na zajęcia jeździliśmy do różnych łódzkich szpitali. Między innymi do szpitala imienia Barlickiego. Interna była u profesora Markerta, profesora Bojanowicza czy profesora Musiała w szpitalu przy ulicy Sterlinga. Zajęcia z chirurgii mieliśmy u profesora Andrzeja Alichniewicza, w szpitalu imienia Pirogowa.
Dr Banach mówi, że te pierwsze zajęcia praktyczne nie były dla niego jakimś wielkim przeżyciem. Przypomina, że w czasach, gdy zdawał na studia, liczyły się nie tylko oceny na maturze czy egzaminie wstępnym. Równie ważne, a może nawet ważniejsze były tak zwane punkty za pochodzenie.

- Choć dobrze zdałem maturę, egzaminy wstępne, to nie dostałem się na medynę, bo zabrakło mi punktów za pochodzenie - opowiada dr Stanisław Banach. - Był rok 1960. Złożyłem odwołanie, tak jak kilku moich kolegów. Odwołanie rozpatrzono pozytywnie. To znaczy utworzono z nas 10 czy 12-osobową grupę i skierowano nas do pracy w służbie zdrowia. Ja przez ten rok pracowałem jako sanitariusz. Opatrzyłem się więc na rany, miałem kontakt z chorymi.

Pan Stanisław po trzecim roku, w czasie wakacji, pojechał do Wielunia i odbywał praktyki w szpitalu.

- Mieszkaliśmy w szpitalu, byliśmy na każde wezwanie ordynatora, w dzień i w nocy- wspomina dr Banach. - Były wakacje, brakowało lekarzy. Pozwolono mi "powisieć" na hakach podczas operacji.

Studenci znajdowali też czas na zabawę. Dr Banach przypomina, że w czasie jego studiów medycznych zapanowała era rock an rolla. Bawiono się przy piosenkach Elvisa Presleya, Beatlesów.

- Bawiliśmy się w słynnych "Siódemkach", ale też w akademikach na "Lulumbowie" i na prywatkach - dodaje Stanisław Banach.

Profesor Tadeusz Robak, znany łódzki hematolog, przez kilka miesięcy był też rektorem Akademii Medycznej w Łodzi, ostatnim przed utworzeniem Uniwersytetu Medycznego. Studia na medycynie rozpoczął w 1967 roku. Dyplom lekarza odebrał natomiast w 1973 roku.

- Miałem na studiach bardzo fajną grupę - mówi prof. Tadeusz Robak. - Był w niej między innymi obecny rektor Uniwersytetu Medycznego, profesor Paweł Górski, znany dziś okulista doktor Adam Rojek czy nieżyjący już Adam Brodecki, który był też sportowcem. Reprezentował Polskę na olimpiadzie i innych ważnych imprezach w łyżwiarstwie figurowym. Dokładnie w parach sportowych.

Prof. Robak zapamiętał też wielu swoich wykładowców. Na przykład prof. Aleksandra Pruszczyńskiego, który prowadził zajęcia z anatomii patologicznej.

- Profesor był bardzo opiekuńczy, wyrozumiały - wspomina prof. Robak. - Dobrze zapamiętałem wykłady profesora Waldemara Fortaka z histologii. Prowadził je bardzo nowocześnie, wyróżniał się eleganckim stylem bycia. Pamiętam też zajęcia z profesor Aleksandrą Mazurową i jej mężem profesorem Mieczysławem Mazurem. Pani profesor była kierownikiem II Kliniki Chorób Wewnętrznych, a pan profesor kierownikiem zakładu farmakologii.

Prof. Tadeusz Robak, pewnie jak wielu studentów medycyny, niezbyt mile wspomina też wykłady z biologii, które prowadził prof. Rościsław Kadłubowski.

- Czuliśmy, ze nauka tego przedmiotu nie ma sensu - wyjaśnia prof. Robak. - Te pierwsze lata na medycynie były bardzo trudne. Zmienił się sposób nauczania, traktowania. Trzeba było włożyć wiele pracy, by utrzymać się na studiach. Na starszych latach mieliśmy zajęciach w klinikach, kontakt z pacjentem. Była to już wielka przyjemność

Prof. Robak do dziś utrzymuje bliskie kontakty z kolegami z grupy, ze studiów.

- Byliśmy bardzo zżytą grupą, solidarną - dodaje. - Potrafiliśmy się nie tylko uczyć, ale i bawić. Podczas studiów mieszkałem u wujka. Ale często jeździłem do moich kolegów mieszkających w akademiku na Lulumbowie. Mieszkał tam Adam Rojek, Mirek Misiak.

Pan profesor do dziś pamięta zajęcia w studium wojskowych przy ul. Wierzbowej czy też wyjazd na sześciotygodniowe szkolenie do Stargardu Szczecińskiego.

- Były tam białe koszary, czerwone - opowiada prof. Robak. - Pobudka o szóstej rano i słonina w konserwach, którą jedliśmy na śniadanie, na obiad. Takie rzeczy długo się pamięta.

W 2002 roku uczelnia przeszła kolejną reorganizację. Stała się Uniwersytetem Medycznym. Jeho pierwszym rektorem został profesor Andrzej Lewiński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki